Świat

Południe czeka

REPORTAŻ: Sudan się dzieli

Na południu Sudanu widać ogromne poczucie jedności, solidarności i wiarę w potencjał kraju. Wynik 7-dniowego referendum był przesądzony już po czterech dniach. Na południu Sudanu widać ogromne poczucie jedności, solidarności i wiarę w potencjał kraju. Wynik 7-dniowego referendum był przesądzony już po czterech dniach. Goran Tomasevic/Reuters / Forum
Południowy Sudan, najmłodsze państwo Afryki, niepodległość ogłosi w lipcu. Choć wisi nad nim groźba katastrofy humanitarnej, to jego obywatele są pełni optymizmu.
Po 18-dniowej podróży, do portu w Dżubie przypływa statek z południowcami powracającymi z Chartumu. Według obliczeń ONZ i organizacji pozarządowych, do lipca może ich być poł miliona.Piotr Zalewski/Polityka Po 18-dniowej podróży, do portu w Dżubie przypływa statek z południowcami powracającymi z Chartumu. Według obliczeń ONZ i organizacji pozarządowych, do lipca może ich być poł miliona.
Arabski sklepikarz Ali El Obeyd Elawad wierzy, że także w nowym państwie jakoś da sobie radę.Piotr Zalewski/Polityka Arabski sklepikarz Ali El Obeyd Elawad wierzy, że także w nowym państwie jakoś da sobie radę.
Polityka

Do portu w Dżubie przybijają dwie barki. Z Chartumu wypłynęły 18 dni temu, jak na porę suchą 1600 km dzielące oba miasta pokonały dość szybko, bo gdy rzeka obniża poziom, droga w górę Nilu może zająć nawet 3 tygodnie. Stojący na nabrzeżu Cipiriano Wani jest szczęśliwy i zniecierpliwiony, na jednej z barek płynie jego żona i ośmioro z piętnaściorga dzieci. Drugą żonę z resztą przychówku zdążył już sprowadzić do Dżuby, przyszłej stolicy nowego państwa. Czeka i martwi się, czy zapewni wszystkim dach nad głową, jest jednak pewien, że powrót po 32 latach spędzonych w sudańskiej stolicy był dobrym pomysłem. – OK, na północy łatwiej o pracę, ale już zrobiło się niebezpiecznie. A kiedy południe się odłączy, nie będziemy mieli czego szukać w Chartumie – przekonuje.

Tymczasem pasażerowie gramolą się na ląd. Są dwumetrowi Dinkowie, Nuerowie z rytualnymi bliznami na czole i policzkach, kobiety w barwnych całunach, wszyscy objuczeni walizkami, pakunkami, niemowlętami, meblami, garnkami, materacami i zwierzętami. Wielu z nich nie ma krewnych w Dżubie, więc podobnie jak kilkuset przybyszy upchniętych w obozie tuż obok tygodniami będą wyglądać ciężarówek, które powinny zawieźć ich dalej na południe, do regionu nazywanego Ekwatorią.

Dzień niepodległości

W ciągu ostatnich trzech miesięcy z północy przybyło już ponad 150 tys. osób, podaje ONZ, niebawem może ich być nawet i pół miliona. Większość to byli uchodźcy, którzy uciekali z południa podczas krwawej wojny domowej toczonej w latach 80. i 90. (zginęło wówczas 2 mln ludzi). Chronili się głównie w slumsach wokół Chartumu.

Warunki na południu też są trudne i pogarszają się z dnia na dzień, bije na alarm Susan Purdin z International Rescue Committee i ostrzega przed katastrofą humanitarną. Jak dotąd przywódcy autonomicznego rządu południowego Sudanu nie zdołali się dogadać z rządem w Chartumie co do statusu południowców żyjących na północy i mieszkańców północy przebywających na południu. Na to mają czas do 9 lipca, gdy południe powinno ogłosić niepodległość. Groźby arabskich władz z północy pod adresem czarnych południowców też robią swoje. We wrześniu ubiegłego roku rządowa agencja informacyjna podała, że w przypadku secesji mieszkańcy południa stracą sudańskie obywatelstwo, prawo do pobytu na północy i pracy. „Jeżeli Sudan się podzieli, zmienimy konstytucję i nie będzie co marzyć o kulturowej czy etnicznej różnorodności” – groził prezydent Omar Al-Baszir w połowie grudnia.

W porcie koczuje również Samuel Tigot Amen, z Chartumu wraca po 20 latach. Od tygodnia czeka na konwój do Maridi, to na zachód od Dżuby. Siedzi na metalowym krześle, obok sterta materacy i ogromnych, nieporęcznych tobołów. Ze swoim krewniakiem Jacksonem zabijają czas, dając upust niechęci wobec rządu w Chartumie. – To politycy z północy tworzą problemy – mówi Jackson i wskazuje na arabskojęzyczną gazetę leżącą na jego kolanach. – Dlatego południowcy uciekają z północy, a nie odwrotnie. Trudno odmówić mu racji. Kiedy przywódca południowej partyzantki John Garang zginął w katastrofie śmigłowca w lipcu 2005 r., ledwo parę miesięcy po podpisaniu historycznego porozumienia pokojowego, tłum południowców, podejrzewając chartumski rząd o zamach, podpalił arabskie sklepy w Dżubie. Zginęło wówczas 18 osób. Podobne scenariusze, przed którymi ostrzega rząd Al-Baszira, tym razem się jednak nie spełniły, a Salva Kiir, prezydent południowego Sudanu, wezwał służby bezpieczeństwa do ochrony miejscowych Arabów i ich mienia.

Teraz Ali El Obeyd Elawad, Arab rodem z Chartumu, siedzi przed swoim sklepem w Dżubie i wskazuje na szereg zamkniętych sklepików po drugie stronie ulicy. – Wielu Arabów wyjechało przed referendum, niektórzy sprzedali interesy i wynieśli się na dobre, ale większość wkrótce wróci. Zgadza się z nim pracownik pobliskiej firmy przesyłkowej, który twierdzi, że jeśli Arabowie w ogóle wyjeżdżają, to chyba tylko po to, by przeczekać okres głosowania. – Niektóre południowe plemiona nas nie lubią, ale dotychczas nic nam się nie stało – mówi Ali El Obeyd, który nie tylko nie myśli o opuszczeniu miasta, ale gdyby mógł, to głosowałby za secesją. Sekunduje mu Harrun, arabski nauczyciel, od niedawna w Dżubie. – Wielu ludzi z północy popiera secesję południa, wiedzą, jak wiele tu wycierpiano i sami też nie znoszą rządów Al-Baszira.

 

Skazane na współpracę

Opieka nad powracającymi południowcami i pozostającymi Arabami to tylko dwa z szeregu wyzwań, które stoją przed rządem południowego Sudanu. Kolejnym jest ropa.

Około trzy czwarte produkcji ropy w Sudanie, obecnie jakieś pół miliona baryłek dziennie, pochodzi z pól naftowych południa. Kiedy kraj się rozpadnie, południowa ropa znajdzie się w rękach rządu w Dżubie, a jedyny sudański rurociąg w rękach Chartumu, więc oba państwa będą skazane na współpracę. Przynajmniej do czasu budowy ropociągu łączącego Dżubę z kenijskim wybrzeżem Oceanu Indyjskiego Chartum będzie mógł jednak dyktować wysokie opłaty tranzytowe. Dopiero powstanie takiego rurociągu dałoby południu bardzo mu potrzebną niezależność, bo o ile na północy dochody z ropy stanowią około 45 proc. budżetu, o tyle na południu jest to prawie 98 proc.; ropa pozwala południu na stabilny rozwój gospodarki i chroni ją przed całkowitym krachem. Nic więc dziwnego, że ewentualne zakręcenie kurka przez Al-Baszira może być potraktowane jako casus belli. Wiadomo, że obie armie są na wojnę przygotowane.

Sto metrów od cumującej barki inna barka przygotowuje się do wypłynięcia. Ta jednak, zamiast ludzi, przewozi broń: dwa czołgi, pojazd wojskowy i skrzynki z amunicją. Transport zmierza na północ, do niespokojnej prowincji Górnego Nilu, wyjaśnia stojący nieopodal dwudziestokilkuletni żołnierz. – A tam już czekają nasi – mówi. Mimo zakończenia 20-letniej wojny domowej i wbrew ustaleniom porozumienia pokojowego z 2005 r., między rządami obu krajów rozkręcił się wyścig zbrojeń. Północ kupuje broń w Chinach i Iranie, rząd południa przeznacza na wojsko jedną trzecią budżetu. Na razie cywilnymi sprawami zajmują się organizacje pozarządowe, ale prędzej czy później południowi generałowie będą musieli się wziąć za rządzenie, coraz więcej ludzi traci bowiem cierpliwość do władz wywodzących się z partyzantki. – Padają zarzuty, że rząd jest zdominowany przez jedno plemię, Dinka, i że wraz z armią rozgrabia kraj – mówi Jehanne Henry z Human Rights Watch. – Niby jest pokój, ale gdzie są rezultaty? Wciąż brak rozwoju, brak szkół, brak opieki zdrowotnej.

Na szarym końcu

Pokój między południem i północą nie znaczy, że na samym południu jest sielankowo. Choć świat skupia się na walkach w bogatej w ropę prowincji Abyei, gdzie w starciach między zwaśnionymi plemionami Misserija i Ngok Dinka tylko od początku roku zginęło kilkadziesiąt osób, punktów zapalnych na południu jest mnóstwo. Rasizm wobec czarnych Sudańczyków, niewolnictwo, które w paru odmianach przetrwało w Sudanie do dziś, próby narzucania szariatu ludności chrześcijańskiej i animistycznej, dominacja Arabów w rządach w Chartumie, a także lata wojny i zaniedbania zostawiły południe w tragicznym stanie. W 2009 r. konflikty międzyplemienne pochłonęły ponad 2,5 tys. ofiar, więcej niż walki w Darfurze. – Przyczyny, które podsycają przemoc, wcale nie znikły – przestrzega Claire Mc Evoy, ekspert ze Small Arms Survey, niezależnego think tanku z siedzibą w genewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Nawet w Dżubie, którą południe się szczyci, zacofanie kraju widać jak na dłoni. W pokojach akademickich miejscowego uniwersytetu na 16 m kw. mieszka po sześciu, czasami po ośmiu studentów. Brakuje bieżącej wody. Przed akademikami kozy grzebią w stertach śmieci, a w całym mieście, którego ludność wzrosła w ciągu ostatnich sześciu lat z niespełna 150 tys. do ponad miliona, na każdy betonowy budynek przypada po kilka lepianek skleconych z patyków, błota i słomy.

Niepodległe południe ze swoimi wskaźnikami społeczno-ekonomicznymi trafi na szary koniec rankingów ilustrujących stopień rozwoju państw. W kraju dwukrotnie większym od Polski, zamieszkanym przez 8 mln ludzi, jest tylko 50 km dróg asfaltowych. Co najmniej połowa ludności nie ma dostępu do wody pitnej, 85 proc. nie umie czytać. Według danych UNICEF na każdy tysiąc noworodków umiera 102 (w Polsce w 2009 r. ok. 5), a ponad 90 proc. ludności żyje za mniej niż 1 dol. dziennie.

A jednak widać ogromne poczucie jedności, solidarności i wiarę w potencjał kraju, którą wyzwoliła wśród południowych Sudańczyków walka o niepodległość. O północy 8 stycznia, na zamontowanym pośrodku ruchliwego skrzyżowania zegarze elektronicznym, który odliczał czas do dnia referendum, wybiła godzina zero. Już parę godzin później lokale wyborcze w Dżubie przeżywały oblężenie. Przy mauzoleum Johna Garanga setki osób ustawiły się nad ranem w kolejkach, by móc oddać głos w pierwszym dniu 7-dniowego plebiscytu. Wynik głosowania był przesądzony, w sondażach przedwyborczych ponad 90 proc. opowiadało się za secesją, do czwartego dnia zagłosowało 60 proc., co oznaczało, że wynik referendum będzie ważny.

My, naród

Jak z dziesiątek plemion, które często nie wiedzą o swoim istnieniu, zbudować naród? Jok Maduk Jok, profesor z Kalifornii, wrócił po wielu latach do Dżuby, aby odpowiedzieć na podobne pytania. – Dotąd jednoczył nas opór przeciwko północy, teraz nie możemy budować wspólnoty opartej na nienawiści, tym razem będzie to jedność oparta na równości – zapewnia profesor.

Porozumienie pokojowe z 2005 r. miało dać rządowi Al-Baszira możliwość udowodnienia, że zależy mu na jedności kraju – mówi Nasr, 29-latek stojący w kilkudziesięciometrowej kolejce do urny. – Jedność z Chartumem nic nam nie dała, musimy się oddzielić – krzyczy Efon. – A nasi południowi bracia niech tu wracają, by zobaczyć, co to jest wolność.

Po drugiej stronie miasta przez zatłoczone ulice przetacza się procesja Kościoła Ludu Kusz, chrześcijańskiej sekty, której członkowie, ubrani na czarno, śpiewają pieśni religijne, wymachują drewnianymi krzyżami i głoszą, że oto ziściło się proroctwo Izajasza. – Chcemy powiedzieć światu, że nie będziemy znowu żyć w niewoli. Nasi bracia ginęli przez ponad 20 lat, abyśmy mogli dożyć tego dnia – krzyczy wśród pyłu, śpiewu i dźwięku klaksonów 19-letni Garang Atera.

Zaskakujące, ale wiara – choć nikt nie lekceważy jej siły oddziaływania – przestaje być czynnikiem podziałów. Wystarczy krótka wizyta w meczecie, by zadać kłam popularnemu przekonaniu, że konflikt między islamską północą a chrześcijańsko-animistycznym południem jest przede wszystkim sporem krzyża z półksiężycem. W okolicach meczetu Konyo Konyo nie znalazłem żadnego muzułmanina, który głosowałby przeciwko niepodległości południa.

 

Polityka 04.2011 (2791) z dnia 21.01.2011; Świat; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Południe czeka"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną