Bomba była za słaba, a drzwi zbyt ciężkie. Zginęły tylko cztery osoby na korytarzu. Rozległy się strzały, wartowników wsparli policjanci i oddział specnazu. Według agencji Interfaks wszyscy napastnicy zginęli. Nie było ich wielu, bo zamachowcy samobójcy atakują zwykle w pojedynkę. Ten, który dotarł do gabinetu przewodniczącego, mógł mieć co najwyżej kilkuosobową asystę, która robiła zamieszanie, żeby odwrócić uwagę ochrony od głównego w tym ataku szahida.
Ot, zwykły incydent, jak co dzień, może trochę krwawszy. Gubernator Kadyrow nawet nie pofatygował się z oświadczeniem, bo wcześniejsze, składane kilkakrotnie, że wypleni terroryzm i tradycje feudalne, powinny wystarczyć. Satrapa ten walczył przeciwko Rosjanom w pierwszej wojnie czeczeńskiej w roku 1990. Potem przeszedł na stronę wroga i zrzekł się tytułu prezydenta, bo „w Federacji Rosyjskiej jest tylko jeden prezydent”. Wobec tego pretorianie przemianowali go na gubernatora. Ale on rządzi tylko swoim klanem. Pozostałe są z nim w konflikcie.
W Czeczenii było tak od zawsze. Czeczeni nazywają samych siebie nachcze, co znaczy ludzie. Jest to groźny, dziki lud góralski, który pod wodzą Dauda Bega i Osmana Khana walczył z Rosją do upadłego przez cały wiek XVIII. Po nich dowództwo przejął Szamil, który krwawo rozprawił się z plemionami kwestionującymi jego władzę, zjednoczył Czeczenów i przez 25 lat, tyranizując całą ludność prowadził umiejętnie walkę partyzancką przeciwko wojskom carskim. Poddał się i poddał Czeczenię w roku 1859. Wielu górali uciekło wtedy do Armenii. Rosyjskie władze okazały się jeszcze gorsze od Szamila. Na Zakaukaziu najbardziej krewkimi byli zawsze Czeczeni i Dagestańczycy. Bunt przeciwko władzy kolonialno-wojskowej, wzniecony wtedy, trwa, jak widać do dziś. Arystokracja rosyjska próbowała przeciągnąć na swoją stronę arystokrację czeczeńską, podobnie jak elita rosyjska zabiega o elitę czeczeńską. Jedno i drugie bez skutku. Duchowni muzułmańscy prowadzili wśród górali propagandę minerydyzmu, odmiany islamu, który przenikał z Azji Środkowej. Minerydzi to uczniowie, wyznawcy. Ich nazwa brzmi jak „talibowie”. I w istocie szahidzi czeczeńscy owego okresu byli poprzednikami dzisiejszych uczniów szkół przymeczetowych, talibów właśnie.
Byli zawsze bardzo biedni, ale dbali o to, żeby ich kobiety ubierały się pięknie. Wolność byłą dla nich wartością najwyższą. Panowała między nimi równość, co nie dotyczyło jeńców wojennych. Rządziły rady starców, a sprawiedliwość wymierzali pokrzywdzeni. Nieortodoksyjny islam mieszał się z kultem Świętego Jerzego i Dziewicy. Za zabójstwo karano śmiercią, chyba że przestępca pozwalał się ostrzyc i ogolić krewnym ofiary, składając przy tym przysięgę braterstwa, wymuszoną brzytwą na gardle. Porywali i nadal porywają, jak Cyganie, upatrzone dziewczyny, żeby je poślubić. Kadyrow właśnie zapowiedział, że skończy z tym barbarzyństwem, bo porwanie w Federacji Rosyjskiej jest zbrodnią. Nakazał surowe posty w okresie Ramadanu, pozamykał restauracje i garkuchnie, i nie ma nic przeciwko temu, że fundamentaliści oblewają kwasem twarze dziewcząt, które nie noszą chust.
W języku czeczeńskim występuje 20 dialektów, to znaczy - tyleż klanów męskiej części rodów. Podobnie jak w Afganistanie pokój panuje między nimi tylko wtedy, kiedy są na wojnie z kimś innym. A na wojnie z Rosją są od dwustu lat. To chyba dowodnie pokazuje, ze rozwiązania wojskowego tam nie ma i nie będzie. Pokojowego zresztą – też nie.