Świat

Ile w Turku Atatürka

Ojciec Turków i jego spuścizna

budynkach... budynkach... quinn.anya / Flickr CC by SA
Przeprowadzone 12 września referendum nad pakietem poprawek do tureckiej konstytucji stało się plebiscytem popularności dla rządu. Ale również sporem o dziedzictwo Atatürka.
Atatürk jest wszędzie: na koszulce i...quinn.anya/Flickr CC by SA Atatürk jest wszędzie: na koszulce i...
i postumentachhenribergius/Flickr CC by SA i postumentach

Stawka w referendum była spora – zwiększenie roli parlamentu i prezydenta w nominowaniu członków Trybunału Konstytucyjnego, ograniczenie uprawnień sądów wyższej instancji, często wrogich rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i – przynajmniej pośrednio – pozycja wojskowych w kraju. Podczas kampanii przedreferendalnej opozycja starała się przedstawić zmiany konstytucyjne jako kolejny atak na świecką spuściznę po prawdziwej świętości – Atatürku.

Ale formacja premiera Tayyipa Erdogana wyszła z tego obronną ręką. Poprawki poparło 58 proc. Turków. Niepokonana od 2002 r. AKP wydaje się nie do pobicia w przyszłorocznych wyborach. Opozycja nie ma bowiem pomysłu na rządzenie. Gwiazda Kemala Kilicdaroglu, nowo upieczonego przywódcy Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), dla którego referendum stało się osobistą porażką, powoli gaśnie. Jednak w oczach wielu tureckich sekularystów, ubolewających nad bezradnością partii opozycyjnych, tylko jeden człowiek ma dziś realne szanse zagrozić Erdoganowi. I mniejsza z tym, że nie żyje od ponad 70 lat. Właśnie Atatürk. Mówi się, że Unia Europejska potrzebuje przywódcy z takim autorytetem, że mógłby sam zatrzymać ruch w wielkim mieście. Turcja takiego już ma.

Dokładnie o 9.05 rano 10 listopada 15-milionowy Stambuł uczci kolejną rocznicę odejścia Mustafy Kemala Atatürka. Wraz z dźwiękiem syren przeciwlotniczych największe miasto Europy, jak co roku, stanie w miejscu. Pędzący ulicami ludzie zastygną jak zaczarowani. W szkołach, fabrykach i urzędach zalegnie cisza.

Ojciec jest wszędzie

Nie ma się co dziwić. To wszak Ojciec Turków – tak bowiem brzmi tłumaczenie nazwiska, które Mustafa Kemal przybrał w latach 30. To on ograniczył władzę sułtana, pozwalając mu zachować tytuł kalifa, przywódcy wiernych, po to tylko, by zaledwie dwa lata później rozmontować 1300-letni kalifat raz i na zawsze. Przekształcił rozpadające się islamskie imperium w świecką republikę. Zniósł alfabet arabski i wprowadził łaciński. W 1930 r. przyznał kobietom prawo do głosowania w wyborach lokalnych, a w 1934 r. w wyborach parlamentarnych (na długo przed wieloma z obecnych krajów UE).

Konserwatywni Turcy mają Atatürkowi za złe narzucenie im systemu, który zepchnął religię wyłącznie do sfery prywatnej, nie tyle oddzielając ją od państwa, ile uzależniając ją od niego, lecz wciąż czczą go jako bohatera i zbawcę. Pomniki Atatürka są w Turcji wszędzie. W prawie każdym tureckim mieście Atatürk Bulvari jest największą ulicą. Portrety Atatürka – włosy przygładzone do tyłu, kamienna twarz, zapadnięte policzki, podniesione brwi ŕ la Bela Lugosi i błękitne, lodowate oczy – zdobią każdy urząd miejski, każdy uniwersytet i każdy obiekt sportowy. Jego podobizna pojawia się w restauracjach, sklepach, kawiarniach i zakładach fryzjerskich na terenie całego kraju. Atatürk spogląda na nas ze wszystkich tureckich banknotów.

To oddanie przybiera czasem formę groteski. Gdy amerykański tygodnik „Time” uruchomił w 1999 r. internetowe głosowanie na najbardziej wpływowych ludzi XX w., promowanie sławy Atatürka stało się w Turcji kwestią racji stanu. Nie tylko tureckie media, lecz sam premier i prezydent zagrzewali wszystkich obywateli do walki. W rezultacie Atatürk zdobył imponujące 33-proc. poparcie w kategorii „przywódcy i rewolucjoniści”, minimalnie przegrywając z Winstonem Churchillem. W kategorii „bohaterowie i symbole” znalazł się na trzecim miejscu, tuż za Jurijem Gagarinem i Nelsonem Mandelą. Zapał Turków był tak ogromny, że na pewnym etapie głosowania ich bohater zepchnął na odległe drugie miejsce Boba Dylana... w kategorii „artyści i gwiazdy estrady”.

W imię Ojca

Dzięki potężnemu kultowi jednostki Atatürk stał się w Turcji świętością. Dwa lata temu na ekrany tureckich kin trafił „Mustafa”, filmowa biografia Atatürka w reżyserii Cana Dundara. Wśród tureckich nacjonalistów film wywołał burzę. Rozsierdził ich nie tyle fakt, że film Dundara opowiadał o często cenzurowanych fragmentach politycznej biografii Atatürka – o tym choćby, że po dojściu do władzy wielki przywódca rozważał wprowadzenie autonomii dla Kurdów, czy o tym, że brutalnie rozprawił się z opozycją – lecz to, że Atatürk Dundara był człowiekiem z krwi i kości, a do tego człowiekiem ułomnym. Że cenił sobie towarzystwo kobiet; że bał się spać w ciemności; że miał powiedzieć (o swojej byłej żonie): „Dowodziłem armiami, a nie mogłem sobie poradzić z jedną kobietą”; że obawiał się, by podczas inauguracyjnego przemówienia w parlamencie nie wypadły mu sztuczne zęby; że pod koniec życia pił (zmarł na marskość wątroby), palił (trzy paczki dziennie) i dziwaczał.

Taki obraz rzeczy uderzał w pielęgnowany przez armię wizerunek Atatürka jako ikony, człowieka z marmuru, wyroczni, półboga. Stawiając Atatürka na tak wysokim piedestale i równolegle przywłaszczając sobie prawo do ochrony jego spuścizny, wojsko zapewniło sobie ogromny wpływ na politykę turecką. Armia przeprowadziła w ostatnim półwieczu cztery zamachy stanu, za każdym razem z imieniem Atatürka na ustach. Po każdej interwencji, wróciwszy do koszar i przywróciwszy władzę cywilom, wojskowi mogli spać spokojnie, świadomi, że większość Turków jest im wdzięczna za skarcenie nieodpowiedzialnych polityków i przywrócenie porządku. (Do czasu. Turcy na tyle przywykli do demokracji, że trudno się spodziewać, by w dzisiejszych czasach wojskowy pucz spotkał się z ich zrozumieniem). – Problem z kultem Atatürka – jak twierdzi Murat Belge, historyk z Uniwersytetu Bilgi w Stambule – polega na tym, że pozwolił on wojsku i sekularnemu establishmentowi ubrać naród w kaftan bezpieczeństwa. Więcej troski i uwagi trzeba było poświęcić stworzeniu silniejszego społeczeństwa obywatelskiego, a nie traktować naród jak dziecko.

Dziecko to wciąż nie może sprzeciwiać się ojcu. Zgodnie z przegłosowanym w 1951 r. prawem dotyczącym przestępstw przeciwko Atatürkowi, tych, którzy ośmielą się naruszyć dobre imię Ojca Turków, czeka od roku do trzech lat pozbawienia wolności. Prawo to nie jest wcale martwą literą. W 2008 r. turecki wykładowca Atilla Yayla został skazany na 15 miesięcy więzienia w zawieszeniu za zasugerowanie, że w pierwszych latach swojego istnienia Turcja Atatürka była nieco mniej postępowym państwem niż przedstawiają to tureckie podręczniki.

To właśnie za sprawą ochrony dobrego imienia Atatürka w Turcji niedostępny jest serwis YouTube. Na początku 2007 r. grupa greckich internautów zamieściła w sieci kilka filmików przedstawiających Atatürka jako – sacrebleu! – homoseksualistę. Oburzenie Turków, czego można się było spodziewać, nie miało granic. Mniej przewidywalna była reakcja tureckiego wymiaru sprawiedliwości. Choć przedstawiciele YouTube zgodzili się zablokować dostęp do filmów na terenie Turcji, sąd w Stambule zażądał ich całkowitego usunięcia z sieci. Gdy YouTube odmówił, ten sam sąd nakazał zablokowanie Turkom dostępu do całego serwisu.

Kult Ojca

Ciekawe, co Atatürk miałby do powiedzenia na temat Erdogana i jego religijno-konserwatywnej AKP. To właśnie za rządów zreformowanych islamistów z AKP Turcja zdołała znieść karę śmierci, złagodzić ograniczenia wolności słowa i rozszerzyć prawa mniejszości kurdyjskiej, nie mówiąc o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych z UE. Rząd Erdogana zmniejszył też kompetencje armii. Przegłosowane w referendum poprawki sprawią, że wojskowi podejrzewani o spiskowanie przeciwko rządowi będą odtąd sądzeni przed sądami powszechnymi, zaś cywile nie będą musieli odpowiadać przez sądami wojskowymi. Zniesiony zostanie ponadto immunitet, z którego korzystają do dziś przywódcy zamachu stanu z 1980 r.

Choć zasługi rządzącej AKP na rzecz demokracji są większe niż którejkolwiek z jej poprzedników, ta mająca islamistyczne korzenie partia rządząca spotyka się z narastającą falą krytyki za zalecanie się do najbardziej konserwatywnej części tureckiego elektoratu. Naturalnie, do walki politycznej przeciwko nowej władzy zaprzęgnięty zostaje sam Atatürk. Opór sekularystów przeciwko temu, co wielu z nich postrzega jako „pełzającą islamizację” Turcji, czyni, że jego kult ewoluuje, niekiedy w zaskakujący sposób. Liczba odwiedzających mauzoleum Atatürka w Ankarze wzrosła z mniej niż 4 mln osób w 2005 r. do ponad 9 mln w 2009 r. Wizerunek wodza staje się wszechobecny na antyrządowych demonstracjach. W sklepie z bielizną w Nisantasi, wybitnie drogiej dzielnicy Stambułu, właścicielka zawiesiła portret Atatürka – ozdobiony cytatem, który brzmi: „Wiedzcie, że Republika Turecka nie może być i nie będzie krajem szejków i derwiszów” – tuż nad zestawem koronkowych staników.

Emre Aribulan, pracownik Shadows Tattoo, studia tatuażu w dzielnicy Beyoglu, handlowo-rozrywkowym centrum Stambułu, nie mógł przypuszczać, że kult Ojca Turków przełoży się na zysk dla jego firmy. – Ostatnio – mówi Emre – biznes kwitnie częściowo dzięki Atatürkowi.

Od paru lat coraz więcej młodych Turków odwiedza zakłady takie jak Shadows, by wytatuować sobie na skórze podobiznę Atatürka lub jego charakterystyczny podpis. –Tylko w ubiegłym tygodniu wytatuowaliśmy cztery osoby – mówi Emre. I dodaje, że takie tatuaże normalnie kosztowałyby 250300 lir (500600 zł), ale oni biorą za nie tylko 150 do 200. Emre twierdzi, że gdyby to zależało od niego, a nie od szefa, wykonywaliby je za darmo.

Miłość do przywódcy – i jego oficjalną biografię – tureckie szkoły wpajają uczniom od małego. Gurcan z pamięci cytuje przemówienia Atatürka, jego odznaczenia i zasługi dla kraju. – Atatürk otworzył nam drogę do nowoczesności – przekonuje. – Nie było na świecie drugiego takiego człowieka i zapewne nie będzie.

Na tatuaż Atatürka młodzi Turcy decydują się też po to, by wyrazić swoją niechęć wobec rządu, który według nich zdradza jego dziedzictwo. – Faktycznie, kochamy Atatürka – mówi dwudziestoparoletnia Ayse. – Ale mój tatuaż jest też symbolem protestu przeciwko Erdoganowi i jemu podobnym.

– Ten rząd, ci ludzie chcą podzielić Turcję, doprowadzić do rozbioru kraju – dodaje jeden z jej przyjaciół. – Bo wiesz, to przecież żydowscy agenci.

Spuścizna Ojca

Teorie spiskowe są tu powszednie, ale zaskakuje ich popularność wśród sekularystów, którzy uważają się za oświeconą elitę kraju. Zaskakuje też swoboda, z którą niektórzy z nich mówią o potrzebie usunięcia AKP od władzy. Jednym z paradoksów współczesnej Turcji jest to, że podczas gdy kemalistyczna stara gwardia przyjęła zachodni styl życia, trudniej – przynajmniej trudniej niż nowej muzułmańskiej elicie – przyszło jej oswoić się z zachodnim dyskursem w kwestiach takich jak pluralizm, prawa mniejszości czy wolności religijne. – Dzisiejszy kemalizm jest nastawiony bardziej defensywnie, bardziej nacjonalistycznie i bardziej paranoidalnie niż kiedyś – wyjaśnia Murat Belge. – Nie ma prawie nic wspólnego z kemalizmem starych czasów. Jest wrogo nastawiony do USA i do Unii Europejskiej, wrogo nastawiony wobec zachodnich ideałów demokracji.

Słowa Belge przynajmniej częściowo potwierdzają badania opinii publicznej. Wśród wyborców rządzącej AKP, według sondażu z 2008 r., 47 proc. popiera wejście Turcji do Unii. W wypadku opozycyjnej CHP, partii, która ideały Atatürka ma (dosłownie) na swoich sztandarach, odsetek ten wynosi tylko 39 proc. Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno przewidzieć, czy Ojciec Turków – zwolennik budowania coraz silniejszych więzi z Europą – nie wyparłby się dzisiaj tych, którzy mają się za jego najgorętszych wyznawców.

O ile Atatürk jest w Turcji symbolem XX w., to Erdogan i jego formacja – obdarzona w referendum kolejnym kredytem zaufania – stają się symbolem XXI w. Przyszłość kraju, a w tym perspektywa jej członkostwa w Unii, zależy w wielkiej mierze od tego, czy i jak spuściznę Ojca Turków uda się pogodzić z polityką ich obecnego premiera.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Ukraina przegrywa wojnę na trzech frontach, czwarty nadchodzi. Jak długo tak się jeszcze da

Sytuacja Ukrainy przed trzecią zimą wojny rysuje się znacznie gorzej niż przed pierwszą i drugą. Na porażki w obronie przed napierającą Rosją nakłada się brak zdecydowania Zachodu.

Marek Świerczyński, Polityka Insight
04.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną