To jedno z biedniejszych państw świata (132 miejsce na świecie pod względem PKB na jednego mieszkańca) od kilku lat funkcjonuje głównie dzięki pożyczkom Międzynarodowego Funduszu Walutowego i pomocy amerykańskiej. Teraz blisko jedna piąta kraju jest pod wodą, a skutki powodzi dotknęły 20 mln ludzi. Dla kraju, w którym 64 proc. ludności mieszka na wsi, a 43 proc. żyje z rolnictwa, klęska na taką skalę oznacza pozbawienie środków do życia milionów ludzi. Utonęło 200 tys. sztuk bydła, zalanych zostało ponad 3 mln ha pól uprawnych, 20 proc. upraw bawełny, a tekstylia to główny produkt eksportowy.
To tragiczne zestawienie można długo ciągnąć. Wiele wsi i miast po prostu znikło z powierzchni ziemi, przestały istnieć setki szkół, szpitali, mostów, tysiące kilometrów dróg i linii kolejowych. Zniszczenie kilku elektrowni zwiększy inny poważny problem – brak prądu, który hamuje rozwój gospodarki. Środki niezbędne do odbudowy szacowane są wstępnie na 16 mld dol. To 10 proc. całego produktu krajowego brutto i połowa rocznych wydatków budżetowych kraju!
Powódź pogłębi też narastający od kilku lat kryzys bezpieczeństwa. Tylko w zeszłym roku w Pakistanie w wyniku ataków terrorystycznych i działań zbrojnych zginęło ponad 3 tys. osób cywilnych. To więcej niż w trawionym wojną Afganistanie. Ofensywa armii pakistańskiej przeciwko talibom w Dolinie Swat i Waziristanie Południowym spowodowała przesiedlenie ponad 2 mln mieszkańców. Ludzie, którzy dopiero niedawno wrócili do swoich domów, teraz musieli znowu je w pośpiechu opuścić. Powódź dotknęła te same regiony, gdzie rok wcześniej toczyły się walki. Od początku tego roku w ponad 250 zamachach bombowych zginęło kolejne tysiąc osób.
Trwa też kampania, rozpoczęta w 2008 r. przez prezydenta George’a W. Busha i zintensyfikowana przez jego następcę, przeciwko bojownikom ukrywającym się przy granicy z Afganistanem – z użyciem bezzałogowych samolotów, dronów. Chociaż zdecydowana większość z 1,5 tys. zabitych w tej operacji to groźni ekstremiści, informacje o przypadkowych ofiarach cywilnych i naruszanie pakistańskiej suwerenności wywołują wściekłość i niechęć do USA. Nasilają się również starcia religijne i etniczne w prowincji Sindh. Tylko od czerwca w stolicy regionu i największym mieście, Karaczi, zginęło w zamieszkach i zabójstwach politycznych kilkadziesiąt osób, w tym popularny członek stanowego parlamentu.
Państwo upadłe
Nie bez powodu Pakistan, zaraz za Somalią i Afganistanem, od trzech lat utrzymuje się w pierwszej dziesiątce rankingu państw upadłych magazynu „Foreign Policy”. Rozpad kraju zamieszkanego przez 180 mln ludzi, posiadającego ósmą największą armię świata, pokaźny arsenał broni atomowej (szacowany na 60–100 głowic) i dobrze zorganizowaną siatkę grup ekstremistycznych, oznaczałby poważny problem daleko wykraczający poza wymiar lokalny. Taki scenariusz należy ciągle do gatunku political fiction. Ale obecna katastrofa z pewnością sytuację jeszcze zaostrzy.
W powodzi rozpływają się właśnie ostatecznie szanse na powodzenie strategii Baracka Obamy wobec Afganistanu, przewidującej m.in. rozpoczęcie wycofywania wojsk amerykańskich od lipca 2011 r. Wezbrane rzeki przerwały główne trasy zaopatrzenia sił sojuszniczych ISAF, z portu w Karaczi do przejść granicznych z Afganistanem, którędy trafiało do niedawna ponad 70 proc. dostaw. Zerwane mosty i drogi może uda się naprawić w kilka tygodni, nie da się odzyskać utraconego czasu na przeprowadzenie decydującej ofensywy.
Obama wielokrotnie powtarzał, że „nie można wygrać w Afganistanie bez zwycięstwa w Pakistanie”. To po pakistańskiej stronie granicy znajdują się bazy głównych ugrupowań walczących z wojskami ISAF. W Waszyngtonie zakładano, że Pakistan pomoże w realizacji taktyki młota i kowadła: tylko we wspólnym działaniu obie armie byłyby w stanie rozbić siły rebeliantów ukrywających się na pograniczu afgańsko-pakistańskim. Jeśli ktoś liczył jeszcze do niedawna, że ofensywa w Północnym Waziristanie jest tylko kwestią czasu, powódź oznacza, że pakistańskiego kowadła znowu zabraknie. Armia, zaangażowana w działalność humanitarną na wielką skalę, uzyska wiarygodny argument, aby – wbrew amerykańskim naciskom – po prostu nic nie robić.
Teorie spiskowe
Islamskie organizacje charytatywne jako pierwsze pośpieszyły z pomocą poszkodowanym i często odpowiadają na potrzeby ofiar sprawniej niż słabe państwo. Problem w tym, zdaniem komentatorów, że pewna część tych instytucji głosi fundamentalistyczne poglądy i współpracuje z organizacjami terrorystycznymi. Trzęsienie ziemi w 2005 r. pokazało, że takie sytuacje prowadzą często do wzrostu popularności i znaczenia ugrupowań ekstremistycznych. Tak było z organizacją charytatywną Dżamiat ud Dawa, powiązaną z ugrupowaniem Laszkar-e-Toiba (które przeprowadziło ataki terrorystyczne w indyjskim Mumbaju w 2008 r.). Prezydent Asif Zardari przestrzegał, że „talibowie będą wciągać w swoje szeregi sieroty, których rodzice zginęli w wyniku powodzi”. Fundamentaliści wykorzystają tę szansę, aby narzucić reszcie społeczeństwa swoją wizję świata i obraz wroga.
Zadanie będzie tym łatwiejsze, że w Pakistanie szczególnie dobrze rozwijają się teorie spiskowe. Winą za wszelkie niepowodzenia, problemy gospodarcze czy zamachy obarczane są standardowo Indie lub Ameryka. Dyżurnym tematem jest oskarżanie Indii o wspieranie separatystów w Beludżystanie, a nawet samych talibów. Indie posądzano też do niedawna, że przepuszczają za mało wody na głównych rzekach płynących do Pakistanu, czym rujnują pakistańskie rolnictwo. Lider organizacji Dżamiat ud Dawa Hafiz Said jeszcze na wiosnę zarzucał Indiom „wodny terroryzm” i uczynił spór o wodę jednym z głównych sposobów mobilizacji antyindyjskich sił. Kiedy wybuchła powódź, okazało się nagle, że Indie, celowo, przepuszczają tej wody za dużo.
Według ostatniego badania Pew Research Center to Indie uważane są za najważniejsze zagrożenie dla Pakistanu (tak uważa 53 proc. Pakistańczyków), zdecydowanie dystansując na tej liście m.in. talibów (23 proc.). Nie lepiej postrzegane są Stany Zjednoczone, które mogą liczyć na pozytywną opinię 17 proc. społeczeństwa, natomiast negatywnie oceniane są przez 68 proc. Pakistan był też jednym z nielicznych miejsc na świecie odpornych na obamomanię. Prezydent USA, mimo poprawy relacji z Pakistanem, ciągle cieszy się tam mniejszym zaufaniem (8 proc.) niż nawet szef Al-Kaidy Osama ibn Laden (18 proc.).
Ważnym tematem spiskowych teorii w zeszłym roku była tajna działalność amerykańskiej firmy ochroniarskiej Blackwater (dziś XE), owianej złą sławą w Iraku. Pakistański dziennikarz przebywający w zeszłym roku w Warszawie przekonywał zupełnie poważnie, że głównym celem tej agencji jest destabilizowanie sytuacji w kraju i przygotowanie przejęcia broni atomowej. Obawa o arsenał jądrowy – największy skarb Pakistanu – jest jedną z dyżurnych fobii. Nie brak wręcz opinii, że amerykańska interwencja w Afganistanie miała w rzeczywistości na celu zniszczenie pakistańskiego arsenału. Zgodnie z tą logiką zamachy z 11 września 2001 r. przeprowadziło CIA. Podobnie głosi inna popularna opinia, że ataki terrorystyczne w Mumbaju w 2008 r. były dziełem indyjskich służb specjalnych, po to, aby popsuć opinię międzynarodową Pakistanu.
Także powódź okazuje się dla wielu radykałów doskonałą okazją do głoszenia spiskowych teorii i twierdzenia, że to kara boża za współpracę z Amerykanami i odejście od prawdziwego islamu. Oskarżanie o wszelkie zło zewnętrznego, często wyimaginowanego wroga ma jedną bardzo poważną konsekwencję: nie pozwala zobaczyć źródeł problemu tam, gdzie one naprawdę są. W niewydolnej administracji, zacofaniu gospodarczym, niesprawnym systemie edukacji, przyzwoleniu na ekstremizm czy błędnej ocenie zagrożeń strategicznych. A bez dobrej diagnozy nie da się uleczyć żadnej choroby.
Pomoc potrzebna od zaraz
Na apel ONZ o przekazanie Pakistanowi 500 mln dol. przez pierwsze tygodnie powodzi udało się zebrać tylko połowę tej kwoty. Powodów tych opóźnień było wiele. Wskazuje się na ogólne zmęczenie donatorów i zaangażowanie wielu środków w pomoc dla Haiti po styczniowym trzęsieniu ziemi. Tak jest np. w sytuacji największej polskiej organizacji humanitarnej PAH, która dodatkowo wspiera ofiary powodzi w Bogatyni. Zdaniem części komentatorów, winna jest też niemedialność tej katastrofy. Profesor z Uniwersytetu Yale Dean Karlan zwraca uwagę, że nagłe wypadki – olbrzymie i nagłe trzęsienia ziemi czy tsunami – wydają się przyciągać większe fundusze. Tymczasem powodzie (i susze) narastają stopniowo i widać słabiej działają na wyobraźnię.
Swoją rolę odegrały tu jednak także czynniki związane z negatywnym postrzeganiem Pakistanu w świecie. Wielu Pakistan kojarzy się z korupcją, terroryzmem, łamaniem praw człowieka. To nie pomaga w mobilizowaniu opinii międzynarodowej. Dopiero po nadzwyczajnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ pomoc ruszyła na poważnie. USA przeznaczyły dla Pakistanu już 200 mln dol., Komisja Europejska i kraje członkowskie ponad 200 mln euro (Polska – 50 tys.). Trudna sytuacja zmusiła rząd w Islamabadzie do przyjęcia 5 mln dol. pomocy od Indii. Łączna suma wsparcia zbliża się do miliarda dolarów, a Bank Światowy rozważa uruchomienie programu o wartości 2 mld dol.
Potrzeby będą jednak znacznie większe, gdyż usuwanie skutków powodzi i przywracanie normalności potrwa miesiące, a nawet lata. Co gorsza, wezbrane wody Indusu docierają na południe kraju, zmuszając kolejne tysiące ludzi do ewakuacji. Tam, gdzie fala powodziowa opada, wzrośnie ryzyko wybuchu epidemii chorób zakaźnych, które mogą okazać się znacznie groźniejsze niż sam kataklizm.
Jeżeli w tym nieszczęściu można dostrzec coś pozytywnego, to jedynie wiarę w to, że dopiero sięgając dna można odbić się w górę, a poważny wstrząs staje się często okazją do zmian na lepsze. Unijna komisarz ds. pomocy Kristalina Georgieva stwierdziła po wizycie na zalanych terenach, że to ogromny kryzys, ale też szansa dla Pakistanu, aby zastanowić się nad całą gamą problemów, z jakimi się zmaga. Odbudowa kraju, przy odpowiedniej pomocy świata, może okazać się impulsem do modernizacji. Poza wymiarem humanitarnym pomoc dla tego kraju oznacza też walkę o serca i umysły jego mieszkańców.
Młoda prawniczka Aisza Amdżad, oceniając serię ostatnich problemów trapiących Pakistan, pisała na blogu pakistańskiego dziennika „Dawn”, że „naród powstanie na przekór przeciwnościom, ponieważ Pakistan wie, jak upaść siedem razy, aby wstać po raz ósmy”. Oby miała rację.