Szlachcice Jego Świątobliwości należą do rodziny papieskiej, podobnie jak komendant Gwardii Szwajcarskiej czy współpracujący z papieżem księża. Dawniej nazywali się szambelanami i dzielili się na tajnych i honorowych. W marcu 1968 roku w Rzymie papież Paweł VI (Giovanni Battista Montini) zlikwidował Dwór Papieski i ustanowił tytuł szlachcica. Pisał wtedy z żalem: „Zarówno w całym Kościele, zwłaszcza teraz, po ekumenicznym Soborze Watykańskim II, jak i w światowej opinii publicznej utorowała sobie drogę nowa, bardziej czujna, można powiedzieć, że wręcz zazdrosna, wrażliwość, dotycząca przewagi wartości czysto duchowych, dążenia do prawdy, ładu i realizmu w odniesieniu do skuteczności, funkcjonalności i logiki, przeciwstawiając te wartości cechom czysto zewnętrznym, temu, co jest jedynie symbolem i dekoracją”.
Wydawało się, że z końcem patriarchatu do Watykanu dotarła wreszcie nowoczesność. Papież próbował to wyjaśnić w liście motu proprio: „Nasz dawny, zasłużony Dwór, który odtąd będzie nosił wyłącznie oryginalną, zaszczytną nazwę Domu Papieskiego, nadal będzie błyszczał swoim prawdziwym blaskiem, obejmując osoby zarówno duchowne, jak i świeckie, które poza tym, że wyróżniają się wyjątkowymi kompetencjami i cieszą się autorytetem, mają szczególne zasługi w dziedzinie ewangelizacji, kultury, nauki oraz w wielu innych profesjach wykonywanych dla dobra ludzi i dla większej chwały Pana Naszego”.
Szlachectwo za przysługę
Warto wspomnieć, że szlachcice Jego Świątobliwości nie pobierają wynagrodzenia z Watykanu, chociaż czasami „pracują”, przydając powagi niektórym uroczystościom. Przy tych okazjach ubierają się na czarno a do fraków przypinają liczne ordery. Dumni, niedostępni, tajemniczy, są członkami najbardziej ekskluzywnego klubu na świecie i mają najwyższą godność, do jakiej może aspirować człowiek świecki w Watykanie.
Dziś sekretne działania tej nowej arystokracji są bardzo cenione w Watykanie. Ich „kompetencje i autorytet” oraz „szczególne zasługi” przynoszą określone profity Stolicy Apostolskiej. W niektórych przypadkach można wręcz powiedzieć, że podstawowym warunkiem umożliwiającym wejście do tego klubu, jest powiększenie majątku państwa papieskiego, najbogatszego, najpiękniej ozdobionego i najliczniej odwiedzanego raju podatkowego na świecie.
Niektórzy szlachcice to prawdziwi czarodzieje finansów. Na przykład Herbert Batliner, urodzony w 1928 roku w Liechtensteinie, jest uznawany przez niemiecką policję za jednego z największych ekspertów od zakładania organizacji o nieprzejrzystej z podatkowego punktu widzenia księgowości oraz świetnego specjalistę od prania brudnych pieniędzy. Batliner to jeden z tych bankierów, którzy pozostając w cieniu, kierują watykańskimi finansami. Prezes Fundacji Petera Kaisera od kilkudziesięciu lat pracuje dyskretnie dla dobra chrześcijańskiej Europy. Co najmniej od 1970 roku. W 1988 roku otrzymał od Jana Pawła II tytuł szlachcica i nosi go do dziś.
W 2000 roku, jak niedawno ujawnił włoski dziennik „La Repubblica”, jeden z pracowników biura Batlinera przekazał prokuraturze w Bochum w Niemczech płytę kompaktową pełną tajnych danych. W tym czasie w raporcie niemieckich służb specjalnych Batliner figurował jako król uników podatkowych; z raportu wynikało, że opracowany przez niego system w ciągu kilku lat pozbawił urząd skarbowy co najmniej 250 milionów euro.
Mimo to 9 września 2006 roku Herbert Batliner spotkał się z Josephem Ratzingerem w Ratyzbonie. Batliner udał się tam, aby osobiście ofiarować lokalnemu kościołowi organy o wartości 730 tys. euro. Był poszukiwany listem gończym przez niemiecką policję, a jednak udało mu się wjechać do kraju – dzięki staraniom watykańskiej dyplomacji. I nie został zatrzymany. Zaledwie rok później, latem 2007 roku, przyznał się do winy, zawarł układ z władzami niemieckimi i zgodził się zapłacić grzywnę w wysokości dwóch milionów euro. Pięć lat wcześniej Sąd Najwyższy Liechtensteinu wydał orzeczenie, w którym potwierdzał, że Batliner już w 1990 roku był pełnomocnikiem Hugona Reyesa Torresa z Ekwadoru, domniemanego szefa mafii narkotykowej skazanego później przez sąd.
Mimo że Ratzinger w swoich kazaniach i encyklikach głosi konieczność przestrzegania zasad etycznych w ekonomii oraz potępia spekulantów i „kapłanów, którzy próbują zrobić karierę i wzbogacić się”, wygląda na to, że niektórzy członkowie tego klubu dżentelmenów są odmiennego zdania.
Wszechobecna Obrona Cywilna
Oczywiście, nie wszyscy. Do tego świeckiego klubu papieskiego należy 147 szlachciców. Chociaż tytuł jest nadawany dożywotnio, papież może go odebrać, jeśli uzna to za stosowne. Batlinera jeszcze nie pozbawił. Ale już Angela Balducciego, owszem. To inżynier, który przez 25 lat był odpowiedzialny za roboty publiczne w regionie Lazio, na terenie którego znajdują się Rzym i Watykan. Potem został członkiem rządu centralnego jako szef Najwyższej Rady Robót Publicznych. Po tym, jak przez długie lata pracował nad udoskonalaniem włoskiej i watykańskiej infrastruktury, 62-letni dziś Balducci przebywa w rzymskim więzieniu Regina Coeli.
Od lutego Angelo Balducci jest głównym podejrzanym w aferze korupcyjnej związanej z wszechmocną włoską Obroną Cywilną. Do tej pory ponad 50 osobom postanowiono w tej sprawie zarzuty lub objęto je dochodzeniem. Od 2001 roku do dzisiaj to „superministerstwo” podlegające bezpośrednio kancelarii premiera wydało publiczne fundusze w wysokości 13 miliardów euro, jak podaje najnowszy raport Urzędu do spraw Kontroli Zamówień Publicznych. Pieniędzmi tymi zarządzali szef Obrony Cywilnej, sekretarz stanu Guido Bertolaso, również oskarżony o korupcję oraz odpowiedzialny za wykonywanie robót Angelo Balducci.
Balducci dzięki wybiegom akceptowanym przez premiera Silvia Berlusconiego omijał uciążliwą biurokrację i mógł szybciej reagować na nieprzewidziane sytuacje: przetargi na kontrakty publiczne rozstrzygano nie na drodze konkursów, ale zlecając prace bezpośrednio, z pominięciem przyjętych procedur. To wyjątkowe traktowanie doprowadziło do powstania potwora o tysiącu głów. Obrona Cywilna Berlusconiego zajmuje się nie tylko klęskami żywiołowymi. Organizuje również zawody sportowe, takie jak mistrzostwa świata w pływaniu, międzynarodowe konferencje, takie jak szczyt G8, zajmuje się restaurowaniem muzeów i teatrów oraz wszelkiego rodzaju uroczystościami religijnymi.
Śledztwo prowadzone przez prokuraturę Perugii od początku wiązało Kościół katolicki z tą aferą korupcyjną. Udowodniono na przykład, że 83-letni ksiądz Evaldo Biasini, stojący na czele Zgromadzenia Misjonarzy Przenajświętszej Krwi Chrystusa, przechowywał ogromne kwoty pieniędzy w gotówce dla szefa firmy budowlanej Diega Anemone, którego prokuratura oskarżyła o to, że pozyskał liczne zlecenia z Obrony Cywilnej w zamian za sowite prowizje, prezenty i rozmaite usługi, począwszy od masaży w jego klubie sportowym aż po odnawianie mieszkań. Od tamtego czasu stary Don Evaldo jest bardziej znany jako Don Bankomat.
Murzynek dla szlachcica
„System żelatynowy” (sistema gelatinoso), jak nazwali go prokuratorzy w pisemnym akcie oskarżenia, jest powiązany z nazwiskami osób zajmujących wysokie stanowiska w różnych instytucjach i zatacza coraz szersze kręgi, korzystając z rozmaitych kanałów kościelnych. Lista uroczystości religijnych w Kościele katolickim, organizowanych w ostatnich latach przez Obronę Cywilną i opłacanych przez włoskich podatników, jest długa – począwszy od podróży papieża po całym kraju z okazji Roku św. Pawła aż po uroczystości żałobne po śmierci Jana Pawła I oraz kanonizację Ojca Pio i Josemaríi Escrivy.
Angelo Balducci otrzymał tytuł szlachcica z rąk papieża Wojtyły w 1995 roku. Piętnaście lat później popadł w niełaskę i Watykan był zmuszony wymazać jego nazwisko z „Rocznika Papieskiego”. Jak na ironię jego największym grzechem nie była kradzież. Balducci został skreślony z listy, kiedy do publicznej wiadomości dotarło, że często zwracał się do pewnego afrykańskiego tenora należącego do chóru przy bazylice św. Piotra, aby ten organizował mu spotkania z młodymi seminarzystami i nielegalnymi imigrantami. Z podsłuchów telefonicznych wynika, że rozmowy między tenorem a szlachcicem brzmiały mniej więcej tak: Mam tancerza z telewizji RAI… Mam dla ciebie Murzynka…
Inni papiescy szlachcice, podobnie jak Balducci, również mają bardzo rozległe kontakty, wielką władzę i majątek. W rejestrze jest pełno bankierów, przedsiębiorców, książąt, polityków i dyplomatów. Jeśli chodzi o kraje, to pierwsze miejsce na liście zajmują Włochy z 114 gentiluomini, na drugim miejscu są Stany Zjednoczone z siedmioma szlachcicami, a następne Austria i Hiszpania mające po pięć osób z tym tytułem.
Kilka miesięcy po tym, jak w 2005 roku zasiadł na tronie Piotrowym, Benedykt XVI mianował swoich pierwszych siedmiu szlachciców. Chociaż ulubionymi dziedzinami niemieckiego papieża są doktryna i teologia, dużą wagę przywiązuje on również do sprawnej organizacji. Na tej pierwszej liście znalazł się główny bohater niebezpiecznych związków między Kościołem i państwem. Chodzi o 75-letniego dziennikarza i polityka Gianniego Lettę, sekretarza stanu w Kancelarii Premiera i człowieka będącego de facto numerem dwa w rządzie Berlusconiego w latach 1994, 2001 i 2008. Gianni Letta był mentorem i protektorem Guida Bertolasa oraz spadkobiercą stylu polityki Giulia Andreottiego.
Co ciekawe, mający wielką władzę Gianni Letta został szlachcicem wiele lat później niż anonimowy technik Balducci. Ten były prawnik, były wydawca dziennika „Il Tempo” i dziennikarz telewizji Mediaset, wiceprezes holdingu Fininvest, nadzorujący służby specjalne, doradca banku inwestycyjnego Goldman Sachs do spraw inwestycji we Włoszech – jest chyba jedyną osobą z kręgu Berlusconiego, która uwielbia negocjować. Gianni Letta ma dobre kontakty ze wszystkimi i mówi się, że jest jedynym włoskim politykiem, który byłby w stanie zadowolić zarówno masonerię, jak i Opus Dei. Jest doskonałym mediatorem, człowiekiem, który chwyta za telefon, kiedy pojawiają się problemy.
Osobą, z którą kontaktuje się w Kurii, jest Ratzinger. – Pod maską człowieka religijnego Letta świadczy Watykanowi dyskretne usługi, ale też wystawia mu za nie wysoki rachunek – mówi kapłan i watykanista Filippo di Giacomo. – Doktor Letta ma tak wielką władzę, że pozwala sobie nawet mianować biskupów wedle swego widzimisię, tak jak to zrobił kilka miesięcy temu w Aquili, awansując swego przyjaciela Giovanniego d’Ercole.
Gianni Letta nie jest sam, w tę działalność zaangażowana jest również jego rodzina. Bratanek Enrico to jeden z głównych liderów katolickiej Partii Demokratycznej. Natomiast jego córka Marina jest żoną restauratora Stefana Ottavianiego, którego firma ma monopol na catering dla Obrony Cywilnej. Dotychczas nazwisko Letta pojawiało się jedynie sporadycznie w bilingach 410 tys. rozmów telefonicznych będących w posiadaniu prokuratury Perugii. Jednak w listopadzie 2008 roku zarzucono mu nadużywanie władzy i oszustwo w sprawie, która może mieć większy związek z badaną aferą, niż się na pozór wydaje: chodziło o zlecenie holdingowi związanemu z ruchem Komunia i Wyzwolenie (Comunione e Liberazione) odbudowy centrum pomocy imigrantom.
Konieczne oczyszczenie
Kiedy wyszła na jaw afera w Obronie Cywilnej, papież podczas jednego z publicznych wystąpień skierował pod adresem Gianniego Letty „słowa szczególnego wsparcia”. Jest to zachowanie bardzo rzadkie, która oznacza: On jest moim przyjacielem. Jak wytłumaczyć tę łaskawość u tak surowego zwykle papieża? Jak twierdzi filozof Paolo Flores d’Arcais, problem Ratzingera polega na tym, że stoi wobec egzystencjalnego i historycznego dylematu. – Jestem przekonany, że całkiem poważnie i szczerze chce oczyścić Kościół z grzechów śmiertelnych, z seksu i pieniędzy – twierdzi wydawca czasopisma „Micromega”. –Postępuje zgodnie z linią wyznaczoną przez Sobór Trydencki: skrajny dogmatyzm i potępienie niemoralnych zachowań. Chce skończyć ze skandalami wokół księży pedofilów i skorumpowanych kapłanów. Ale aby to zrobić, musiałby dokonać rzeczy niemożliwej: posadzić na ławie oskarżonych Wojtyłę. A to nie jest już takie łatwe jak przeprosiny za skazanie Galileusza. Oznaczałoby przyznanie, że jego poprzednik krył Paula Marcinkusa (prezesa Instytutu Dzieł Religijnych, czyli Banku Watykańskiego w latach 1971–1989) i Marciala Maciela (założyciela zgromadzenia Legioniści Chrystusa). Aby naprawdę oczyścić Kościół, papież byłby zmuszony wyciągnąć na światło dzienne wszystkie kompromitujące fakty i zwolnić połowę kurii. Ale jeśli tego nie zrobi, Kościół nadal będzie tracił wiarygodność. To prawdziwy dylemat.
Gianni Letta jest głównym filarem sojuszu między Silviem Berlusconim a kardynałem Camillem Ruinim, byłym szefem Konferencji Episkopatu Włoch i twórcą projektu kulturowego, który przyczynił się do odebrania lewicy intelektualnej i informacyjnej hegemonii we Włoszech. Kiedy w 1993 roku Chrześcijańska Demokracja zniknęła z włoskiej sceny politycznej w wyniku trzęsienia ziemi, jakim był skandal Tangentopoli (Łapówkogrodu) – chodzi o korupcję w partiach politycznych – jej członkowie podzielili się między Forza Italia i katolicką centrolewicową partię Democrazia e Liberta, popularnie zwaną La Margherita (stokrotka). W 1996 roku katolicki polityk Romano Prodi mianował Guida Bertolasa szefem Obrony Cywilnej. A inny katolik Francesco Rutelli, były burmistrz Rzymu, zaangażował Balducciego i Bertolasa przy przygotowaniach do Świętego Roku Jubileuszowego.
W ten sposób powstał „system żelatynowy”. Kardynał Crescenzio Sepe, który niedawno został oskarżony o korupcję, był sekretarzem generalnym komitetu organizacyjnego obchodów Roku Jubileuszowego. Rok Święty stanowił doskonałą okazję do różnych interesów, zleceń, dotacji, prezentów, przemilczeń i przysług, które związały wysokich urzędników publicznych z kurią, Opus Dei i Legionistami Chrystusa.
Crescenzio Sepe, protegowany Wojtyły, obecnie arcybiskup Neapolu, stał w latach 2001 i 2006 na czele Propaganda Fide, dziś zwanej Kongregacją do Spraw Ewangelizacji Narodów. To watykańskie ministerstwo zajmuje się finansowaniem misji i zarządzaniem należącymi do Watykanu nieruchomościami. A jego głównym doradcą był Angelo Balducci.
Przekręt mieszkaniowy
Według oskarżenia kardynał Sepe oddał nieodpłatnie jeden z dwóch tysięcy rzymskich apartamentów należących do Propaganda Fide szefowi Obrony Cywilnej, Guidowi Bertolaso. Poza tym w 2004 roku miał sprzedać luksusowy pałacyk w Rzymie za bardzo zaniżoną cenę (3–4 mln euro, podczas gdy w rzeczywistości jego wartość wynosiła 9–10 mln) ówczesnemu ministrowi infrastruktury Pietrowi Lunardiemu, również formalnie oskarżonemu w tej sprawie. Prokuratura postawiła tezę, że Lunardi z kolei finansował z państwowych pieniędzy przeznaczonych dla stowarzyszenia Arcus (zajmującego się rozwojem kultury i sztuki) milionowe przedsięwzięcia zlecane Propaganda Fide, które nigdy nie zostały zrealizowane.
Kardynał bronił się, oskarżając swoich przełożonych: Watykańska administracja akceptowała wszystkie operacje – mówił. Samego siebie przedstawia jako męczennika: Zawsze pracowałem w sposób przejrzysty i dla dobra Kościoła, Kościoła, który wciąż jest prześladowany. Według kardynała Sepego to Francesco Silvano, inny z jego doradców z Propaganda Fide, członek ruchu Komunia i Wyzwolenie i obecny ekonom archidiecezji Neapolu, radził mu udostępniać i sprzedawać za zaniżoną cenę nieruchomości.
Śledztwo wykazało, że głównym przedmiotem wymiany świadczeń między państwem włoskim a Watykanem były mieszkania. Szefowie służb specjalnych, policji podatkowej i karabinierów, sędziowie, politycy, przedsiębiorcy i sam Bruno Vespa, ulubiony dziennikarz Berlusconiego i Wojtyły, mieszkają lub mieszkali w apartamentach należących do Propaganda Fide.
Kardynał Sepe został odsunięty od Propaganda Fide przez Benedykta XVI w ramach tego, co dziś wygląda na próbę odebrania kurii włoskiej oraz ruchowi Komunia i Wyzwolenie prawa do zarządzania nieruchomościami. Po pięciu latach jego pontyfikatu tajemnicą poliszynela jest fakt, że Ratzinger nie ufa swojej kurii, z wyjątkiem garstki najwierniejszych współpracowników. Chociaż jej najtwardszy rdzeń z czasów Wojtyły stopniowo się wykrusza, to jednak rząd Watykanu nadal pozostaje w rękach takich organizacji jak Opus Dei – choć jej rzecznicy wciąż temu zaprzeczają – czy wspomniane Komunia i Wyzwolenie oraz Legioniści Chrystusa (co prawda ci ostatni mogą niebawem przestać istnieć jako ruch charyzmatyczny, płacąc w ten sposób za winy swego założyciela).
Ku zgorszeniu wiernych
Od czasu ostatniego soboru organizacje i ruchy związane z Kościołem znacznie zyskały na znaczeniu w Watykanie. Pozornie solidarne, w istocie walczą między sobą o najlepsze stanowiska i kontrakty, a w ferworze tej rywalizacji zapominają o tym, co mówi ewangelia, i koncentrują się na nieustannych porachunkach, podczas gdy wierni ze zgorszeniem obserwują ten spektakl.
Osoby świeckie związane z Kościołem kontrolują takie sektory działalności jak polityka, informacja, biznes, dobroczynność, edukacja, służba zdrowia i sądownictwo. W Rzymie mają coraz większe wpływy, przy demokratycznym przyzwoleniu centroprawicy – w skład której wchodzą zarówno ateiści, jak i osoby wierzące – oraz niemrawej opozycji ze strony Partii Demokratycznej i kurii, jeszcze z dawnych dobrych czasów pontyfikatu papieża-podróżnika.
To słabość zakonów religijnych, ukaranych za brak powołań, umożliwiła tak przytłaczającą obecność osób świeckich u władzy. – W 1998 roku Ratzinger podczas kongresu zorganizowanego przez Wojtyłę zachęcał do większej integracji osób świeckich – wspomina Paolo Ciani, członek Wspólnoty św. Egidiusza, ruchu kościelnego, liczącego 50 tys. wolontariuszy rozrzuconych po całym świecie i tylko 25 pracowników. – Ratzinger przeanalizował historię zakonów religijnych i monastycznych oraz różnych ruchów kościelnych, uznając szczególną rolę w Kościele tych ostatnich, ze względu na ich dynamikę i kompetencje. Ich przesłanie polegało na tym, że aby przetrwać, Kościół musi zaufać swoim wiernym owieczkom.
Dziś Kuria Rzymska jest skostniałym, trudnym do zarządzania tworem, którego utrzymanie kosztuje Watykan 102,5 miliona euro rocznie. Podlega ona Sekretariatowi Stanu, rodzajowi rady administracyjnej z przewodniczącym (sekretarzem stanu) i dyrektorem generalnym (zastępcą) na czele. Są to jedyne osoby, które mają bezpośredni dostęp do gabinetu papieża. W Watykanie pracuje 2748 osób. 778 z nich to księża, 333 to osoby zakonne, a 1637 to osoby świeckie (wśród nich jest 425 kobiet).
Osoby świeckie doszły do władzy, dokooptowane przez biskupów i kardynałów, wcale nie tak religijnych, jak mogłoby się wydawać. – Bezradność kurii wynika z braku przygotowania jej członków oraz z faktu, że jest nadmiernie zitalianizowana – twierdzi ksiądz i znawca prawa kanonicznego Filippo di Giacomo. – Diecezje przysyłają tu pracowników bardzo rzadko, ponieważ biskupi nie chcą się pozbywać swoich najlepszych ludzi. Zakony, dawniej liczące się kopalnie inteligentnych i utalentowanych pracowników, mają coraz mniejszą pulę cennego materiału, z którego można by czerpać. Najlepsi księża trafiają do diecezji, a do kurii wysyłani są najsłabsi przedstawiciele z każdej rodziny.
W ten sposób powstał mieszany system władzy, łączący władzę świecką i religijną, państwo i Kościół, Włochy i Watykan, elitę cywilną i kurię. Podstawą tego systemu jest ogromna władza ekonomiczna, poczucie bezkarności, zmowa milczenia, kamuflaż i infiltracja rozmaitych urzędów.
Ambicją tego systemu jest fuzja między państwem włoskim i Watykanem. W mentalnych schematach tej nowej kurii, cielesnej i otwartej na negocjacje, nie ma miejsca dla dwóch państw – jej marzeniem jest jeden, zjednoczony kraj, który mógłby nosić nazwę Watykalia. – Nie można ufać oszustom, którzy wykorzystują Boga, aby zaspokoić swoją chorą próżność – grzmi genueński ksiądz Paolo Farinella.
Władza wyzwolicieli
W tej chwili największy świecki sejf Watykanu nazywa się Komunia i Wyzwolenie. Ruch ten we Włoszech kontroluje przedsiębiorstwa, środki przekazu, diecezje, szkoły, uniwersytety, szpitale prywatne i publiczne, a nawet holding spółdzielni pomocy społecznej Auxilium, który zarządza wieloma ośrodkami identyfikacji, ekstradycji i pomocy dla imigrantów, działającymi pod auspicjami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
– Od 20 lat Komunia i Wyzwolenie to klerykalne odgałęzienie mediolańskiej ultraprawicy – wyjaśnia Filippo di Giacomo. – Ich strategia opiera się na kulturze i polityce. Ich księża zapełniają seminaria w Lombardii, ich prałaci mobilizują konieczne siły. Ksiądz di Giacomo twierdzi również, że ideologiczni liderzy ruchu wyznaczają prawo w rozmaitych gazetach i czasopismach oraz są nieustanne obecni w radiu i telewizji. – Rozkazują zarówno prawicy, jak i lewicy.
Roberto Formigoni od 15 lat jest prezydentem Lombardii, regionu Włoch o najwyższych, obok Ile de France, przychodach w Europie, Jest pełnoprawnym członkiem ruchu Komunia i Wyzwolenie i wcale się z tym nie kryje. Dzięki temu mógłby nawet aspirować, by zostać następcą Berlusconiego. W ciągu kilku ostatnich miesięcy, rozdzielił on między członków ruchu, znanych jako I cielini (niebiańscy) kluczowe funkcje przy organizacji Expo 2015 w Mediolanie. To raj dla kontraktów publicznych, prywatnych i mieszanych, w których sądy wykryły już nawet udział mafii.
Niemal każdego dnia na światło dzienne wychodzą nowe, groźne powiązania. Kilka tygodni temu sędziowie wysłali komisję śledczą do Watykanu, ponieważ podejrzewają, że „żelatynowa klika” mogła zdeponować swój ukryty skarb w Instytucie Dzieł Religijnych. A ostatnio oficjalnie zażądali okazania dokumentów przez Propaganda Fide, będącą w istocie agencją nieruchomości Stolicy Apostolskiej.
Chociaż prokuratorzy pracują bez wytchnienia, w Watykalii wiadomo, że nie będzie im łatwo dotrzeć do prawdy. Watykan nadal jest rajem podatkowym, konkordat przyznaje mu szeroki immunitet, a tajne konta, którymi dysponują Instytut Dzieł Religijnych, Administracja Dóbr Stolicy Apostolskiej, dawna Propaganda Fide oraz wiele innych stowarzyszeń, są tam najlepiej strzeżoną tajemnicą.
Mimo nawoływań Raztingera do oczyszczenia Kościoła, nie wydaje się, aby na tym polu zaszły zasadnicze zmiany. Tutaj wyjaśnianie tajemnic musi potrwać. Czasami bardzo długo. W tej chwili Angelo Balducci jest kozłem ofiarnym. Przez 15 lat nikt niczego nie podejrzewał: Balducci był szlachcicem Jego Świątobliwości, a jego działania otaczała zmowa milczenia. Dziś dużo się o nim mówi, ale wkrótce wszystko wróci do normy i „system żelatynowy” nadal będzie zataczać coraz szersze kręgi. Włosi nadal nie mają porządnych przepisów regulujących związki partnerskie, nielegalni imigranci wciąż uważani są za przestępców, nie przestrzega się prawa do azylu, homoseksualiści codziennie są atakowani na ulicy, a kobiety, które chcą się poddać sztucznemu zapłodnieniu, muszą emigrować z kraju.