Świat

Dręczyć muzyką

Protest przeciwko więzieniu w Guantanamo przed Białym Domem, kwiecień 2009 r. Protest przeciwko więzieniu w Guantanamo przed Białym Domem, kwiecień 2009 r. Roger L. Wollenberg/UPI / BEW
W Guantanamo i innych więzieniach w ramach „wojny z terroryzmem“ muzułmańskich więźniów torturowano systematycznie także muzyką, nadawaną dniami i nocami, bardzo głośno, bez przerwy. Dziś oprócz obrońców praw człowieka protestują także muzycy, których utwory bez ich wiedzy posłużyły jako narzędzia tortur.
Tekst pochodzi z 19. numeru Tygodnika 'Forum', dostępnego w kioskach od poniedziałku 10 majaForum Tekst pochodzi z 19. numeru Tygodnika "Forum", dostępnego w kioskach od poniedziałku 10 maja

W maju 2003 r. Ruhal Ahmed zostaje wyprowadzony ze swej celi w Camp Delta wojskowego więzienia w Guantanamo i umieszczony w celi przesłuchań. Musi przykucnąć, wojskowy żandarm, który go eskortował, przykuwa kajdany na jego nogach do stalowego pierścienia w podłodze, jego ręce muszą obejmować nogi od tyłu, następnie kajdanki na rękach również zostają przymocowane do pierścienia w podłodze. To tzw. "stress position": więzień nie może siedzieć, stać ani klęczeć. Może tylko siedzieć przycupnięty w pozycji pośredniej, bardzo szybko łapią go skurcze. Ahmed to zna, to część "standard operating procedure", standardowej procedury operacyjnej, mającej na celu przygotowanie do przesłuchania.

Ahmed przebywa w Guantanamo od ponad roku. Przez całe tygodnie musi bez przerwy odpowiadać na to samo pytanie: dlaczego on i jego dwóch przyjaciół, którzy razem z nim zostali aresztowani, jesienią 2001 r. przebywali w Afganistanie? Wszyscy trzej to Anglicy wyznania muzułmańskiego. Rodzina Ahmeda pochodzi z dzisiejszego Bangladeszu. Nazwano ich „Tipton Three“, trójka z Tipton, miasteczka w Midlands - regionie Anglii, w którym mieszkali. Tego dnia jednak, w liczącej niespełna osiem metrów kwadratowych celi ustawiono tzw. boombox, niewielki sprzęt audio. Żołnierz wsuwa płytę CD rapera Eminema i podkręca głośność. Po czym wychodzi.

Myślałem, co tu się dzieje? Zapomniał swojego boomboxa?”, mówi Ahmed. „Gdy wrócił, spytałem go ‘Co to ma znaczyć? Dlaczego puszczasz Eminema?’ Spojrzał tylko na mnie i nic nie powiedział.”

Następnym razem, gdy więzień ma trafić do celi przesłuchań, zamiast Eminema leci heavy metal. Całymi godzinami, niekiedy także całymi dniami. Ogłuszająco głośno. Czasem stawiają mu jeszcze przed oczami stroboskop. Cela jest ciemna, aparat wystrzeliwuje mu błyski prosto w oczy. Specjaliści od przesłuchań dodatkowo przykręcają w dół klimatyzację. Ahmed musi całe godziny wytrzymywać w lodowatym zimnie. Nie wypuszczają go do toalety, nie ma wyjścia, musi popuszczać. Kajdany powodują obrzmienie nóg. W tym samym czasie atakuje go rycząca muzyka.

Ruhal Ahmed ma dziś 28 lat i znów mieszka w Tipton, niewielkim mieście niedaleko Birmingham. Ma krótko ostrzyżoną brodę, nosi dres, mówi z północnoangielskim akcentem. Jego żona otwiera drzwi, jest w ciąży, mieszkają razem w osiedlu robotniczym. Wokoło biega ich dwuletnia córka. W ich szeregowcu mieszkają również dwaj młodsi bracia Ahmeda.

Ponad dwa lata spędził w amerykańskim więzieniu. W marcu 2004 r. wypuszczono go z powrotem na wolność. Reżyser Michael Winterbottom nakręcił na podstawie losów „Tipton Three” wielokrotnie nagradzany film pod tytułem „Droga do Guantanamo”. To historia podróży, która potoczyła się niewiarygodnie pechowo.

We wrześniu 2001 r. pojechali na wesele do Pakistanu, Ruhal Ahmed miał wówczas 20 lat. Byli głodni przygód, ale i naiwni, przeszli przez granicę do Afganistanu, choć istniała już wówczas groźba „wojny z terroryzmem”. Wraz z grupą talibów chcieli wracać do Pakistanu, gdy zatrzymali ich bojownicy Sojuszu Północnego. W końcu zostali przekazani Amerykanom. Na początku 2002 r. znaleźli się w Guantanamo.

Gdy mówię ludziom, że muzyka może być torturą, patrzą na mnie i myślą, że brak mi piątej klepki. Jak sztuka dająca tyle radości może być torturą? Ale tak jest. Zwykłe tortury można przetrzymać. Muzyki nie. Przyznawałem się do wszystkiego, czego ode mnie żądano. Że znam Bin Ladena i Mułłę Omara. Że wiem, co planują. Wszystko. Byle tylko to się skończyło.“

W Guantanamo, w Afganistanie, w Iraku i w innych amerykańskich tajnych więzieniach żołnierze i służby więzienne torturowały podejrzanych o działalność terrorystyczną. Do ich metod należały podtapianie, pozbawianie snu, lecz także głośna muzyka. Więźniowie byli przez całe dnie wieszani za przeguby dłoni i katowani beatami Dr. Dre. Zakuwano ich i zakładano na uszy słuchawki, z których leciał Meat Loaf, godzinami. Umieszczano ich w drewnianych skrzyniach, gdzie przez całe noce musieli znosić "Saturday Night Fever" Bee Gees. Akurat muzyka - sztuka, która chciała zmieniać świat i której czasem się to nawet udawało, w Woodstock, na „Rock Gegen Rechts” czy Live Aid - stała się bronią w walce z terroryzmem.

Są muzycy, którzy się temu sprzeciwiają. Od brytyjskich trip-hoperów z Massive Attack, przez amerykańskich reprezentantów muzyki industrialnej jak Trent Reznor, po gwiazdę country Rosanne Cash. Żądają oni, by muzyka pop nie była więcej używana jako broń. Chcieliby wiedzieć, co w amerykańskich więzieniach robi się z ich muzyką.

Żądania te wspierane są przez szereg brytyjskich i amerykańskich organizacji. National Security Archive, amerykańska organizacja działająca na rzecz praw obywatelskich, zwalczająca politykę tajności rządu USA, wniosła pozew o odtajnienie akt. Powołuje się przy tym na Freedom of Information Act, ustawę o wolności informacji. W jedenastu instytucjach państwowych złożono wnioski o wydanie wszystkich akt, w których figurują: AC/DC, Aerosmith, piosenka z filmu ”Barney & Friends”, The Bee Gees, Britney Spears, Bruce Springsteen, Christina Aguilera, David Gray, Deicide, Don McLean, Dope, Dr. Dre, Drowning Pool, Eminem, Hed P. E., James Taylor, Limp Bizkit, Marilyn Manson, Matchbox Twenty, Meat Loaf, dżingiel z reklamy karmy dla kotów „Meow Mix”, Metallica, Neil Diamond, Nine Inch Nails, Pink, Prince, Queen, Rage Against the Machine, Red Hot Chili Peppers, Redman, Saliva, muzyka z filmu „Ulica Sezamkowa”, Stanley Brothers, The Star Spangled Banner, Tupac Shakur.

Lista powstała na podstawie wielotygodniowego dochodzenia przeprowadzonego przez pracowników National Security Archive. Kolejne tygodnie być może potrwa podjęcie decyzji w sprawie złożonych wniosków. A nim otwarte zostaną akta, upłyną miesiące, być może nawet lata.

Muzyka jako broń to nic nowego

Tajne więzienia CIA i armii amerykańskiej to jak do tej pory tajemniczy obszar, który na podstawie akt i zeznań niezwykle ciężko zrekonstruować. Celem tych starań jest również odtworzenie łańcucha wydawania rozkazów i uzyskanie większej ilości informacji na temat całego systemu tajnych więzień, utworzonego przez administrację Busha. W walce tej największym sprzymierzeńcem jest opinia publiczna. A względy opinii publicznej zyskuje się najlepiej przy pomocy artystów.

Muzyka jako broń to nic nowego. Od kilku lat na placu przed dworcem głównym w Hamburgu puszczana jest muzyka klasyczna celem przegonienia stamtąd narkomanów.

Gdy dyktator Panamy Manuel Noriega w 1989 r. schronił się przed oddziałami USA w ambasadzie Watykanu w Panama City, żołnierze całymi dniami atakowali budynek hard rockiem i inną muzyką.

Gdy FBI w 1993 r. w Waco w Teksasie przygotowywało atak na farmę, na której zabarykadowali się członkowie tamtejszej sekty, to wpierw z ustawionych kolumn głośnikowych rozległo się gromko „These Boots Are Made for Walking". Sens i cel tego był prosty: złamanie morale oblężonych.

Nic innego w wojnie z terroryzmem nie chcieli osiągnąć także i spece od przesłuchań. Jak to dokładnie funkcjonuje, było podczas zimnej wojny przedmiotem badań zleconych przez rząd amerykański oraz władze brytyjskie i kanadyjskie. „Kubark” zwała się instrukcja przesłuchań CIA, w której opisano, jak więźniów zasypywać bodźcami pobudzającymi zmysły lub ich tego pozbawiać - w ten sposób torturować.

Zakładano, że armia USA po zakończeniu wojny w Wietnamie zaprzestała stosowania takich metod, lecz wiedza ta wykorzystywana jest do dziś: w ramach programu o nazwie SERE (Survival, Evasion, Resistance, Escape - przetrwanie, unik, opór, ucieczka) żołnierze, którym potencjalnie grozi schwytanie i uwięzienie, do dziś uczą się, jak radzić sobie podczas tortur.

Jednemu z psychologów pracujących w tym programie CIA zimą 2001 r. zleciła opracowanie metod przesłuchań dla celów „wojny z terroryzmem”. Latem 2002 r. George W. Bush autoryzował owe „specjalne metody przesłuchań”, których istotną część stanowi długotrwałe dręczenie więźniów głośną muzyką, często w połączeniu z innymi torturami – przykuciem w niewygodnej pozycji, ekstremalnymi temperaturami czy efektami świetlnymi. Metoda ta zwana jest także "no-touch torture", torturą bezdotykową. Nie pozostawia ona bowiem żadnych widocznych śladów.

Czy program sterowany był centralnie, jest ciągle jeszcze niejasne. W jednym z upublicznionych dokumentów CIA znajduje się kilka zdań, określających, jaką głośność i jak długo można stosować wobec więźnia. Reszta jest zamazana na czarno.

Istnieją anonimowe raporty FBI opisujące, jak torturowano więźniów. Żyje też były specjalista od przesłuchań Tony Lagouranis, który napisał o tym książkę. Pisze on, że wiosną 2004 r. w więzieniu, mieszczącym się w bazie wojsk powietrznych USA w Mosulu w Iraku powstało pomieszczenie do podsłuchów o nazwie „Disco”. Komendant „pokazał na kontener za drutem kolczastym i powiedział, co mamy robić. Od sił powietrznych otrzymał stroboskop, a od jednego z żołnierzy boombox. Od wartowników dostał najgorsze płyty CD z muzyką deathmetalową. Wszystko to przekazał nam i powiedział, że mamy wysprzątać kontener i przerobić go na izbę przesłuchań.”

W takich izbach specjaliści od przesłuchań przepytywali więźniów. Czasami, jak mówi Ruhal Ahmed, wpadali w przerwach do niego i wykrzykiwali mu pytania prosto w ucho. Często też nie przychodzili. Lecąca bez końca muzyka umacniała poczucie, że mękom nie będzie końca.

Człowiek czuje się, jakby miał bardzo silną migrenę, a potem przychodzi ktoś i wrzeszczy ci do ucha – i to pomnożyć razy tysiąc”, mówi Ruhal Ahmed. „Nie jesteś w stanie się skoncentrować, na niczym. Wcześniej, gdy byłem bity, mogłem wyobraźnią uciekać od bólu. Ale od muzyki tracisz wszelką orientację. Ona zapanowuje nad twoim mózgiem. Tracisz kontrolę i zaczynasz mieć halucynacje. Docierasz do granicy i widzisz, że za nią czai się obłęd. Granicy, zza której, gdy już się ją raz przekroczy, nie ma już odwrotu. Granica ta majaczyła już przede mną wielokrotnie.”

Suzanne Cusick jest profesorem na Uniwersytecie Nowojorskim i tak właściwie to specjalizuje się w muzyce europejskiej XVII wieku. Od kilku lat zajmuje się muzyką oraz torturami i wygłosiła już na ten temat wiele wykładów. Co niezmiennie ją zaskakuje – mówi Cusick - jak lekkomyślnie traktuje się ten temat, jak łatwo kwestionuje się, że muzyka może być narzędziem tortur. I że całkiem poważnie dyskutuje się o tym, jakie piosenki i gatunki szczególnie się do tortur nadają.

Tylko dlaczego muzyka, a nie od razu zwykły hałas? „Czasem był to także tylko hałas”, mówi Cusick. „Ale muzykę można znaleźć wszędzie. Hałas nie. Poza tym dla niektórych muzułmanów to grzech słuchać choćby tylko instrumentalnej muzyki. Zmuszanie tych więźniów do tego przez długi czas realizuje strategię kulturowego upokarzania. A w samej muzyce znajdują oczywiście odzwierciedlenie popkulturowe preferencje średnich i dolnych warstw amerykańskiego społeczeństwa.”

Lista utworów, którymi – jak wynika z zeznań - byli katowani więźniowie z Guantanamo, to prawie zestaw wszystkich znanych nazwisk z kultury pop ostatnich 30 lat.

Pieśni triumfalne, męczące oraz męska muzyka z list przebojów

Pierwsza grupa to pieśni triumfalne, piosenki dla uczczenia amerykańskiego zwycięstwa, które ma być więźniom poprzez częste powtarzanie boleśnie wtłoczone do świadomości. Takim utworem jest „We are the champions” Queen. Albo „Born in the U.S.A.”, song Bruce’a Springsteena, który ciągle jeszcze jest błędnie interpretowany jako gloryfikacja amerykańskiej wielkości i pewności siebie. Pod kategorię tę podchodzić może także „Babylon” brytyjskiego soft-rockmana Davida Gray’a.

Druga grupa to piosenki męczące, heavymetalowe albo industrialne. Na przykład „Enter Sandman” zespołu Metallica lub "March of the Pigs" Nine Inch Nails. Muzyka wybrana specjalnie, by więźniowi zadawać ból.

Trzecia kategoria to męska muzyka z list przebojów, country, rock mainstreamowy, hip-hop. Muzyka, którą żołnierze jako akustyczny wał ochronny zabierają z sobą na patrol. Muzyka, której chętnie słuchają i która nie działa na nerwy, gdy donośnie słychać ją z cel, ponieważ długotrwałe aplikowanie muzyki muszą wytrzymywać także i żołnierze.

I w końcu pop, piosenki Christiny Aguilery czy Britney Spears, służyły do upokarzania seksualnego. Jako element większych scenariuszy, w ramach których poniża się więźniów.

To obrzydliwe, że nasza muzyka jest w tak barbarzyński sposób nadużywana”, powiedział Tom Morello, gitarzysta lewicowego zespołu Rage Against the Machine, amerykańskiemu magazynowi muzycznemu „Spin”. „Gdy się wie, za czym ideologicznie się opowiadamy, to jest to trudne do zniesienia.”

Pop dysponuje wielką emancypacyjną siłą, a przecież istnieje także długa tradycja buntowniczych stylów muzycznych, które zawsze kokietowały torturą. Muzyki tworzonej tak, że rodzice nie mogli jej wytrzymać.

Dla piosenki rockowej droga do Guantanamo jest zatem nie mniej prawdopodobna niż droga na scenę Live Aid. Na przekór Bono Voxowi i całemu folklorowi spod znaku „Rock Gegen Rechts” (Rock przeciwko prawicy).

Nie mogę tego oceniać aż tak źle”, mówi Stevie Benton, basista nu-metalowego zespołu Drowning Pool. „Parę godzin głośnej muzyki – w USA przecież dzieciaki za to płacą.”

Do kontraktywistów nie należy także amerykański zespół Metallica, założony w 1981 r. w Los Angeles i ciągle jeszcze uważany za jedną z najlepszych metalowych kapel świata. W wywiadach wokalista James Hetfield cieszył się z tego, że jego muzyka służy do torturowania więźniów.

Pobrzmiewał w tym nawet jakby patriotyzm, bo Hetfield uważa się za kogoś, kto amerykańskim oddziałom pomaga zwyciężać wrogów. Ale odzywa się tu też osobliwa forma zawodowej dumy. „Naszych rodziców, nasze żony, ludzi, których kochamy, od zawsze karaliśmy tą muzyką. Dlaczego z Irakijczykami miałoby być inaczej?”, powiedział. „Jakaś część mnie jest nawet dumna z tego. Hej, wybrali Metallicę!“

Rzeczywiście, to przede wszystkim metal jest bezpośrednim przekazem z piekła młodych mężczyzn, muzyką, która mówi o nieszczęściu i bólu bycia młodym mężczyzną. Chodzenie na metalowe koncerty oznacza zawsze to samo samopotwierdzenie: mogę to wszystko wytrzymać. Podczas przesłuchania dzieje się rzecz odmienna: więzień jest przeciągany przez granice tego, co można wytrzymać.

W muzyce popularnej ostatnich 30 lat miały miejsce także techniczne wynalazki, które uczyniły ją przydatną do użycia w izbach przesłuchań. Na przykład praca nawiedzonych inżynierów dźwięku, którzy przy pomocy zaawansowanych technologii studyjnych wydobywają z pasm częstotliwości ostatnie możliwości.

Nawet na popkulturowych marginesach, jak muzyka industrialna, takie zespoły jak Throbbing Gristle czy Psychic TV już w latach osiemdziesiątych igrały z pomysłem, że muzyka może wyrażać także ciemną stronę władzy i przemocy.

Gdy idzie się na koncert lub do klubu, to szuka się głośnej muzyki, błysków świateł. Chce się popaść w ekstazę. To, co my przeżyliśmy, to dokładnie to samo, tylko po drugiej stronie skali”, potwierdza Ruhal Ahmed. „Można o tym powiedzieć czarna ekstaza.”

W 2004 r., po ponad dwóch latach, został zwolniony z Guantanamo, do świata, gdzie wszędzie było słychać muzykę, w każdej reklamie, w każdym sklepie, w każdej taksówce. Ruhal Ahmed mówi, że mu to nie przeszkadza.

Widział wielu ludzi, bliskich szaleństwa. Takich, którzy tam w obozie, gdy przyprowadzano ich z przesłuchań, walili głową w ścianę, próbowali się zabić. Gdy Ahmed wrócił do Anglii, psycholog powiedziała mu, że miał szczęście, ponieważ był jeszcze bardzo młody.

Ruhal Ahmed prowadzi teraz osobliwe życie byłego więźnia Guantanamo. Rodzina się nim zajęła, ze swoją obecną żoną chodził jeszcze do szkoły, wkrótce po jego powrocie wzięli ślub. Rzadko znajduje jakąś robotę, nie ma zbyt wielu miejsc pracy w Tipton. W lutym jego żona ma wydać na świat drugie dziecko, będzie ciężko, ponieważ nie będzie już mogła pracować. Pracę ma w administracji miasta.

W pokoju stoi ogromna wieża multimedialna. Ahmed kupił ją za pieniądze, jakie otrzymał za współpracę przy filmie „Droga do Guantanamo”. Przy surfowaniu w internecie wykorzystuje wielki płaski ekran na ścianie jako monitor. Przez portal Facebook ma kontakt z innymi byłymi więźniami. Niedawno, jak mówi, na Facebook napisał do niego jeden z ówczesnych strażników z Guantanamo. Chciał przeprosić. Spotkali się na wspólnym posiłku.

Na regale u Ruhala Ahmeda stoi Koran i kilka starych kaset z nagraniami modlitw. Płyt nie ma w ogóle.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną