Sport

Będziemy drugą Finlandią? Polskie skoki narciarskie na zakręcie

Paweł Wąsek podczas ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen Paweł Wąsek podczas ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen Lisi Niesner / Forum
Nie zazdroszczę prezesowi PZN Adamowi Małyszowi i jego ludziom. Przez wiele lat szczęście nie opuszczało polskich skoków narciarskich. Czy teraz można już liczyć tylko na szczęście?

Zakończony właśnie Turniej Czterech Skoczni rozgrywany był w dwóch grupach. Austriaków i reszty świata. Ci pierwsi zajęli całe podium, nowym właścicielem Złotego Orła został 22-letni Daniel Tschofenig. A Polacy? Szkoda gadać. Gdyby nie ósmy ostatecznie Paweł Wąsek, można by ogłosić wyprowadzenie polskich skoków narciarskich na zupełne manowce.

Wielkie nazwiska, wielkie zasługi…

Mam nieodparte wrażenie, że im więcej znanych nazwisk jest zaangażowanych w polskie skoki, tym większy panuje w nich chaos. Każdemu z osobna nie można zarzucić braku wiedzy, doświadczenia, chęci. Brat łata, czyli prezes Polskiego Związku Narciarskiego i „stary” mistrz Adam Małysz, zaangażowany niedawno dyrektor sportowy Norweg Alexander Stoeckl, osobiści trenerzy Kamila Stocha – Pawel Doleżal i Łukasz Kruczek, filary kadry – tenże Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła. Wielkie nazwiska, wielkie zasługi. Od tego wybitnego towarzystwa tylko główny trener kadry Thomas Turrnbichler lekko odstaje. Sławą, autorytetem, choć niekoniecznie znajomością rzeczy.

Nie można też powiedzieć, że w kasie pustki i brakuje na uczestnictwo w sportowym wyścigu zbrojeń. Podobno tylko pomysł mistrza Stocha na indywidualne potraktowanie kosztuje okrągły milion złotych. Mimo tego wszystkiego system nie działa.

Polska jest jednym z kilku państw, w których coś takiego jak skakanie na nartach jest popularne. Prawdziwy boom rozpoczął się od wspaniałego fruwania Małysza i został podtrzymany płynnie przez Stocha, do którego dołączyli koledzy. Polacy zakochali się w sukcesach i ich sympatycznych sprawcach, ale teraz nie mamy kogo oklaskiwać na podiach Pucharu Świata. Jeśli ten stan się utrzyma, jest całkiem prawdopodobne, że dyscyplina nam zobojętnieje. Frekwencji na trybunach nie będzie, a w związku z tym pieniędzy też. Popatrzmy na niegdysiejsze potęgi: grozi nam, że będziemy drugą Finlandią czy nawet Szwecją. Ale to problem generalny.

Właściwie już drugi sezon Polakom nie idzie. Austriacki młody trener ogłosił, że wyciągnął wnioski, a celem na ten sezon jest medal na mistrzostwach świata, które rozpoczynają się pod koniec lutego w Trondheim. To ciągle zdarzenie przyszłe i mocno niepewne. I nie oznacza, że do tego czasu wszyscy, poza Pawłem Wąskiem, mogą szorować po dnie.

Fachowcy na początku bagatelizowali wpadki, bo to początek sezonu. Potem, jak zwykle, mówiło się, że niektóre obiekty Polakom historycznie nie odpowiadają. Przedmiotem ożywionej dyskusji były także technologiczne nowinki wprowadzone do produkcji kombinezonów konkurencji ze szczególnym uwzględnieniem „dzióbków”, które mają niesłychanie poprawiać lotność (tak mieli zrobić np. Austriacy). Obśmiał to były prezes federacji Apoloniusz Tajner, który w tej sprawie jest niedowiarkiem. Wskazał na kłopoty mentalne, czyli to wszystko, co dzieje się pod kaskami naszych skoczków. Ale i ta narracja nie wytrzymała próby czasu.

Starzy mistrzowie

Teraz obowiązuje teoria zmian w technice, szczególnie odbicia na progu. Podobno tylko Paweł Wąsek uwierzył trenerowi w tej sprawie i dlatego jest jedynym wygranym polskiej kadry na przełomie roku. Wprowadził zmiany, przed którymi wzbraniali się jego sławni koledzy. Kubacki próbował skakania „wbrew nowej logice” i chwilowo się udawało… jeśli 23. miejsce w kolejce należy uznać za osiągnięcie warte odnotowania dla byłego mistrza świata. O Piotrze Żyle chyba nie ma co wspominać. Kamil Stoch, jak wiadomo, uznał, że lepiej uciec w treningi, niż konfrontować się z obecną czołówką w Niemczech i Austrii. Chyba rozsądnie.

Ogólnie rzecz biorąc, teoria zmiany techniki odbicia do mnie przemawia. Mam tylko jedną wątpliwość. Starą techniką nasi mistrzowie kilka lat temu skakali zazwyczaj kilkanaście metrów dalej. To może teraz do zwycięstw by nie wystarczyło, ale wstydu też by nie było.

Coraz więcej wskazuje na to, że Thomas Turnbichler (obecnie 35 lat) nie został uznany za niepodważalny autorytet przez starszych podopiecznych: Stocha (37 lat), Żyłę (37 lat) i ciut młodszego Kubackiego (34 lata). Ten ostatni powiedział w którymś z wywiadów coś w rodzaju: szanuję trenera, ale kontroluję. Aleksander Zniszczoł, który jeszcze nie osiągnął zbyt wiele, a już dobił do trzydziestki, też zgłaszał publicznie uwagi do nadmiaru szkoleniowych uwag. Mniejsza o to, kto ma rację. Efekt widoczny jest na skoczniach.

Trochę mnie zaskakuje, że stosunkowo mało mówi się właśnie o wieku naszych wielkich mistrzów. Tylko Paweł Wąsek może uchodzić za juniora, ale i to nie do końca, jeśli spojrzeć na bohatera ostatnich dni Tschofeniga, który ma 22 lata.

Może czas spojrzeć w lustro i dostrzec brutalną prawdę. Biologii na dłuższą metę nie sposób oszukać. Z Simonem Ammanem i Noriakim Kasai można wygrywać, ale zawodów legend w skokach jeszcze nie wprowadzono. Bo paradoksalnie długowieczni mistrzowie mogli zablokować kariery zdolnych chłopaków, którzy wcześniej czy później ocenili, że w dającej się przewidzieć przyszłości nie przebiją się do pierwszego rzędu.

Zresztą sami mistrzowie powinni się zastanowić, jak chcieliby zostać zapamiętani przez kibiców. Osuwanie się w przeciętność może nieco zamazać pamięć o wzruszeniach, których nam dostarczali. Długotrwałe znajdowanie ich nazwisk, w najlepszym razie, pod koniec trzeciej dziesiątki nie jest doświadczeniem budującym dla nikogo.

Tak czy owak – nie zazdroszczę prezesowi Małyszowi i jego ludziom. Przez wiele lat szczęście nie opuszczało polskich skoków narciarskich. Teraz można już chyba liczyć tylko na szczęście.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego świat się tak nagle popsuł? Układ sił wyraźnie się zmienia. Prof. Andrzej Leder dla „Polityki”

Andrzej Leder, filozof kultury, psychoterapeuta, o tym, dlaczego Zachód traci znaczenie, jak może wyglądać nieliberalny świat, i gdzie w tym wszystkim jest Polska.

Jakub Majmurek
23.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną