Zwycięski punkt Jannika Sinnera w pojedynku z Taylorem Fritzem na Arhur Ashe Stadium oznaczał jednocześnie koniec sezonu wielkoszlemowego 2024. Dzień wcześniej puchar odebrała Aryna Sabalenka. Oboje byli najlepsi także na początku roku w Australii.
Wielcy zwycięzcy, wielcy pokonani
Do prawdziwego zakończenia tenisowych zmagań jeszcze daleko, bo sezon w tym sporcie trwa niemal bez przerwy. I to zaczyna być coraz poważniejszym problemem. Do tego w tym roku większość czołówki przyjeżdżała do Paryża dwa razy, bo na kortach Rolanda Garrosa rozgrywano też zawody olimpijskie.
Sinner i Sabalenka są pod koniec lata bezkonkurencyjni. Zasłużenie sięgnęli po kolejne tytuły. Włoch jest od trzech miesięcy liderem rankingu ATP i ma potężną przewagę nad rywalami. Wzbudza powszechną sympatię z powodu umiejętności i zachowania na korcie, choć dopingowe niejasności zachwiały wizerunkiem mistrza. Występy Białorusinki budzą polityczne wątpliwości, których sama zainteresowana stara się nie zauważać. Gdyby tak nie było, łatwiej byłoby podziwiać jej sportową klasę.
Są wielcy zwycięzcy i wielcy pokonani. W Nowym Jorku szybko pakowali manatki Carlos Alcaraz i Novak Djoković. Mówi się, że zapłacili cenę za igrzyska, na których spotkali się w porywającym finale. Jeszcze przed pierwszym pojedynkiem wycofała się Jelena Rybakina, przy okazji zwalniając wieloletniego trenera. Ubiegłoroczna mistrzyni Coco Gauff odpadła w grze o ćwierćfinał, a Brad Gilbert jako coach nie usiądzie już w jej boksie. Do grona przegranych, przynajmniej z polskiego punktu widzenia, trzeba zaliczyć mimo wszystko wypadnięcie z drabinki po drugim meczu Huberta Hurkacza. W tym przypadku też nastąpiło rozstanie z opiekunem.
Czy za przegraną musimy uznać Igę Świątek? Gdy się czyta niektóre komentarze, można odnieść wrażenie, że stało się coś bardzo złego. Jak to? Liderka światowego tenisa odpada w ćwierćfinale? I to po porażce w nie najlepszym stylu z Jessicą Pegulą? Natychmiast rozpoczęła się krytyczna analiza umiejętności Polki. Uwagi zgłaszane są także w stosunku do najbliższych współpracowników. Aż dziw bierze, że wszystkie dotyczą tenisistki, która właśnie rozpoczęła 120. tydzień na czele zawodowej listy WTA i ma w sportowym CV pięć tytułów wielkoszlemowych.
Cena igrzysk
Dwa lata temu Świątek została mistrzynią US Open, w ubiegłym roku odpadła w czwartej rundzie, czyli o krok wcześniej niż teraz. Ćwierćfinał jest więc jej drugim najlepszym wynikiem w Nowym Jorku. Do tego w 2023 r. oddała na chwilę przodownictwo w rankingu WTA, a teraz ma ciągle ponad 2 tys. pkt przewagi.
Może warto przypomnieć przy okazji, że tak wybitna tenisistka jak Agnieszka Radwańska nigdy w US Open nie dotarła do jednej czwartej finału. Ten etap raz osiągnął Wojciech Fibak, ale wspominanie jego sukcesów to dla większości obecnych fanów dyscypliny to samo, co dla trochę starszych pokoleń odwoływanie się do czasów Jadwigi Jędrzejowskiej. Hurkacz, obecnie ósmy na świecie, nigdy nie był nawet w trzeciej rundzie.
Trzeba powtarzać, że w tenisie nie da się zwyciężać zawsze i wszędzie. Co oczywiście nie oznacza, że takie postawienie sprawy ucina wszelkie dyskusje. Sama Iga Świątek powtarza, że terminarz startów jest coraz bardziej przeładowany. Nie ma czasu na porządną regenerację. Pędzi z turnieju na turniej, bo to opłacalne dla światowej federacji. W przypadku Polki chodzi chyba mniej o stronę fizyczną, a bardziej o psychiczną. Nasza reprezentantka domaga się zwolnienia tempa i nie jest w tym odosobniona. Teoretycznie traci okazję do zgarniania kolejnych astronomicznych premii, a przecież sama mówi, że gra także dla pieniędzy. Tym bardziej trzeba wysłuchiwać jej nawoływań.
Zapłacili swoją cenę za igrzyska Djoković i Alcaraz, zapłaciła też Iga Świątek, która traktowała start w Paryżu jako najważniejszą imprezę sezonu. Gdyby wyjechała z Francji ze złotem, niosłaby ją euforia. Tak się nie stało i na pewno ciężko to przeżyła.
Można też analizować samą grę, domagać się większego urozmaicenia chociażby o skróty czy częstsze wypady do siatki, ale przy atutach, które posiada, najważniejsze jest to, co dzieje się w głowie. Podczas turnieju Rolanda Garrosa pokazała niesamowitą odporność w grze z Naomi Osaką. Wówczas wyszła zwycięsko z prawie beznadziejnej sytuacji. Podczas igrzysk i US Open było już pod tym względem gorzej.
I na koniec wróćmy do owej skłonności do bezkompromisowych ocen Igi Świątek, gdy ma trochę słabsze chwile. Skąd to się bierze? Wygląda na to, że własne kompleksy chcemy leczyć za pomocą jej sukcesów. Jest dziś chyba jedyną tak globalnie rozpoznawalną osobą z naszego kraju (trochę mniej dotyczy to już Roberta Lewandowskiego). Chcemy się identyfikować z jej sukcesami. Z trudem przychodzi nam akceptacja obniżenia lotu, nawet chwilowego.