Sport

Buńczuczny Piesiewicz. Z nim na czele PKOl nie będzie ani igrzysk w Polsce, ani wyników

Radosław Piesiewicz Radosław Piesiewicz Mateusz Birecki / East News
Ujawnienie, że działacze pławili się w luksusach, gdy np. lekarz siatkarzy mieszkał prawie w schronisku, polskiego sportu nie uzdrowi. Tak samo jak nie ma szans na zgodne działanie ministerstwa z PKOl, a raczej z jego obecnym szefem.

W atmosferze poolimpijskiego kaca wywołanego medalową mizerią polskiej reprezentacji premier z nagła ogłosił, że będziemy się starać o organizację igrzysk w 2040 lub 2044 r. Termin jest na tyle bezpieczny, że nie wzbudzi chyba gorących dyskusji. Wygląda przecież, że idea jest z gatunku niewielu tych „ponad podziałami”. Igrzyska będzie otwierał inny prezydent, inny premier i, oby, inny prezes PKOl.

Mizeria olimpijska to nie przypadek

Jeśli rządowa deklaracja jest poważnie przemyślana, to wbrew pozorom do pracy trzeba zabierać się niemal od dziś. I nie chodzi tu o infrastrukturę, o którą tak bardzo martwiliśmy się przed polsko-ukraińskim Euro 2012. Jesteśmy w innym miejscu rozwoju. Potrafimy budować stadiony, drogi i hale. Nie zaczynalibyśmy od zera. Poza tym, jak pokazała Francja, minęła moda na gigantomanię.

Coś, z czym mamy olbrzymi kłopot, to stan polskiego sportu. 10 medali, 42. miejsce w klasyfikacji – to nie przypadek. To konsekwencja wieloletnich zaniedbań. W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” Aleksander Kwaśniewski mówi, że gdyby zacząć budować podstawę piramidy dziś, to na wyniki moglibyśmy liczyć za kilkanaście lat. Oczywiście, wcześniej pojawią się mistrzowie, ale nie dzięki systemowi, tylko mimo jego braku. Były prezydent wie, co mówi, i to nie tylko dlatego, że był także m.in. prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Jest znawcą sportu i uwarunkowań z nim związanych.

Buńczuczny Piesiewicz

Tymczasem portale rozgrzewają nas tytułami relacjonującymi kolejne objawy buńczuczności Radosława Piesiewicza, obecnego prezesa PKOl. Minister sportu natychmiast po powrocie z Paryża zażyczył sobie szczegółowej informacji na temat wydatków związanych z pobytem działaczy na igrzyskach. To efekt m.in. skarg zawodników na warunki przygotowań. Sławomir Nitras wysłał podobne pisma do związków sportowych.

Piesiewicz w obcesowy sposób odmawia przekazania takich danych. Robi to w stylu niektórych czołowych przedstawicieli do niedawna rządzącego ugrupowania. Trudno się zresztą dziwić, skoro jego patronem i przyjacielem jest Jacek Sasin, minister aktywów państwowych do ubiegłego roku. Ich osobiste kontakty to osobny temat, tak samo jak krótkie, ale za to bardzo obfite w finansowe dobra doradzanie żony Piesiewicza w Pekao SA. Prezes bagatelizuje też kilkadziesiąt wyjazdów typu VIP rodziny pod szyldem PKOl. Wymachuje przelewem na 90 tys. dol., które są zapłatą za te usługi. Co to za dziwny system.

Piesiewicz to człowiek bez kompleksów i niczym nieograniczonych ambicji. Dużo mówi o nim billboard, na którym przykleił się do wybitnych olimpijczyków. Gdy ponad rok temu zostawał szefem PKOl, powtarzał w kółko: forsa, forsa, forsa. Program prosty, ale poparty politycznymi naciskami – skuteczny. Ciekawe, czy w zmienionej rzeczywistości politycznej spółki skarbu państwa będą ochoczo przekazywać grube miliony.

Wieloletni działacze przecierają oczy ze zdumienia. Na przykład wtedy, kiedy mówi, że przed jego dojściem do władzy właściwie nic nie było. Ogłasza, że po raz pierwszy w historii stworzony został Dom Polski. Tymczasem to nieprawda. Był w Atlancie i Londynie. W Pekinie nie było warunków do jego utworzenia, więc powstał Klub Polski w ambasadzie. Podobnie w Rio w Domu Pielgrzyma.

Potrzebny zaokrąglony stół

Nie wiemy, czy minister doczeka się informacji, których się domaga. Tak czy owak, ujawnienie, że działacze pławili się w luksusach, gdy np. lekarz siatkarzy mieszkał prawie w schronisku, polskiego sportu nie uzdrowi. Tak samo jak nie ma szans na zgodne działanie ministerstwa z PKOl, a raczej z jego obecnym szefem.

Potrzebna jest poważna rozmowa kompetentnych ludzi. To postuluje Aleksander Kwaśniewski. Kto wie, może jakiś okrągły, a przynajmniej zaokrąglony stół? Sam Kwaśniewski byłby idealnym kandydatem na kogoś, kto kierowałby pracami. Niezaangażowany w bieżącą politykę, z doświadczeniem, które na pewno by się przydało.

Udało się Brytyjczykom i Francuzom. Dlaczego nie ma się udać Polakom? Gra warta świeczki, nawet jeśli z organizacji igrzysk nic nie wyjdzie. Idzie przecież o odwrócenie przygnębiającej tendencji do unikania ruchu od najmłodszych lat. Gdyby to się udało, doczekamy się także przyjemniejszych wieści z olimpijskich aren.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama