Sport

Igrzyska w Paryżu: pożegnanie z utopią. Los Angeles zdało pierwszy test. I na jakiś czas widowisk wystarczy

Ceremonia zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, 11 sierpnia 2024 r. Ceremonia zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, 11 sierpnia 2024 r. Jiang Wenyao / Xinhua News Agency / Forum
Francuzi pożegnali igrzyska śpiewająco. Amerykanie przejęli flagę podczas ceremonii zamknięcia w hollywoodzkim stylu, dobrze reżyserowanym, tylko już bez oglądanej nad Sekwaną spontaniczności.

Jeśli po dość rewolucyjnej, angażującej całe miasto ceremonii otwarcia XXXIII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu ktoś tęsknił za widowiskiem w nieco bardziej tradycyjnym rozumieniu, dostał je na finał. Z centralnie położonego Jardin des Tuileries przeniosło nas na Stade de France, na przedmieścia. A za spektakl odpowiedzialny był jako dyrektor artystyczny Thomas Jolly, ten sam 42-letni Normandczyk, który pracował nad otwarciem igrzysk, zbierając pochwały i ściągając na siebie gromy.

Stade de France. Gigantyczna mapa świata

Sportowcy z sześciu kontynentów paradowali na stadionie po scenografii w kształcie gigantycznej mapy świata. A artystycznie Francuzi zaproponowali eleganckie i już mało kontrowersyjne połączenie tradycji i nowoczesności. Żadnych kolejnych kontrowersji, obrazoburstwa – zamiast tego sentymentalny obrazek Paryża z piosenką „Sous le ciel de Paris” z początku lat 50., a później aranżacje łączące charakterystyczną dla stolicy Francji muzykę elektroniczną z brzmieniami orkiestry (włącznie z nową aranżacją „Marsylianki”). I krótkie karaoke z „Emmenez-moi” Charlesa Aznavoura i „Les Champs-Elysées” Joe Dassina, które zaintonowali (po czym chyba sami się tego przestraszyli) nawet komentatorzy TVP. Do tego jeszcze superpopularne „Freed from Desire” Gali.

Dalej mieliśmy widowisko w klimacie science fiction, zarazem korzystające z francuskiej tradycji spektakli son et lumière: przybysz z kosmosu ląduje na Ziemi, obserwując, jak w Grecji wykuwa się tradycja olimpijska. Główną rolę „złotego podróżnika” odegrał z pasją przebrany w efektowny kostium Arthur Cadre, tancerz mający na koncie występy w słynnym Cirque du Soleil. A całość była nośnikiem symboliki jedności i pokoju, zawieszenia konfliktów – wędrówce gigantycznych kół olimpijskich ku górze towarzyszył elektroniczny utwór „Utopia” Alberto Costasa. I performance Alaina Roche’a, który słynie z grania zawieszony w powietrzu, a przy tym na wznoszącym się do góry pionowo (!) fortepianie. Tu jeszcze dodatkowo w stroju z poddanych recyklingowi taśm z kaset VHS. Na koniec obejrzeliśmy długi montaż najpiękniejszych i najtrudniejszych scen igrzysk, radości i bólu, z naszą Aleksandrą Mirosław wśród wielu bohaterów.

Później było już afterparty: żywiołowy minikoncert czołowego (a przy tym zrozumiałego dla reszty świata – śpiewają po angielsku) francuskiego zespołu Phoenix i jego gości. Zagrali „Lisztomanię”, a także „Tonight” z gościnnym udziałem Amerykanina Ezry Koeniga, towarzyszyli francuskiemu duetowi Air w wykonaniu „Playground Love”, a także grupie Kavinsky w „Nightfall” ze ścieżki dźwiękowej z filmu „Drive”.

Było w tym słychać zarówno wyczucie Jolly’ego, którego team nieźle orientuje się w internetowych trendach, jak i pewną dobrze wyreżyserowaną spontaniczność, nieźle przyjmowaną również podczas ceremonii otwarcia. To było widowisko telewizyjne, ale nie zabrakło w nim miejsca dla emocji samych sportowców, którzy koncert Phoenix mogli oglądać niczym grupa najbardziej zagorzałych fanów – z pierwszego rzędu.

Czytaj też: Nieostatnia wieczerza, czyli najgłośniejsze spory artystyczno-religijne ostatnich dekad

Tom Cruise spadł z nieba. Seine-sacyjne igrzyska

Szef MKOl Thomas Bach w swoim przemówieniu chwalił Paryż jako igrzyska „Seine-sacyjne” (od Seine – Sekwany) i pierwsze zorganizowane według „nowych wytycznych”, z pełnym parytetem płci. I jakby na dowód tego flagę olimpijską, która powędrowała do Los Angeles (tam odbędą się kolejne igrzyska), przekazała za chwilę kobieta kobiecie, tak się bowiem składa, że oba miasta mają akurat burmistrzynie. Przemawiali jednak tylko mężczyźni. Również mężczyzna – i to nie najmłodszy, choć ciągle w niezłej formie, a przede wszystkim rozpoznawalny – był potrzebny, żeby to wszystko zamienić w hollywoodzki w charakterze show. Tu nie było niespodzianki – po hymnie amerykańskim (wykonanym, znakomicie zresztą, przez H.E.R.) z nieba spadł zapowiadany wcześniej Tom Cruise, zabrał flagę i motocyklem (ulicami Paryża, jak w „Mission: Impossible”), a później samolotem przewiózł do Kalifornii.

Tam już czekała niewielka scena rozstawiona na plaży w Venice, słynnej dzielnicy L.A. A na scenie – zespół Red Hot Chilli Peppers, później śpiewająca z wyraźnego playbacku Billie Eilish, a wreszcie Snoop Dogg. „To, na co czekaliśmy” – westchnęli komentatorzy, najwyraźniej fani hip-hopu. Raper, wplątany przedziwnym zrządzeniem losu w ideę olimpijską, wykonał z półplaybacku „Drop It Like It’s Hot”, utwór, który zyskał memiczny status w pierwszych dniach igrzysk (może dlatego, że Snoop niósł przez chwilę gorący znicz, ale go nie wypuścił), a później wielki przebój „The Next Episode”, oczywiście w duecie z Dr. Dre. Towarzyszyła im plażowa widownia, która w środku dnia (w Kalifornii nie było jeszcze 15) składała się wyraźnie z kolorowo ubranych statystów. Czar spontaniczności prysł, wkroczyliśmy do świata bezpiecznie zaplanowanego show. Choć jeśli igrzyskom rzeczywiście towarzyszyć będzie oglądana w tej transmisji modyfikacja napisu „Hollywood” na zboczu gór Santa Monica – taki, by dwie litery „O” zamienić w koła olimpijskie – to pierwszy test kreatywności organizatorów można uznać za zdany.

Czy dalej będzie tak śpiewająco jak w Paryżu? Zobaczymy. Zresztą trudno się spieszyć – ceremonia zamknięcia była niemal tak długa jak otwarcie igrzysk, na jakiś czas tych widowisk wystarczy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną