Sport

Sportowcy uciekają z wioski olimpijskiej. Brak klimatyzacji, fatalne jedzenie, za małe łóżka

Wioska olimpijska w Paryżu Wioska olimpijska w Paryżu Pasquale Golia/IPA Sport / ipa-a / imago sport / Forum
Na fatalne warunki w Paryżu narzekają już nawet medaliści. I choć podobne słowa krytyki padają praktycznie za każdym razem, Francuzi obrywają szczególnie mocno – także z powodu mediów społecznościowych.

Thomas Ceccon, jeden z najlepszych dziś europejskich pływaków, chciałby pewnie zostać zapamiętany ze swoich sukcesów na basenie La Défense – chociażby ze złotego medalu zdobytego na 100 m stylem grzbietowym albo z brązu wywalczonego z kolegami w sztafecie na tym samym dystansie. Wszystko wskazuje jednak na to, że największą rozpoznawalność przyniesie mu zdjęcie zrobione przez przypadek przez saudyjskiego wioślarza Huseina Alirezę. Nie na basenie – ale na trawniku.

Ceccon śpi obok ławki na białym kocu wyniesionym z wioski olimpijskiej. Ma szorty, białe adidasy zaparkował obok, pod głowę wsunął poduszkę, plecak rzucił obok. Niezorientowanym mogłoby to wyglądać na pijacki eksces – i nie byłoby to skojarzenie całkowicie nieprawomocne, sportowcom już nie takie historie się przydarzały. Włoch nie umościł sobie jednak legowiska pod gołym niebem z powodu intoksykacji, tylko z wyboru. Wolał spać tam niż we własnym łóżku w wiosce olimpijskiej.

Czytaj też: Gdzie są granice ludzkich możliwości w sporcie?

Wioska bez klimatyzacji

To wprawdzie najbardziej jaskrawy, ale tylko jeden z wielu przypadków narzekania na warunki noclegowe w Paryżu. Ceccon skarżył się zresztą od samego początku, w niewygodzie upatrując m.in. przyczyn braku awansu do finału na 200 m grzbietem. Lista sportowców, którzy podzielają jego pogląd, jest ogromna – podobnie jak zestaw wyliczanych defektów.

Najczęściej wspominają o bardzo wysokich temperaturach w pokojach – nie da się ich łatwo schłodzić, bo w wiosce nie ma klimatyzacji. To świadomy ruch organizatorów, którzy postawili sobie za cel zbudowanie najbardziej „zielonej” wioski w historii, starając się ograniczyć ślad węglowy, zużycie energii i obciążenie dla środowiska. Zamiast klimatyzatorów zamontowali w budynkach specjalny system chłodzenia pomieszczeń rurami z wodą, zamontowanymi w ścianach i pod apartamentowcami.

Wzorowali się na Luwrze, gdzie podobna instalacja istnieje już od wielu lat. Problem w tym, że w wiosce ewidentnie nie działa tak dobrze jak wokół Mony Lisy. Gregorio Paltrinieri, włoski multimedalista w pływaniu, opowiadał niedawno dziennikarzom „La Gazzetta dello Sport”, że w upalnym Paryżu nie da się zasnąć przed godz. 2 w nocy. O tej porze zasypia Noah Lyles, od niedzieli najszybszy człowiek na świecie, triumfator sprintu na 100 m. Co najmniej siedem reprezentacji, m.in. Wielka Brytania, Australia i Dania, zignorowało kwestie klimatyczne, instalując w swoich apartamentach przenośne klimatyzatory.

Czytaj też: Nie mów hop! Czyli dlaczego tak ciężko skakać wysoko

Łóżka na kartonach

Punkt drugi: łóżka. Zbudowane – to nie przesada – na kartonowych rusztowaniach. Na niewygodę skarżyli się sportowcy chyba wszystkich specjalności. Ariarne Titmus, australijska supergwiazda pływania, nie hamowała się w krytyce. Jak twierdzi, to właśnie szkodliwe dla pleców łóżko kosztowało ją rekord świata w jej koronnej konkurencji, 400 m stylem dowolnym (choć wyścig i tak wygrała).

Simone Biles, amerykańska gimnastyczka i jedna z największych gwiazd paryskich igrzysk, tuż po przyjeździe do wioski napisała w mediach społecznościowych, że łóżka tutaj są „do dupy”. Twarde, niewygodne, za małe. Jej rywalka Ana Perez z Hiszpanii dodała, że bez problemów zasnęła tylko pierwszej nocy, ale to dlatego, że dotarła bardzo późno i zmęczenie wzięło górę. Sportowcy najczęściej dodają, że w łóżkach po prostu się nie mieszczą. Posłania są za małe zwłaszcza dla tych, którzy uprawiają koszykówkę, siatkówkę, pływanie. Trudno wyobrazić sobie np. polskiego koszykarza z drużyny 3x3 Adriana Boguckiego, mającego 215 cm wzrostu, skulonego w ciasnym kartonowym łóżeczku.

Co niektórzy obracają tę sytuację w żart. Wspomniana Ana Perez powiedziała hiszpańskim dziennikarzom, że przez przypadek wylała kawę na ramę łóżka – bała się, że cała konstrukcja zamieni się w papkę i po prostu się rozpadnie. Inni mówią, że łóżka są „antyseksualne”, bo i tak druga osoba się w nich nie zmieści. Jeśli dodać do tego, że na terenie wioski nie działa geolokalizacja większości aplikacji randkowych (jak Grindr), od biedy można zbudować narrację o organizatorach, którzy po prostu chcieli, żeby sportowcy skupili się na startach, a nie życiu towarzyskim.

Dla ludzi, którzy są światowej klasy profesjonalistami w swoim zawodzie i cztery lata ćwiczą, by pokonać rywali o setne sekundy, to wszystko bardzo realne problemy. Tak samo jak sytuacja na stołówce: brakuje wielu pokarmów. Jadłospis jest w 60 proc. wegański, żeby było bardziej „eko”. Sportowcy chcą jednak mięsa i nabiału, są często na diecie wysokobiałkowej. Codziennie słychać narzekania, że brakuje jajek czy kurczaków, a potrawy są fatalnej jakości. Mięso często jest po prostu surowe.

Czytaj też: Zdobyć medal, zostać memem. Jak strzelcy z Turcji i Korei podbili internet

Paryż ma pecha

Na skutki tego stanu rzeczy nie trzeba było czekać, exodus z wioski zaczął się dość szybko. Praktycznie cała reprezentacja USA w tenisie kobiet (z wyjątkiem Coco Gauff) wyprowadziła się do hotelu, gdy okazało się, że na dziesięć dziewczyn przypada jedna łazienka. Amerykanki wskazywały też na całkowity brak prywatności, w kilku pokojach brakowało zasłon w oknach. Już drugiego dnia zmagań z wioski wyniosła się też cała kadra koreańskich pływaków, choć oni akurat narzekali nie (tylko) na pokoje, ale dojazd na La Défense w przegrzanych autobusach bez klimatyzacji.

Jakby tego było mało, w wiosce zdarzyły się też kradzieże. Jedna z japońskich rugbystek informowała o utracie obrączki i naszyjnika o łącznej wartości 3 tys. euro. Sprawcy nie znaleziono.

I może nie byłoby w tych sytuacjach nic dziwnego, bo zdarzają się naprawdę co cztery lata, gdyby nie to, że narzekają dosłownie wszyscy (Polacy też). Tekturowe jednoosobowe łóżka pojawiły się już w Tokio w 2021 r., ale tylko przez chwilę były sensacją w internecie, potem przestały kogokolwiek obchodzić. Inna sprawa, że tamte igrzyska były anomalią, odbywały się w pandemii, bez kibiców, z ograniczoną uwagą mediów. Ale w Rio w 2016 r. też płynęła szeroka rzeka skarg, choć sytuacja wyglądała dokładnie odwrotnie. Tam organizatorzy postawili nie wioskę, a osobne miasto, zbudowane prawie w całości od zera. Ponad 3,1 tys. apartamentów – z własną kuchnią, łazienką, często z salonami. Ponad 18 tys. miejsc noclegowych, a na wewnętrznych uliczkach kawiarnie, bary i sklepy.

Wtedy sportowcy narzekali na brak bezpieczeństwa, podejrzanych ludzi kręcących się wokół i duży dystans do olimpijskich aren. Paryż ma sporo na sumieniu, ale i ma pecha – z roku na rok dla każdego sportowca coraz ważniejsze są social media. To tam umieszczono większość negatywnych komentarzy o warunkach w wiosce. A wiadomo, że w internecie kontrowersyjne zdjęcie i kilka zdań krytyki niesie się lepiej niż nawet fotka ze złotym medalem.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną