„Na kobietę nie wygląda”. Zawodnicy trans znów budzą emocje. Zwłaszcza na polskiej prawicy
Polska judoczka Angelika Szymańska przegrała we wtorek starcie z meksykańską zawodniczką Priscą Awiti Alcaraz, tracąc tym samym szansę na medal. Wśród wyrazów wsparcia dla naszej sportsmenki, wyraźnie zdruzgotanej porażką, pojawiły się jednak głosy dość niespodziewane. Oto kilku komentatorów z prawicy, w tym poseł Paweł Jabłoński, zaczęło sugerować, że przegrana była oczywista, bo Meksykanka „na kobietę nie wygląda”. Choć zdecydowanie nią jest.
Obsesja, bo nie sposób tego inaczej nazwać, na punkcie zawodników trans nie jest niczym nowym. Rozmów o tym, czy dopuszczać transpłciowych sportowców do rywalizacji, jest tak wiele, że można dojść do wniosku, że niedługo zdominują sport całkowicie. W istocie takich zawodników, startujących na światowym poziomie i mających szansę na medale, jest zaledwie kilkoro, na olimpiadzie startuje zaś tylko dwójka. Co ważne, obie osoby, choć identyfikujące się jako trans i niebinarne, biorą udział w kategoriach kobiecych, w których startowały od zawsze.
Czytaj też: Tranzycja dzieci. Co robić? Słuchajmy ich, nie popychajmy w żadną stronę
Zawodnicy trans na igrzyskach
Trzeba podkreślić, że zasady współzawodnictwa dla osób trans zostały od czasów igrzysk w Tokio jeszcze bardziej uściślone. Choć niektóre federacje dopuszczają udział osób, które przeszły tranzycję, to nadal obowiązują je dodatkowe obostrzenia – od badania poziomu hormonów po potwierdzenie przejścia tranzycji w okresie dojrzewania. Na igrzyskach sportowcy trans wciąż stanowią promil uczestników, niektóre rozgrywki (np. pływanie) są dla nich całkowicie zamknięte. Co więcej, samo uczestnictwo transpłciowego zawodnika nie oznacza od razu medalu. W Tokio w podnoszeniu ciężarów startowała Nowozelandka Laurel Hubbard. Jej występ wzbudził wiele kontrowersji, ale wbrew zapewnieniom komentatorów o jej pewnej przewadze nie zdobyła żadnej blaszki.
Im więcej badań zleca się sportowcom, tym częściej dochodzi też do sytuacji co najmniej dwuznacznych. Dwie bokserki – reprezentantka Algierii Imane Khelif i Tajwanu Lin Yu-Ting – zostały na mistrzostwach świata zdyskwalifikowane z powodu zbyt wysokiego poziomu testosteronu. Obie od zawsze występują w zawodach kobiecych i żadna z nich nie identyfikuje się jako osoba trans. Obie protestowały po ogłoszeniu wyników badań, sugerując, że padły ofiarami spisku. Zwłaszcza że w poprzednich zawodach organizowanych przez tę samą federację nikt zastrzeżeń nie zgłaszał.
Co więcej, obie występują na igrzyskach. Międzynarodowy Komitet Olimpijski uznał bowiem, że IBA (Międzynarodowa Organizacja Bokserska) nie będzie w tym roku decydować o zasadach dopuszczania zawodników do rozgrywek. Wszystko ze względu na liczne skandale sędziowskie, podejrzenia nieprawidłowości i bliskie powiązania organizacji z Gazpromem.
Bo warto zaznaczyć, że dyskusje o zawodnikach trans nie rozgrywają się w neutralnej politycznie przestrzeni. Już teraz widać, jak chętnie wykorzystuje się tę niewielką grupę do tzw. walk kulturowych, które mają destabilizować społeczeństwa Zachodu.
Czytaj też: Zobaczyć wreszcie siebie w lustrze. Piotr opowiada o ostatnim etapie korekcji płci
Wielcy obrońcy praw kobiet
Wróćmy jednak do meksykańskiej zawodniczki. Patrząc na liczne komentarze o tym, że „kobieta tak nie wygląda”, możemy dostrzec kolejny niepokojący wymiar tego lęku przed transseksualnymi zawodnikami. Oto każda kobieta, która nie pasuje do schematu kobiecej urody czy sylwetki, zostaje okrzyknięta mężczyzną czy oszustką. Co więcej, często spotyka to kobiety niebiałe, których rysy część Europejczyków uznaje za zbyt męskie. Prisca Awiti Alcaraz, której ojciec jest Kenijczykiem, pada w tym przypadku ofiarą klasycznego rasizmu i seksizmu. Nie pasuje do wizji delikatnej, wiotkiej kobiety, więc jest natychmiast oskarżana o oszustwo.
Osoby, które podnoszą kwestię udziału sportowców trans w zawodach, zazwyczaj argumentują swoje zaniepokojenie czy oburzenie pragnieniem ochrony kobiet uprawiających sport. Trzeba bronić zawodniczek przed mężczyznami, którzy zabiorą im wszystkie medale, podając się za kobiety. Nie ma się jednak co oszukiwać: ta „głęboka troska” często prowadzi do najbardziej seksistowskich uwag i aluzji. Jeśli tylko zawodniczka jest zbyt wysoka, zbyt umięśniona, ma krótkie włosy, mocną szczękę czy wysokie czoło – wśród komentarzy można się spodziewać sugestii, że oto mężczyzna próbuje odebrać kobietom zwycięstwo. Już nie wystarczy być wybitną sportsmenką, trzeba się jeszcze wpasować w standardy urody, narzucone odgórnie wyobrażenie o tym, jak kobieta ma wyglądać. A gdy sugestie się nie skończą, przejść całą serię dodatkowych, często upokarzających testów. I tak „wielcy obrońcy praw kobiet” skupiają się głównie na podważaniu kobiecych osiągnięć i doświadczeń.