Luki Igi
Ruszył US Open. Ten sezon jest dla Igi Świątek o wiele trudniejszy niż poprzedni
Ten sezon jest dla Igi o wiele trudniejszy niż poprzedni, w którym większość meczów rozgrywała pod własne dyktando, a rok zakończyła jako niekwestionowana liderka rankingu, z olbrzymią przewagą nad resztą stawki. W czerwcu dorzuciła wprawdzie kolejny wielkoszlemowy triumf w Paryżu, poza tym wygrała nieźle obsadzone turnieje w Dosze oraz w Stuttgarcie, no i była najlepsza w Warszawie. Ale to sukces mało historyczny, bo w stolicy miała rywalki z czwartego szeregu.
Zasada „bij mistrza” coraz częściej jednak daje o sobie znać. Grupa pościgowa się zbliża, a symboliczna rankingowa detronizacja najbardziej grozi Idze ze strony Aryny Sabalenki, wykreowanej na jej główną rywalkę, również za sprawą niemającego nic wspólnego ze sportową rywalizacją kontrastu: polska heroska bezinteresownie przypominająca na kortach sprawę walczącej Ukrainy kontra białoruska pupilka satrapy Łukaszenki, wspierającego putinowską agresję. Tymczasem to z Jeleną Rybakiną Świątek przegrała w tym sezonie wszystkie trzy mecze (dwa bardzo gładko, trzeci poddała z powodu kontuzji), ale musiała również uznać wyższość kilku zawodniczek, które jeszcze niedawno rozstawiała po kątach kortów. Iga traci sety z przeciętnymi rywalkami, zdarzają jej się podczas meczów dość niewytłumaczalne przestoje i wygląda wówczas na zagubioną.
Zależy od kortu
Rozmowę o Idze Świątek jako o tenisowym dziele skończonym należałoby w zasadzie potraktować osobno w zależności od tego, na jakiej nawierzchni występuje. Jeśli chodzi o grę na ceglanej mączce, jest właściwie bliska perfekcji: umiejętnie korzysta ze swojego atletyzmu, fenomenalnego przygotowania motorycznego, zwinności i wreszcie siły uderzeń, generowanej z synchronicznej pracy całego ciała, a przede wszystkim nóg – swego rodzaju katapulty.