Zaczyna się wielkoszlemowy Wimbledon, dla wielu najważniejsze tenisowe wydarzenie sezonu. Rozgrywki na trawiastych kortach odbywają się po raz 136. Ostatnie lata były dla tej imprezy trudne. Najpierw pandemia i odwołanie zawodów w 2020 r., później wykluczenie Rosjan i Białorusinów z powodu agresji na Ukrainę. Teraz mogą występować, jeśli podpisali deklarację, w której zobowiązują się do nieokazywania jakiegokolwiek poparcia dla wojny.
W zamian tenisowe federacje przywróciły przyznawanie tenisistkom i tenisistom za wynik w Wimbledonie rankingowych punktów (w 2022 r. były tylko premie pieniężne). A to oznacza, że nikt nie broni punktowych zdobyczy z ubiegłego roku, więc można tylko zyskać. Warto jeszcze dodać, że angielscy gospodarze zawodów postanowili, że jeden funt z każdego biletu zostanie przeznaczony na pomoc Ukrainie. Liczą, że uzbierają w ten sposób blisko pół miliona funtów.
Iga Świątek i Wimbledon. Nauka nie idzie w las
Polskich kibiców najbardziej intryguje oczywiście postawa naszych reprezentantów, czyli Igi Świątek, Magdy Linette i Magdy Fręch oraz Huberta Hurkacza w turniejach singlowych.
Najwięcej uwagi skupiać będzie na sobie światowa liderka. Ciągle zastrzega, że dopiero uczy się rywalizacji na trawie, ale są dowody, że nauka nie idzie w las. Właśnie oglądaliśmy efekty w małym turnieju w Bad Homburg. Przeciwniczki były średnio wymagające, ale i tak cieszyło, że Iga nie męczyła się i pokazywała coraz większą pewność siebie. Polka nie zwyciężyła, bo po ćwierćfinale poczuła się źle, wycofała się i wyjechała z Niemiec, zresztą zgodnie z wcześniejszymi sugestiami niektórych ekspertów. Jeśli ze zdrowiem jest znów w porządku, to na pewno przyda się dodatkowy czas na przyzwyczajenie się do trochę innej nawierzchni na wimbledońskich kortach.
Losowanie dla Igi Świątek poszło świetnie. Przynajmniej w teorii, bo zgodnie z tym, co powtarzała Agnieszka Radwańska, turniejową drabinkę najlepiej oceniać po zawodach. Aryna Sabalenka może być przeciwniczką tylko w finale, ale w jej połówce są jeszcze m.in. Ons Jabeur (na samym początku spróbuje się jej postawić nasza Magda Fręch), Jelena Ostapenko, Elena Rybakina, Maria Sakkari i Barbora Krejcikova.
Ten sezon jest dla raszynianki trochę inny. Nie wygrywa wszystkiego i wszędzie, ale ciągle jest pierwszą rakietą świata, która właśnie po raz trzeci wywiozła zwycięski puchar z wielkoszlemowego Rolanda Garrosa. Miała dłuższą przerwę z powodu kontuzji odniesionej w Rzymie, a przez to więcej czasu na trening, w tym na oswojenie się z trawiastymi obiektami. Apetyt na dobry albo świetny wynik jest więc uzasadniony. Trener Tomasz Wiktorowski przeżywał już występy swojej podopiecznej w półfinałach i finale Wimbledonu. Z Agnieszką Radwańską. Dlaczego nie dopisać do tej pięknej historii współczesnych dokonań kolejnego rozdziału? Na początek naprzeciwko Świątek stanie Chinka Liu Zhu (33. w rankingu WTA).
Wimbledon 2023. Szanse Linette, Fręch i Hurkacza
Magda Linette po życiowym osiągnięciu w Australii, gdzie dotarła do półfinału, miała wzloty i upadki – z przewagą tych drugich. Jeśli przebrnie przez pierwsze rundy, może się spotkać z Igą Świątek. Oby doszło do tego meczu. O rywalce Magdy Fręch, która ma najlepszy czas w swojej karierze, już wspominałem. Tunezyjka Jabeur jest wielką faworytką, ale potrafi też przegrać w pierwszej rundzie, choćby z Linette w ubiegłorocznym Rolandzie Garrosie.
W męskim singlu będziemy świadkami kolejnego boju ostatniego z wielkich Novaka Djokovicia z młodzieżą (Andy Murray wystąpi co prawda, ale na dwa tygodnie zmagań ten wielki wojownik nie ma już chyba sił). Z Hiszpanem Carlosem Alcarazem Serb może się zmierzyć dopiero w finale. Wydaje się, że obrońca tytułu znów ma największe szanse. Gdyby tak się stało, zdobyłby 24. wielkoszlemowy tytuł i oddalił się od ciągle nieobecnego Rafy Nadala.
Po półfinale sprzed dwóch lat wydawało się, że Hubert Hurkacz będzie odtąd wymieniany jako jeden z faworytów nie tylko Wimbledonu. Tak się nie dzieje. Wrocławianin powoli obsuwa się w światowym rankingu. Rok temu był rozstawiony z siódemką, teraz ma nr 17. Jest specjalistą od fundowania tie breakowych horrorów, nie zawsze kończących się happy endem. Kibice 26-letniego Polaka muszą mieć dużo cierpliwości i wiary w to, że jeszcze będzie przepięknie. Byłoby nieźle, gdyby dotarł do czwartej rundy, w której prawdopodobnie stanąłby na drodze Djokovicia.
W tym roku nie będzie Kamila Majchrzaka, który mozolnie piął się w kierunku czołówki, ale wędrówka została brutalnie przerwana z powodu przyłapania go na spożywaniu zakazanych substancji. Dyskwalifikacja uwzględniająca okoliczności łagodzące potrwa do końca roku.
Tak czy owak Wimbledon to wielkie święto tenisa, w którym warto uczestniczyć, nawet jeśli nie mamy wejściówek na trybuny.