Zatkaj nos, kiedy oglądasz
Mundial w Katarze: czas start. Zatkaj nos, kiedy oglądasz
Egzotyczny gospodarz Katar czeka na gości, zamierzając zerwać z wizerunkiem dyktatury posądzanej o sponsorowanie islamskiego terroryzmu, prześladującej mniejszości seksualne, traktującej kobiety jak obywatelki trzeciej kategorii i dławiącej wolność słowa. Ma zamiar olśnić swym ufundowanym na gazie bogactwem, by w zachwycie nad kosmiczną nowoczesnością tamtejszej infrastruktury zginęła pamięć o tym, że zbudowali ją imigranci z biednych krajów sprowadzeni do roli niewolników i w piekielnym klimacie umierający na budowach – jak podkreśla choćby raport Amnesty International – tysiącami.
Nadzieje na bojkot turnieju okazały się płonne. Zresztą szef FIFA Gianni Infantino doglądający turnieju z rezydencji w Dosze przestrzegł piłkarzy, by „nie bawili się w politykę”. Swoją drogą ciekawe, co czeka niepokornych. Duńczycy zamierzali na swoich strojach treningowych wyeksponować hasło „Prawa człowieka dla wszystkich”, ale FIFA im zakazała. Poprzestaną więc na symbolicznym geście – ich meczowe koszulki będą stonowane, z niemal niewidocznymi emblematami (w tym nazwą producenta) – aby chociaż w ten sposób odciąć się od wpisanej w mundial atmosfery karnawału.
Piłkarze Australii opublikowali niedawno nagranie, gdzie przypominają o imigrantach, którzy realizowanie futbolowych aspiracji władców Kataru przypłacili życiem oraz domagają się poszanowania praw społeczności LGBT. Kapitanowie kilku europejskich federacji zagrają na katarskich boiskach z opaskami w tęczowych barwach. Robert Lewandowski jej nie włoży – PZPN przechodzi do porządku dziennego nad katarskimi realiami, szermując podręcznym alibi, że „sportu nie należy mieszać z polityką”.
Piłka nożna w mundialowym wydaniu to samograj. Nie potrzebuje reklamy, bo ze swym niezmiennym czteroletnim cyklem pozostaje wydarzeniem odświętnym i wyzwala zbiorowe emocje o potężnym rezonansie, nieosiągalne w futbolu klubowym, gdzie identyfikacja z drużyną ma siłą rzeczy wymiar lokalny.