Sport

Bielszy odcień zieleni

Wimbledon: turniej wyjątkowy. Tu trawa jest wymagająca

Korty wimbledońskie z rozsuwanym dachem. Z lewej: obchodzący właśnie setne urodziny kort centralny. Korty wimbledońskie z rozsuwanym dachem. Z lewej: obchodzący właśnie setne urodziny kort centralny. Thomas Lovelock/Aeltc Pool / East News
Zbliżający się właśnie do finału Wimbledon to turniej jedyny w swoim rodzaju – wpisany w staroświecką klubowość i angielskość. Miło, że tym razem z numerem 1 startowała tutaj Polka.
Wimbledon, turniej kobiet w grze pojedynczej, 1910 r. Surowa etykieta dotycząca obowiązkowego białego stroju na korcie trzyma się mocno do dziś.PA/Getty Images Wimbledon, turniej kobiet w grze pojedynczej, 1910 r. Surowa etykieta dotycząca obowiązkowego białego stroju na korcie trzyma się mocno do dziś.

Jego wyjątkowość można mierzyć różną miarą. Ma pionierskie zasługi jako najstarszy z turniejów wielkoszlemowych – rocznik 1877, uchodzi za najbardziej prestiżowy, oferuje grającym najwyższą pulę nagród, w tym roku rekordowe 40 mln 350 tys. funtów. Jego sercem jest żywy pomnik architektury sportowej, czyli obchodzący właśnie setne urodziny kort centralny.

Wimbledon cieszy się patronatem rodziny królewskiej (aktualnie sprawowanym przez księżną Kate), lecz Elżbieta II rzadko zaszczyca turniej osobiście – zdecydowanie bardziej preferuje wyścigi konne w Ascot. W związku z obecnością na trybunach raczej pomniejszych członków rodu niemal dwie dekady temu zniesiono nakaz dygania zawodników przed królewską lożą. Chyba że jednak pojawią się Jej Wysokość lub książę Walii.

Tenis obok pikniku

Fenomen Wimbledonu dobrze oddaje kolejka, która co roku ustawia się po bilety. Pula wejściówek w kasach jest ograniczona: nie dotyczy lóż, do których prawo wstępu sprzedawane jest pod postacią tzw. debentures (na lata 2021–25 kosztowały 80 tys. funtów na kort centralny i 46 tys. na kort numer 1), a duża część biletów jest przeznaczona dla innych brytyjskich klubów tenisowych. Najbardziej zdeterminowani przyjeżdżają kilka dni przed otwarciem kas. Koczują w namiotach, zamieniają kolejkę w organizm społeczny obrastający punktami aprowizacji, rozrywki i komercji.

Artur St. Rolak, dziennikarz i autor książki „Skazany na Wimbledon”, w tym roku obecny na kortach przy Church Road po raz 29., uważa, że dla kibica sportu na Wyspach obecność na Wimbledonie jest jak dla polskiego katolika pielgrzymka na Jasną Górę: raz w życiu trzeba zaliczyć. – A kolejka jest w pełni demokratyczna: kardiochirurg musi odstać tyle samo co hydraulik – mówi.

Polityka 28.2022 (3371) z dnia 05.07.2022; Świat; s. 57
Oryginalny tytuł tekstu: "Bielszy odcień zieleni"
Reklama