Gdy wiosną zaczęliście sezon, przy skrzyżowaniach zawisły billboardy. Na motocyklu jedzie marchewka, hasło: „Idzie wiosna. Będą warzywa. Użyj wyobraźni!”. Zdenerwowało was, że znów psy się rozszczekały. Napisaliście list do Komendy Głównej Policji: „To uwłacza naszej godności. Większość będzie kojarzona z warzywami, wyzutymi ze wszelkich emocji, bezdusznymi masami mięśni i organów, z których inni będą mieli pożytek jedynie po wypadku”. Mówiliście, że to autor pomysłu z warzywniakiem nie ma wyobraźni, gdyż obraził tych, którzy mieli pecha i już nie polatają, takich jak Janusz Świtaj. W 1990 r. kupił sobie nowy motor, założył katanę z napisem Speed Demon i nie wyhamował. Dwa lata temu prosił o eutanazję, gdyby ojciec, czuwający nad respiratorem, umarł przed nim. Należy ich przeprosić. Na piśmie.
Byliście zdenerwowani, a w stanie zdenerwowania nie latacie prędkością spacerową. Pisaliście na forach, że opinia jest jak dupa, każdy ma swoją. Kampanię z warzywami wycofano.
Zaczynacie sezon na Jasnej Górze. Ksiądz święci wasze motocykle, odnawiając gwarancję, która kończy się po roku. Mówi, jak zawsze, że Jezus jest drogą, a wywrotka to jego znak. Na kilka sekund włączacie silniki. Ponoć to uczucie niesamowite. W tym roku ryczało 20 tys. motorów, 5 tys. więcej niż w ubiegłym. Dla porównania w 2002 r. to był tylko szept dwóch tysięcy.
Policyjne statystyki potwierdzają jasnogórskie. Jest was prawie milion. Niezdecydowanych nakręcił wzrost kursu euro. Kupując dobry ścigacz z 2008 r., oszczędziliście jakieś 8 tys. zł.
Masz przewagę
Jesteście lekarzami, handlowcami, analitykami bankowymi, ale jak zamykacie szybkę w kasku, stajecie się każdym. Jeśli chodzi o kobiety, macie przewagę nad facetami z puszek. W ankietach babskiego pisma mówiły o was – intrygują, jak zwinięci w pozycji embrionalnej lecą pod ten wiatr.
Mówicie, że w pięć minut na moto przeżywacie więcej niż większość ludzi przez całe życie. Nocą, kiedy wylotówki z miast pustoszeją, nawijacie na te swoje budziki 200 km/h. Nie umiecie opisać odczucia, jak ten kask oddziela was od szefa, który wrzeszczy, od kobiety, która dziumdzia, ryja owiewa skoszone siano, a wiatr ciągnie do tyłu. Potem macie taki pozytywny szum w uszach, jakbyście wrócili z koncertu. Można to porównać do wrażenia nurkującego. W puszkach, którymi grzecznie jeździcie za dnia do swoich firm, tego nie ma. Ziewacie w korku, pocąc się pod pachami.
Rozmawiacie z policjantami, prywatnie do was nic nie mają. Ale jest odgórny nakaz skupienia się na was, ponieważ opinia publiczna wymaga. Więc chcecie do siebie przekonać stetryczałych mieszkańców blokowisk, których budzicie nocą tym swoim wwwrruuummm, że jesteście OK, działacie charytatywnie. Jeździcie po domach dziecka, rozdajecie cukierki i wozicie chłopców po lokalnych drogach, żeby poczuli się lepiej. Opinia publiczna nie rozumie, że wyjeżdżając nocą, musicie rozgrzać opony, więc wężykujecie kilkaset metrów, aż przykleją się do asfaltu. To kwestia fizyki, moto ma dwa koła.
Znacie wariatów, którzy na komórkach mają sekretarki w stylu: zostaw wiadomość, lecę na moto albo już nie żyję. Ale to nie wy, może kumpel. Co miesiąc ginie jeden z tych, których znaliście mniej lub bardziej. I co z tego? Kto ma pewność, że nie umrze dziś w fotelu, łykając makaron podczas kolacji? Różne robaczki też nie wiedzą, że zaraz rozbiją się o wasze kaski. Odczuwacie medialną nagonkę. Przypadek Małej. Znaliście ją. W ubiegłym sezonie uderzyła w barierkę i spadła z wiaduktu na wysokości Torwaru. Podawali w gazetach, że z 14 m spadła, że masakra. A metrów było tylko trzy, poza tym Mała wyglądała tak, jakby spała. Zero krwi.
Pytają was o te żyłki czy struny z fortepianu, którymi obwiązujecie szyję, mocując ją do kierownicy, żeby w razie czego urwało wam głowę. W ten sposób nie obciążycie rodziny, nie będzie tych płaczliwych szopek na OIOM. To ten sam mit co czarna Wołga, która porywała dzieci w późnych latach 70. Rodzice wam mówili: jak nie będziesz jadł, przyjedzie po ciebie czarna Wołga. A kto ją widział? Nikt. Potem dorośliście. Dziś babcie, ofiary medialnej nagonki, wmawiają wam jeszcze durniejsze bajki: nie wsiadaj dziecko na motor, bo łysiejesz od kasku.
O tej kampanii z marchewką mówicie, że wymyśliły ją dzieci neostrady, oglądające przekłamane programy z przekazem: czym byłaby polska transplantologia bez motocyklisty? Oczekujący na przeszczep nawet komentowali na forach, że niedobra ta cała edukacja, bo dłużej będą czekać na dawcę. Są nieuświadomieni, nie wiedzą, co zostaje z waszych organów. Przy obecnych prędkościach zwykle nic. Jedyne, co się może nadać, to rogówka.
Masz wiadomość
Jeśli mieszkacie w Wawie, wieczorami lataliście na Tunelową 2. Grisza prowadził tam pub Dwa Koła. Zawsze spotykało się kogoś, z kim można było ustawić się na mieście. 8 sierpnia na drzwiach zastaliście nekrolog. Grisza uderzył głową w Opla Vectrę. Ktoś z was powiesił pożegnanie: „Może w życiu pędziłeś wystarczająco długo, zobaczyłeś odpowiednio dużo. A może powinieneś urodzić się kilkadziesiąt lat wcześniej za oceanem i żyć nieskrępowanym życiem? Byłeś uczestnikiem motocyklowych narodzin większości z nas. Zabrałeś graty i powiedziałeś: do poniedziałku. Pozostaniesz z każdym obrotem silnika, gdy będziemy redukować bieg przed zakrętem, a potem wbijać kolejny po to, by pędzić, przeżywając w każde 5 min więcej niż większość ludzi przez całe życie. Do zobaczenia na niebieskich autostradach”.
. .
Teraz wieczorami, trochę jak bezdomni, krążycie po Wawie chaotycznie. Ale nie płaczecie. Nikt z was nie chciałby, żeby kumple rezygnowali z latania tylko dlatego, że zaliczyliście tego ostatecznego dzwona. Zawsze na forach ogłaszacie zbiórkę krwi dla kolegów. Jedna z ostatnich zbiórek: „Uratowali Piotrkowi jedną nogę. Potrzeba krwi na resztę, bo utrzymują drugą na sztucznym krążeniu, nie wiem, jak to nazwać. Pracował u nas w banku. Info poszło po całym departamencie”. Od razu się rozeszło, że nie ma Griszy wśród żywych. Zawsze się rozchodzi. Potem umawiacie się w necie na ustawki, żeby gościowi urządzić rasowe motocyklowe pożegnanie, bo umrzeć na moto to coś innego, niż udusić się kluskiem w fotelu.
Grisza miał widowiskowy pogrzeb. Jest film na YouTubie, jak kilkadziesiąt motocykli jedzie równą kolumną. Na pogrzebach jest karność, czyli zakaz solowych trików. Ze względu na rodzinę, która w tym momencie jest wściekła na to durne hobby. Minuta wycia silników. Mówicie, że dorośli faceci przy tym płaczą. Ale na inspektorze Wojciechu Pasiecznym z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej to nie robi wrażenia. Zwykle ogląda National Geographic, gdy przerywa mu telefon. Jest zły, jedzie i zbiera z drogi to, co zostało po waszych znajomych. Zakłada rękawiczki, do worka wkłada klucze, zegarek, plastikowe karty. Potem jadą pod adres w dowodzie. Zwykle we dwóch. Jeden mówi, drugi obserwuje reakcje waszych żon, matek. Czasem te żony włączają telewizor na cały regulator, żeby tego nie usłyszeć. Płaczą. Płacz to nie krwotok. Czasem jadą, klękają przed plamą krwi, która jeszcze ścieka do studzienki kanalizacyjnej. Jak zdarzenie się przeciąga, Pasieczny wyjmuje kanapkę, drugą ręką je fotografując.
Zdjęcie z 14 października 2007 r. Tak wyglądał ojciec, ten siwy pan stojący na chodniku, a tak syn, jego głowa jest w kasku obok. Pięknie odcięta, jakby piłą tarczową. Lekarz sekcyjny nawet pytał o tę słynną żyłkę na szyi.
Zdjęcie z Wielkiej Soboty, Wisłostrada, ten zginął jako pierwszy w sezonie. Kobieta, która klęczy, trzymając jego głowę na kolanach i głaszcząc ją, to matka. Była samotną matką. Życie poświęciła, żeby go odchować.
Zdjęcie z ul. Ostrobramskiej. Motocykl przeciął na pół Renault Megane, z którego wypadł duży pies. Zdechł od siły uderzenia. Kierowca motocykla też. To znaczy zmarł.
A to zdjęcie, z którego mają ubaw na policji. Na płocie ogłoszenie: motocykle sprzedaję, obok (na tym samym płocie): sprzedaję nagrobki. Śmieją się, że do maszyny za 100 tys. zł nagrobek powinien być gratis. Pasieczny postulował, żebyście oglądali te fotografie na egzaminie. Nie przeszło. Naruszenie swobód obywatelskich. Gdy kilka lat temu KGP wystosowała do was apel, odpisaliście, że to wasze prywatne życie.
Masz wrogów
Z listu w sprawie kampanii z warzywami: „Już samo określenie dawca stało się w mediach synonimem motocyklisty, używanym przy weselnych stołach. Akcja nie jest niczym innym, jak podsycaniem i tak gorącej atmosfery wokół nas”. Mówicie, że przez te całe nowalijki na billboardach kierowcy puszek poczuli się pewniejsi, zaczną zwracać się do was per warzywa. Z forum: „Zaraz znajdzie się jakiś strażnik Teksasu, który będzie pomagał służbie zdrowia w zdobywaniu organów. I tylko czekać na hasło: to jedzie nerka dla twojej schorowanej matki, pomóż jej”.
Na Zachodzie tak was nie szkalują. Więcej mają do puszek. Przykład kampanii z Anglii – matka trzyma w dłoniach głowę motocyklisty i płacze: kierowco spójrz w lusterko, oni też mają rodziny. Z Francji – gość na moto leci środkiem ulicy i wystawia nogi, ładując w wystające lusterka samochodów. Poskutkowało. Puszkarze nauczyli się nie zastawiać środka. Wasza odpowiedź na marchewkę jest taka: „Kierowco, nie zabijaj mnie, i tak nie oddam tego, co moje”. Chcecie się zrewanżować, podając sobie linki do Centralnego Rejestru Sprzeciwów.
Macie swój pogląd na wasze statystyczne nieżycie. Pytacie, dlaczego policja nie mówi, że 75 proc. waszych śmiertelnych dzwonów to wina aut, skręcających w lewo; zajeżdżają wam drogi, bo niedotlenieni nie patrzą w lusterka. Skoro macie wyobraźnię, musicie wiedzieć, że nie dacie się zobaczyć. Symulacja inspektora Pasiecznego: lecicie po mieście 180 km/h, puszkarz jadący 60 chce zmienić pas, patrzy w lusterko, spojrzenie trwa 1,5 sek., podejmuje decyzję o zmianie pasa – 0,5 sek., skręca kierownicą – 0,5 sek., zmienia pas ruchu – 0,5 sek., razem – 4 sek. Nie ma prawa zauważyć, że jesteście 100 m za nim. Przy 180 km/h tyle robicie w 4 sek.
Stąd – tłumaczycie się – te wasze wydechy nocą. Zakładacie je dla bezpieczeństwa, żeby puszkarz, który nie zauważy was w lusterku, usłyszał, że się zbliżacie. W bilansie – jak się ma obudzony mieszkaniec miasta, przestraszona staruszka na przejściu do waszego złamanego kręgosłupa? Obiektywnie nijak.
Pytacie, dlaczego nie mówią, że większość zaliczonych przez was gleb jest wynikiem stanu nawierzchni? No, niech wam pomogą skanalizować adrenalinę, niech wybudują tory. Jak pomęczycie bułę, nie będziecie kozaczyć na mieście, bo jeden sezon przelatany na torze to więcej niż 10 lat na ulicy.
Powstała tzw. Piąta Sekcja Kontroli, która lata za wami po nocach w Warszawie. 11 gości na BMW. 12 motocykl jest nieoznakowany, z wideorejestratorem. Kupiony za 100 tys., w dwa tygodnie zwrócił się na mandatach.
Masz walory
Mówicie, że nie jeździcie szybciej, niż wasz anioł stróż potrafi latać. To pokemony, gówniarze robią wam czarny PR. Wwrrrummm wwrrummm, jeżdżą z dodatkowym kaskiem, zaznaczając teren, robiąc tańce godowe na jednym kole. Kończą pod kolumną Zygmunta, Arkadią, McDonaldem przy Sezamie. Grzeją silniki i przeglądają gimnazjalistki. Same wskakują.
Pokemony jeżdżą po pogrzebach waszych kumpli, pokazując dziewczynom, jakie niebezpieczne mają hobby. Potem puszczają foty na Naszej-Klasie z durnym tekstem: zabija nas to, co najbardziej kochamy. Kiedyś zbierali butelki, dziś robią hamburgery w McDonaldzie i ciułają na najtańszy motor. Za 5 tys. mogą kupić maszynę poskładaną z czterech, która potrafi się rozpędzić do 275 km/h, ale już ich nie stać na zbroję, która przy dzwonie zabiera energię. Więc jeżdżą w klapkach. Mają 16 lat. Przejeżdżą 20 godz. na kursie wolniutkim motocyklem, dostają prawko, potem doszkalają się sami na płytach CD typu „Gleby, dzwony, dzwonki” (dołączał je do swojego wydania jeden z miesięczników motoryzacyjnych – gość jedzie na jednym kole, spada, otrzepuje się i leci dalej). Nie chcą być gorsi niż amerykańscy koledzy.
3 października kończycie sezon mszą w Nowej Iwicznej. Ksiądz czyta nazwiska latających na autostradach niebieskich. W 2008 r. było ich 425. Ten sezon oceniacie jako bardziej śmiertelny.