Sęk w tym, że w świetle unijnego prawa strzelanie do kaczek jest teraz nielegalne, a sezon rozpoczyna się za wcześnie. Dlaczego? Bo rozporządzenie ministra środowiska wyznaczające początek polowań na 15 sierpnia jest sprzeczne z prawem Unii Europejskiej. Tak zwana dyrektywa ptasia zakazuje bowiem polowań w okresie ptasich lęgów. Natomiast ornitolodzy alarmują, że polskie kaczki w najlepsze wychowują jeszcze pisklęta, młode mają także łabędzie i perkozy, a gdzieniegdzie rybitwy dopiero zabierają się za wysiadywanie jaj. Oznacza to, że podczas polowań na ptaki łowne, także całe ptasie rodziny z gatunków objętych ochroną są płoszone zarówno strzałami z broni palnej, jak i przez psy myśliwskie, które z wody aportują zabite ptaki.
A ministerstwo środowiska udaje, że problemu nie ma i nie widzi konieczności majstrowania przy terminach polowań. W nadesłanym do "Polityki" stanowisku twierdzi także, że to "anomalie pogodowe powodują zmiany okresów lęgowych niektórych gatunków ptaków", co "nie może być bezpośrednią przyczyną doraźnych zmian przepisów prawnych, nie poprzedzonych analizami naukowymi". Nie trzeba jednak sporządzać wielkich traktatów ornitologicznych, by zorientować się, że postępująca od lat ocieplenie klimatu ułatwia wielu ptakom odchowanie młodych bardzo późno, nawet we wrześniu.
Stąd propozycja towarzystwa ochrony przyrody "Salamandra", by przesunąć inaugurację kaczego sezonu łowieckiego o przynajmniej miesiąc. Jeśli minister nie posłucha przyrodników i nie zmieni zdania dobrowolnie, może go do tego zachęcić Komisja Europejska. Niedawna awantura wokół doliny Rospudy udowodniła, że Komisja ma w sprawach ochrony przyrody wyjątkowo dużo do powiedzenia. Jeśli również w przypadku polowań na kaczki nie będzie pobłażliwa i uzna, że polskie przepisy łowieckie łamią unijne prawo, może skierować skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.