Walizka z plikami banknotów działa na wyobraźnię. Łącznie było tego ćwierć miliona złotych – 100 tys. dla posłanki Beaty Sawickiej, 150 tys. zł plus zegarek Omega dla Mirosława W., burmistrza Helu. Burmistrz lubił szpan. Mieszka zwyczajnie, w bloku. Lecz niejednego kłuł w oczy jego czarny Jaguar. Przywiózł go sobie z USA, gdzie osiadła starsza córka. Znajomi wiedzą, że auto kosztowało równowartość 40 tys. zł. Niedawno burmistrz wyzbył się go za 80 tys. zł. Nie są to kwoty zwalające z nóg. – No ale jak się jest burmistrzem, to trzeba jednak myśleć, co wyborcy powiedzą – mówi jeden z lokalnych działaczy, przychylny Mirosławowi W. Jednak gdy burmistrza zatrzymano (został aresztowany na trzy miesiące), to zaskoczeni byli nawet ci niezbyt mu przychylni.
Lubił rządzić i w ocenie mieszkańców dobrze mu szło. Rządził już trzecią kadencję, od 1998 r. Ostatnie wybory wygrał w pierwszej turze. Wcześniej uczył chemii i dyrektorował w szkołach. Mieczysław Struk, wicemarszałek pomorski, uważa go za bardzo sprawnego organizatora. Zbudował oczyszczalnię ścieków, rozbudował liceum. – Z punktu widzenia mieszkańców zrobił dużo – uważa Struk. – Niektórzy zarzucali mu pychę. Zżerał go nadmiar ambicji. Przyjął, że to jest czas dla Helu, poczuł wiatr w żaglach. Chciał, by Hel przegonił wszystkich, by górował nad całym półwyspem.
Powrót do cywila
Pewne jest, że poszło o grunty. Tych na Helu jest całe mnóstwo, superatrakcyjnych. Większość jednak (łącznie ok. 80 ha) nie należy do gminy, tylko do Skarbu Państwa, a właściwie do nadzorowanej przez Ministerstwo Obrony Narodowej Agencji Mienia Wojskowego (o gorączce wokół tych gruntów pisaliśmy w POLITYCE 11).
Burmistrz W. swego czasu zawarł niepisaną umowę z kierownictwem Agencji, że do sprzedaży dojdzie dopiero wówczas, gdy miasto opracuje stosowny plan zagospodarowania przestrzennego. Aby przystąpić do sporządzania planu, rada miasta musi otrzymać stosowny wniosek z AMW. Tymczasem we wrześniu AMW postanowiła wystawić na przetarg blisko 6 ha gruntu w centrum miasta. Cena wywoławcza 50 mln zł. Włodarze Helu podnieśli rwetes. I dopiero wtedy ów wniosek dostali. Rwetes raczej dobrze świadczył o ich intencjach. Bo łatwiej byłoby łowić ryby w mętnej wodzie, czyli bez planu. Plan jako prawo miejscowe stanowi jednak pewne ograniczenie dla arbitralnych decyzji władzy.
Tym większe było zaskoczenie, gdy 1 października burmistrz W. został zatrzymany z walizką pieniędzy. Ale nie chodziło o grunty wojskowe. Przedmiotem zainteresowania funkcjonariuszy okazały się dokumenty dotyczące położonej blisko plaży działki przy ul. Leśnej. Chodzi o 16 tys. m kw., które miasto przejęło od Straży Granicznej. Ogromny majątek. W tym roku za 2,5 tys. m kw. nieuzbrojonej działki przy ul. Dworcowej i za nieco mniejszą działkę po byłym przedszkolu miasto uzyskało w przetargu łącznie 7,5 mln zł. Przy rocznym budżecie ok. 12 mln zł.
Plan zagospodarowania przestrzennego dla nieruchomości po Straży Granicznej zatwierdzono w grudniu 2004 r. Przewiduje on ulokowanie na tym gruncie obiektów o funkcji mieszkalno-hotelowo-pensjonatowej. Dopuszczalna wysokość – 12 m. Ale na gruncie było kilka mieszkań pracowników straży, którym swego czasu nie dano możliwości wykupu. Po różnych perturbacjach miasto postanowiło wydzielić część działki z owymi mieszkaniami (ok. 3 tys. m kw.), a resztę – 13 tys. ha – wystawić w przyszłości na przetarg. Licząc po cenie 2 tys. zł za metr, wychodzi 26 mln. Ale żeby wystawić na przetarg, trzeba najpierw zlecić nowy plan.
Właśnie ta nieruchomość miała być przedmiotem korupcyjnej transakcji. Posłanka z PO była pośrednikiem między burmistrzem a kontrahentami zainteresowanymi gruntem. Sawicka, 43 lata, nauczycielka z Jeleniej Góry, do Sejmu trafiła w 2005 r. Staż parlamentarny miała więc niewielki. Wcześniej na szerszym forum było o niej głośno przy okazji buntu betanek z klasztoru w Kazimierzu Dolnym. Posłanka zaangażowała się w sprawę, bo wśród zakonnic była jej kuzynka.
Mimo małego stażu była parlamentarzystką aktywną. Poseł SLD Witold Gintowt-Dziewałtowski zna ją z pracy nad ustawami dotyczącymi służby cywilnej i z Rady Służby Publicznej, do której została wyznaczona przez PO. Sawicka reprezentowała też PO przed Trybunałem Konstytucyjnym w sprawie ustaw o służbie cywilnej i państwowym zasobie kadrowym. Zainteresowania gruntami w jej działalności nie zauważył.
Waldy Dzikowski też był z Sawicką w Radzie Służby Publicznej. Uważa, że dobrze się zapowiadała: – Bardzo dynamiczna, z wigorem, intensywnie uczyła się posłowania.
– Szalenie energiczna, konsekwentnie dążąca do celu, ekspansywna, ekstrawertyczna, z dużymi planami dotyczącymi swego funkcjonowania w polityce – charakteryzuje Sawicką Julia Pitera.
Posłanki Piterę i Sawicką połączyły dwa zadania: przygotowanie propozycji do planu kontroli NIK na 2008 r. oraz Huta Julia w Szklarskiej Porębie, gdzie przy prywatyzacji doszło do jakichś skandalicznych nadużyć.
Sawicka nie była majętna. Gdy zaczynała działalność poselską, miała do spółki z mężem 36-metrowe mieszkanie i budowała dom (128 m, na działce 614 m kw.). Wyceniła go wtedy na 120 tys. Jej oszczędności wynosiły 10 tys. zł, a kredyt do spłacenia 50 tys. zł. W ciągu półtora roku posłowania oszczędności wzrosły do 30 tys., a zadłużenie do 110 tys. zł. Dom posłanka oszacowała na 270 tys.
Zasady kuszenia
Kiedy i w jaki sposób posłanka z Jeleniej Góry poznała burmistrza Helu, nie za bardzo wiadomo. Oboje byli w Unii Wolności, ona przeszła jednak do PO. On był w Partii Demokratycznej, ale pół roku temu zrezygnował z członkostwa. Według „Dziennika”, kontakt do burmistrza posłanka otrzymała od Marka Biernackiego, posła PO z Gdyni.
Żona burmistrza, zanim urwała kontakty z mediami, twierdziła, że mąż wcześniej Sawickiej nie znał. Piotr Rojek, szef Partii Demokratycznej (dawniej UW) w Legnicy, z zawodu adwokat, uważa za mało prawdopodobne, aby posłanka znała W. z okresu ich wspólnej działalności w tej samej partii – była działaczką lokalną, nie wyściubiającą nosa poza Jelenią Górę. Na szersze wody wypłynęła dopiero, gdy została posłanką PO.
Według CBA, to ona poczuła wolę do szemranych biznesów i w pierwszej połowie roku szukała amatorów inwestowania w Helu. Więc oni jako firma Avantis zareagowali – zapragnęli zbudować w Helu ośrodek typu SPA. Nie ma jednak pewności, że nie było odwrotnie. Że to agenci szukali osoby z dojściem do burmistrza.
CBA przygotowywało akcję przez kilka miesięcy. Pitera zrobiła rozeznanie wśród kolegów. Uważa, że cała historia może mieć związek ze szkoleniem kandydatów na członków rad nadzorczych. Oferta takiego szkolenia trafiła do poselskich skrytek. – Jakaś grupa posłów się na to złapała – mówi posłanka Pitera. – Według koleżanki, która była na tym samym kursie co Sawicka, tam właśnie mogli z nią nawiązać kontakt rzekomi biznesmeni.
– Burmistrz zgodził się tak ustawić warunki przetargu, żeby mogła go wygrać tylko jedna firma – mówi prokurator Andrzej Laskowski z Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Poznaniu. W grę wchodziła także zmiana planu zagospodarowania przestrzennego, by mógł powstać budynek wyższy niż pierwotnie przewidywano.
Wątek wysokości budynku brzmi prawdopodobnie. Wiceburmistrz Pałkowski potwierdza: były takie zamiary, gdyby się udało uzyskać zgodę konserwatorów przyrody i zabytków. Dodaje, że z pieniędzmi, które wszyscy widzieli w relacjach telewizyjnych, trudno dyskutować, ale nie bardzo rozumie całokształtu. Zmiany w planie dopiero są dokonywane. Do ogłoszenia przetargu jeszcze daleko. Szacuje, że nim zostaną domknięte wszystkie procedury, minie jeszcze półtora roku. A przede wszystkim rada musi podjąć uchwałę o sprzedaży. Do tej pory tutejsze działki sprzedawano wyłącznie w ramach przetargów nieograniczonych. Licytować mógł każdy, kto wpłacił wadium. – Burmistrz – mówi Pałkowski – musiałby przekonać wiele osób do przetargu ma zasadach ofertowych. To byłoby dziwne i podejrzane. Ma duży dar przekonywania, ale wszystko ma swoje granice.
– Może burmistrz zgłupiał, jeśli to wszystko prawda – dzieli się refleksją wicemarszałek Struk. – W Helu nie czuło się korupcji. Czuło się rodzaj otwarcia na szybki rozwój. Może zbyt szybki.
Zawieszeni w próżni
Sawicka pieniądze od rzekomych biznesmenów otrzymała w dwóch ratach. Pierwsze 50 tys. zł – 8 września w parku, czyli nazajutrz po rozwiązaniu się Sejmu. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że PO nie wystawi jej kandydatury do Sejmu, tylko do Senatu.
1 października w hotelu w Gdańsku CBA zatrzymało ją z drugą ratą. W Gdyni zatrzymano burmistrza. Prokuratura o sprawie dowiedziała się dopiero 2 września. Burmistrz złożył tam obszerne wyjaśnienia. Czy przyznał się do winy? Prokurator Laskowski udziela informacji nader oględnie. Bo – tłumaczy – posłance na razie nie postawiono zarzutów. Chroni ją immunitet. Prokuratura nie wystąpiła o jego uchylenie. W myśl konstytucji immunitet wygaśnie w dniu poprzedzającym zaprzysiężenie nowego składu parlamentu.
Zarząd PO błyskawicznie wykluczył Sawicką z partyjnych szeregów. Ona zaś złożyła rezygnację z ubiegania się o mandat senatora. – Gdy trwa kampania wyborcza, decyzje trzeba podejmować szybko – mówi Grzegorz Schetyna. – Jako zarząd podjęliśmy ją jednogłośnie. Oczywiście nie przesądzając o winie.
Z rozmów z prominentnymi posłami PO można wywnioskować, że dla dobra partii i wyborów skoncentrowali się na szybkim przecięciu dyskusji. Po wyborach przyjdzie pora, by sprawdzić, czy działanie CBA mieściło się w kanonach klasycznej walki z korupcją, to jest, czy zachowanie Sawickiej stwarzało przesłanki ku temu, by funkcjonariusze Biura zastosowali wobec niej prowokację. CBA nie jest bowiem po to, by próbować, kogo się uda sprowadzić na manowce, tylko by wyłapywać już skorumpowanych. – Ona nie była przygotowana na taką grę – uważa jeden z partyjnych kolegów posłanki, który był przy tym, jak Sawicka, dowieziona rano przez CBA do Warszawy, składała rezygnację z kandydowania do Senatu: – Wydaje się, iż wiedziała, że w tej sytuacji trzeba tak zrobić i poczekać na sprawiedliwy wyrok.
Sawicka na odbiera telefonów. Żona burmistrza wyjechała do rodziny. Tylko problem gorących gruntów pozostał.