Wyższa kultura
Czy Polska kultura jazdy właśnie zmienia się na lepsze?
Polska kultura jazdy zmienia się na lepsze. W obecnej dekadzie liczba wypadków właśnie w Polsce spada najszybciej w Unii Europejskiej. W 2015 r. doszło do 35 tys. najpoważniejszych zdarzeń drogowych, śmierć poniosło w nich prawie 3 tys. osób. W 2024 r. wypadków było 21,5 tys. z 1,9 tys. ofiar śmiertelnych. To bardzo dużo, co roku ginie niewielkie miasteczko lub duża wieś. Równolegle zmienia się też sposób postrzegania wyzwań związanych z jazdą. – O ile mamy kłopot z nadmierną prędkością, to jest naszym wspólnym wielkim osiągnięciem, że powszechnie uznajemy za niedopuszczalne kierowanie po alkoholu. Jeszcze u progu obecnego stulecia Polacy postrzegali ten problem zupełnie inaczej – objaśnia ekspertka ds. bezpiecznej jazdy Maria Dąbrowska-Loranc, kierowniczka Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Instytucie Transportu Samochodowego. Tę odmienioną postawę widać w topniejących statystykach wypadków z udziałem użytkowników dróg pozostających pod wpływem alkoholu – z 3,1 tys. w 2015 r. do 1,9 tys. po dziesięcioleciu.
Drogową śmiertelność obniżają rozbudowana infrastruktura, nowsze pojazdy i ostrzejsze sankcje za popełnione wykroczenia, ale istnieje jeszcze duże pole do dalszych zmian. Maria Dąbrowska-Loranc przywołuje dane Europejskiej Rady ds. Bezpieczeństwa Transportu: – Pokazują, że już nieco wolniejsza jazda przynosi bardzo wymierne efekty. Zmniejszenie prędkości potoku pojazdów o jeden kilometr na godzinę, czego przeciętny kierowca pewnie nie odczuje, pozwoliłoby w Unii Europejskiej ocalić nawet tysiąc osób rocznie.
Niewykorzystane rezerwy wciąż kryją się w działaniach prewencyjnych, zwłaszcza tych podejmowanych przez policję. Swoje cegiełki i zachęty ma dokładać system ubezpieczeń komunikacyjnych. Pomyślany zgodnie z regułą, że najwięcej zapłacą powodujący zdarzenia drogowe, a najmniej ci, którzy ich nie popełniają. – Większość towarzystw ubezpieczeniowych korzysta z danych zgromadzonych w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Składka kalkulowana jest indywidualnie z wykorzystaniem informacji o zachowaniach drogowych poszczególnych kierowców. W ten sposób możemy premiować tych, którzy jeżdżą bezpiecznie i nie zbierają punktów karnych ani mandatów za najgroźniejsze wykroczenia drogowe – objaśnia Mikołaj Ciaś, wiceprezes LINK4.
W teorii kierowcy powinni nabierać motywacji do odpowiedzialności na drodze na etapie szkolenia. Skupia się ono jednak na przygotowaniu do egzaminów, nauce manewrowania i porcji wiedzy o przepisach. – Przy czym do wypadków dochodzi przez brak innych kompetencji, świadomości istnienia ryzyka i zdolności do jego szacowania – mówi Maria Dąbrowska-Loranc. Skutki są znane. Młodzi kierowcy dostosowują się do obowiązującego stylu jazdy. Po pokonaniu pierwszych obaw związanych z debiutem za kierownicą naśladują innych użytkowników dróg, też zaczynają nie zauważać, że przekraczają prędkość. Na co nakłada się ich wiek skłaniający do podejmowania ryzykownych decyzji. Bywa, że stają się mistrzami prostej i ulegają presji rówieśniczej. Z tragicznymi rezultatami raptownie przerwanych nocnych powrotów z dyskotek.
Jeździmy szybko, bo wciąż różnie bywa z dyscyplinowaniem za popełnione wykroczenia. Na razie mamy kilkaset fotoradarów, potrzebujemy co najmniej rząd wielkości więcej. – Kierowcy powinni mieć poczucie powszechności kontroli. Po to, by myśl o śrubowaniu rekordowych czasów przejazdów została zastąpiona refleksją o tym, że negatywne zachowania zostaną dostrzeżone i będą z nich wyciągnięte konsekwencje – stwierdza Maria Dąbrowska-Loranc. Przede wszystkim swoje prewencyjne zadanie spełnią nieuchronne sankcje. Wyrabiając w kierujących przekonanie, że warto zachowywać się poprawnie i np. jeździć troszeczkę wolniej. Nadzieja i w tym, że po jakimś czasie taka postawa ugruntuje się w zachowaniu kierowcy i stanie się stałym elementem jego stylu jazdy.