Grabienie działek
Grabienie działek. Dla złodziei sezon właśnie się zaczął. „Brali, jak leci: agregat, szpadel, siekierę, czajnik”
W niedzielny poranek zadzwonił sąsiad z działki. – Nie śpij, bo cię okradli! – zaskoczył czarnym żartem. Pół godziny później na miejscu ogródkowe konsylium zdawało relację: rozpruli siatkę za altaną, wyłamali drzwi, w środku znaleźli piwo i tak sobie popijali, łupiąc kolejne altany. Brali, jak leci: agregat i wiertarkę (u jednego sąsiada), kosiarkę (u drugiego), szpadel, siekierę, czajnik (u kolejnego), spalinową kosę, turystyczną lodówkę (u mnie). Ze mnie działkowiec nieopierzony, za to członkowie założyciele ogrodu radzili jak profesjonalne ofiary kradzieży: nie dotykaj łomu, wyceń straty i zniszczenia, podlicz, zapisz. Wierzyli, że policja tylko czeka, żeby przeprowadzić czynności, dokonać oględzin, zdjąć odciski, wszcząć, namierzyć, dopaść, postawić przed sądem.
– Dla zapalonych działkowców działki są przestrzenią intymną, swoistym sanktuarium prywatności, dlatego każde wtargnięcie obcej osoby odbierają jak profanację – tłumaczy dr Magdalena Zych, antropolożka kultury, kustoszka w Muzeum Etnograficznym w Krakowie.
Wielka mała szkodliwość
My, działkowcy, stanowimy armię niemal 4 mln ludzi: w kraju jest 965 tys. działek, a Polski Związek Działkowców szacuje, że na każdą przypada średnio czteroosobowa rodzina. Dla porównania: związek łowiecki zrzesza 120 tys. myśliwych, wędkarski – 626,5 tys. członków, partie polityczne razem wzięte – 204 tys. członków (GUS 2022). W social mediach roi się od grup krajowych i zagranicznych, regionalnych i powiatowych, osobno grupują się miasta i duże ogrody. Jedną z największych są Działkowicze i Ogrodnicy. Skupia 132 tys. członków, w tym wiele ofiar kradzieży, co okazało się, gdy opisałem tam swój przypadek.
Agacie ukradli kosę, nożyce, donice oraz gniazdo ze sztucznymi boćkami.