Społeczeństwo

Edukacja zdrowotna: co znalazło się w programie i czego tak naprawdę obawiają się katolicy

Protest przeciwko edukacji zdrowotnej w szkołach, 1 grudnia 2024 r. Protest przeciwko edukacji zdrowotnej w szkołach, 1 grudnia 2024 r. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
Zdrowie seksualne, jak podkreśla prof. Zbigniew Izdebski, stanowi jedną dziesiątą podstawy programowej edukacji zdrowotnej: „Ten przedmiot nie tylko nie jest związany z seksualizacją, on jest nawet przeciwko niej!”.

„To nasz wielki, wspólny sukces! To dzięki naszym interwencjom, powstaniu wielkiej Koalicji na rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, nagłośnieniu sprawy w mediach i koordynacji wielkiej akcji masowego sprzeciwu Polaków, rodzice nie będą zmuszani do posyłania dzieci na lekcje, na których byliby uczeni o »masturbacji«, homoseksualizmie, »transpłciowości«, aborcji i »prawach osób LGBT«” – w ten sposób Ordo Iuris świętowało ogłoszoną w ubiegłym tygodniu przez Barbarę Nowacką decyzję o tym, by nowy przedmiot nie był jednak obowiązkowy. W tym samym czasie 66 organizacji zrzeszonych w sieci SOS dla Edukacji napisało do premiera list, okazując zbulwersowanie nagłą zmianą statusu zajęć edukacji zdrowotnej. Był to jednak głos wołającego na pustyni. Radykalsi wygrali kolejną bitwę na polu edukacji.

Ministerstwu w wielu aspektach komunikowania o nowym przedmiocie też zabrakło delikatności.

Sposób wprowadzenia obowiązkowej edukacji zdrowotnej – bez przygotowanych kadr, we wszystkich klasach naraz, rok przed planowaną reformą programową – był prostym przepisem na katastrofę organizacyjną. Dodatkowo ministra niefortunnie ogłosiła, że EZ zastąpi wychowanie do życia w rodzinie, czyli przedmiot wychowawczy (wprowadzony nomen omen jako wykonanie ustawy aborcyjnej z 1993 r., która w przeciwieństwie do WDŻ trzyma się mocno).

Później atmosfera psuła się jeszcze bardziej: do resortu spływały protesty przeciw EZ, głównie ze środowisk katolicko-fundamentalistycznych, bazujących na haśle „seksualizacji dzieci”, która miałaby się odbywać w szkołach.

Reklama