Fotel i inne zwierzęta
Jak Stanisław Tym kochał i ratował zwierzęta. Jednego psa przemycił nawet z Rodos
W jednym z felietonów wspomina dzieciństwo czasów okupacji. Zburzoną w czasie Powstania kamienicę na rogu placu Trzech Krzyży i ulicy Książęcej, gdzie wcześniej był sklep zoologiczny z wielopiętrowym domkiem dla białych myszek w witrynie. Mały Staś chodził tam na nie patrzeć godzinami. „Mama była wyrozumiała dla tej mojej dziwnej skłonności, która zresztą została mi do dziś, więc do dziś wspominam białą gromadę myszek z ich domkiem i małego rudego pieska Toffiego, który mieszkał w naszej kamienicy na Kruczej wraz ze swoim państwem we frontowej oficynie. Coś zatem, jak widać, z tego wspomnienia, z małego Stasia we mnie zostało i może nie jest tak źle ze mną, skoro mogę patrzeć na psy cały dzień i nie uważam, że tracę czas” – pisał.
Tym z gromadką psów
W dorosłym życiu pierwszym psem Stanisława Tyma był Fotel, solidnej konstrukcji, w typie chow-chow. Problem w tym, że Fotel był jeden. W mieście trudno żyć z gromadką psów. Zatem pod koniec lat 70. Tym wymeldował się z Warszawy (wówczas groziło to posądzeniem o utratę zmysłów) i kupił kawałek ziemi na Suwalszczyźnie w Zakątach nad Wigrami. Tam zbudował duży dom, dla siebie i psów – chorych, biednych, bezpańskich, porzuconych – ale w Zakątach uznawanych za równoprawnych właścicieli posesji. W porywach było ich nawet 18, bo Stanisław nie potrafił przejść obojętnie wobec psiego nieszczęścia. I akurat któregoś razu na dworcu w Suwałkach spotkał szczenną Borsunię; Tasmanię (o urodzie tasmańskiego diabła) z trójką maluchów zabrał z gospodarstwa, gdzie żyła w jakiejś norce, karmiona paszą dla kur; Maciusia kupił pod sklepem za butelkę piwa od faceta, który dziwnie się zachowywał.
Z kolei Worka spotkał na suwalskiej ulicy. Piękny pies w typie wilka, biały jak mąka, ale widać, że chory.