Społeczeństwo

Zabójstwo drogowe? Jako teoretyk prawa mam wątpliwości, czy to zadziała

Polska jest na czwartym miejscu pod względem ofiar śmiertelnych w wyniku wypadków samochodów. Polska jest na czwartym miejscu pod względem ofiar śmiertelnych w wyniku wypadków samochodów. Randy Tarampi / Unsplash
Jeśli zwraca się uwagę rowerzyście, że powinien jechać ścieżką rowerową, a nie chodnikiem, a ten odpowiada: „Miłego dnia”, to nie tylko dlatego, że brakuje mu kultury osobistej. Tak to w Polsce wygląda.

Było to jakieś ćwierć wieku temu w Helsinkach. Szukaliśmy z żoną jakiegoś miejsca na mapie, a działo się to tuż przy przejściu dla pieszych. Kątem oka zobaczyłem, że na jezdni stoi auto i najwyraźniej czeka, aż przejdziemy. Nie trąbi, abyśmy się pospieszyli. Cofnąłem się, machnąłem ręką w geście przeprosin. Przypomniałem sobie dowcip zalecający, aby na tzw. Zachodzie korzystać z przejść dla pieszych bez przesadnej ostrożności, w Polsce zawsze upewnić się, czy nie pędzi jakiś pojazd (nie wiadomo, czy się zatrzyma, więc lepiej niech przejedzie), a w Rosji przechodzić tylko wtedy, gdy horyzont jezdni jest pusty. To oczywiście przesada – sam widziałem auta wjeżdżające na chodnik, aby wyprzedzić inne, a w Paryżu rajdy limuzyn na czerwonym świetle.

Polska przoduje

Jakby nie było, rodzime statystyki są dramatyczne. Polska jest na czwartym miejscu pod względem ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych. „Czołówka” jest taka (liczby w zaokrągleniu, dotyczą ostatniego roku): Francja – 3000, Włochy – 2850, Niemcy – 2600, Polska – 2245. Wszelako gdy zestawimy liczby ludności (Francja 65 mln, Włochy 60 mln, Polska 38 mln), to zostaniemy liderem. Jest pewnie jeszcze gorzej, gdy weźmie się pod uwagę liczbę samochodów – w Polsce jest ich ciągle mniej, zarówno biorąc pod uwagę globalną liczbę pojazdów, jak i w przeliczeniu, powiedzmy, na tysiąc mieszkańców.

Niewesołe są też inne dane. W Polsce rocznie od lat notuje się ponad 20 tys. wypadków (to, że ich liczba spada, nie jest na razie zbyt wielką pociechą), w 2024 zatrzymano ponad 90 tys. kierowców prowadzących pod wpływem alkoholu i ujawniono ok. 26 tys. przekroczeń dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym. Hipoteza, że przodujemy również pod względem jazdy „po pijaku” i z niedozwoloną prędkością, wydaje się uprawniona. Nie chcę być złym prorokiem, ale z uwagi na wzrost liczby samochodów, także używanych, a więc mniej bezpiecznych, należy raczej oczekiwać zwiększenia liczby wypadków niż jej spadku.

W ostatnim czasie zdarzyło się w Polsce kilka wypadków polegających na potrąceniu pieszego ze skutkiem śmiertelnym na pasach, gdy ofiara miała pierwszeństwo. Okazało się, że sprawcy byli pod wpływem alkoholu i/lub narkotyków, prowadzili mimo utraty prawa jazdy (w jednym przypadku kierowca świadczył usługi dla firmy kurierskiej). Wraca pytanie, jak zapobiegać takim zdarzeniom i karać, przy czym raczej dominuje ta druga kwestia.

Pojawiła się idea wprowadzenia zabójstwa drogowego, karanego stosunkowo surowo w porównaniu z obecnie obowiązującym prawem. Miałby powstać dziennie autoryzowany i internetowo dostępny rejestr kierowców, którym odebrano prawo jazdy, tak by pracodawca mógł go w każdej chwili sprawdzić.

Jako profesjonalny teoretyk prawa mam wątpliwości, czy te środki będą nadmiernie skuteczne. Nie wiem, ile wypadków jest spowodowanych przez kierowców, którym odebrano prawo jazdy; przypuszczam, że niewiele. Wiadomo, że kara oddziałuje prewencyjnie (zapobiegawczo) nie tyle przez surowość, ile przez nieuchronność. Pijana czy nawet podpita osoba, a także pozostająca pod wpływem takich lub innych środków odurzających, siada za kierownicą w poczuciu, że uniknie kolizji, ale po fakcie jest już za późno.

Państwowe, czyli niczyje

Stosunek do przepisów ruchu drogowego jest dobrym testem dla ogólnej kwestii przestrzegania prawa. Z tym od wieków nie jest najlepiej w Polsce. Są oczywiście rozmaite tzw. obiektywne tego przyczyny. Sam pisałem o tym wiele razy, ale nie zawadzi powtórzyć. W XVIII w. popularny był u nas slogan „Polska nierządem stoi”, blokujący próby reform. Celowali w tym tzw. republikanci (poprzednicy TV Republika). Werbalnie antyrosyjscy, ale ich negatywny stosunek do prób unowocześnienia I RP był zręcznie wykorzystywany przez Rosjan dla osłabienia Polski (a może tak jest obecnie?). Gdy państwa europejskie formowały podstawy nowoczesnego prawa, Polska była pod zaborami. To zrozumiałe, że Polacy nie traktowali prawodawstwa zaborców jako własnego, także z tego powodu, że byli dyskryminowani na różne sposoby.

Tak czy inaczej, ten stan rzeczy nie kształtował szacunku dla prawa. Okres międzywojenny był za krótki, aby to zmienić. W czasie wojny było jasne, że przeżycie zależy często od nieposłuszeństwa. Sytuacja w PRL była z kolei skomplikowana: większość norm tzw. prawa prywatnego miała autorytet, ale publicznego nie bardzo, co ujawniało się np. w poglądzie, że państwowe znaczy niczyje.

Byłem zszokowany przypadkiem z początku lat 70. Odprowadzałem znajomą tuż przed Wielkanocą na dworzec autobusowy w Krakowie. Ruchem kierował prawie kompletnie pijany zawiadowca. Uznałem za stosowne poinformować milicjanta o tym stanie rzeczy. Przyszedł patrol, zabrał gościa, a z tłumu, który wcześniej był oburzony tym, że pijak odpowiadał za ruch autobusów, usłyszałem (o sobie): „A to świnia, ładne święta załatwił człowiekowi”. Przypuszczam, że i obecnie niejeden komentator powiedziałby (napisałby) podobnie.

Czytaj też: Zabójstwo drogowe. Nie wierzę, że to piszę, ale skończmy z tą ślepą wiarą w prawo

To nie nasza sprawa

Wziąwszy powyższe pod rozwagę, trzeba uznać, że niechęć do przestrzegania prawa jest głęboko zakorzeniona w świadomości Polaków i trudno to zmienić przez doraźne działania, polegające np. na restrykcjach administracyjnych czy wierze w magiczną moc coraz surowszych kar. Potrzebne są przemyślane działania edukacyjne: od najprostszych po bardziej fundamentalne.

Jeśli chodzi o te pierwsze, to nawiązując do mojego felietonu sprzed trzech tygodni: „Uwaga! Ogłoszenie społeczne. Felieton o rzeczach przyziemnych też ważnych”, reklamowanie telefonów przez pokazywanie urodziwych dziewcząt prowadzących rozmowy i trzymających kierownicę nie służy bezpieczeństwu na drogach. Kiedyś pisałem o dziwnej tolerancji policji i władz w Jastarni dla łamania przepisów poruszania się po chodniku dla pieszych przez rowerzystów. Dawno nie byłem w tym rejonie, ale przypuszczam, że niewiele się zmieniło. W miejscu, gdzie mieszkam obecnie, tj. w Suchej Beskidzkiej, kilkudziesięciu rowerzystów i użytkowników hulajnóg jeździ w sposób niedozwolony, a co najmniej kilkunastu czyni to przed siedzibą powiatowej komendy. Gdy zwróciłem uwagę patrolowi, usłyszałem: „To nie nasza sprawa”.

Nie widziałem od lat policjanta kontrolującego ruch kierowców, rowerzystów, hulajnogowiczów i pieszych. A może warto się zastanowić, czy obecna „geografia” przejść dla pieszych jest optymalna? W Krakowie np. wyłączono sygnalizację na niektórych ważnych skrzyżowaniach, gdyż nadmiernie spowolniała ruch. To i owo przyspieszono, ale chaos skutkuje obniżeniem bezpieczeństwa. Z własnego doświadczenia wiem, że wprawdzie coraz więcej kierowców zatrzymuje się, widząc pieszego wchodzącego na pasy, ale jest jeszcze wystarczająco wielu takich, którzy celowo wtedy przyspieszają, aby jednak przejechać, nawet ryzykując potrącenie człowieka.

Czytaj też: Kierowcy zabójcy i polskie drogi. Tego dnia zginęło 12 osób. Nazajutrz było tak samo

Nie zabijaj

Sądzę, że nie wystarczą działania doraźne, a potrzebna jest ogólna edukacja nastawiona na popularyzację przestrzegania prawa. W przedmiotach takich jak wiedza o społeczeństwie, edukacja obywatelska czy historia i teraźniejszość te kwestie są marginalne. Odnośne programy nie są przedmiotem jakiejś szerszej dyskusji, z wyjątkiem HiT, ale to efekt kuriozalnego podręcznika W. Roszkowskiego („dzieła” popularyzowanego przez p. Nawrockiego, tj. „obywatelskiego” kandydata na głowę państwa).

Emocje związane z programem szkolnym koncentrują się głównie na tym, ile ma być godzin katechezy. Notabene nie byłoby nic dziwnego w tym, gdyby na religii pojawiły się zagadnienia stosunków międzyludzkich w zakresie przestrzegania prawa.

Rozmawiałem na ten temat z nauczycielami i uczniami. Albo unikali odpowiedzi (bo a nuż do władz oświatowych dotrze, że „niezdrowo” interesują się treściami nauczanymi w ramach katechezy), albo wskazywali, że katecheci(tki) są bardziej zainteresowani obroną tezy, że zarodek jest człowiekiem, niż dyskusją nad przykazaniem „Nie zabijaj” w kontekście zachowania kierowców na przejściach dla pieszych.

Nie słyszałem też, aby wielebni zwracali uwagę na ten problem w kazaniach, oczywiście pełnych wezwań do miłości bliźniego, zwłaszcza poczętego, ale jeszcze nienarodzonego.

Innym przedmiotem kształtującym szacunek dla prawa mogłaby być etyka, ale jest deprecjonowana jako rywalka religii. Od roku szkolnego 2025/2026 ma funkcjonować przedmiot edukacja obywatelska i może w jego ramach znajdzie się miejsce dla przestrzegania prawa, nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie.

Czytaj też: Mandat już nie boli

Miłego dnia!

Last but not least, kultura i świadomość prawna obywateli zależą od konkretnej praktyki tworzenia i stosowania prawa. Nawet jeśli ten związek jest tylko pośredni, to ma istotne znacznie. Nie miejsce tutaj na wykład na ten temat, ale trzeba zwrócić uwagę na dwie okoliczności. Po pierwsze, przyjęło się w Polsce twierdzić, że za nieprzestrzeganie prawa odpowiadają przede wszystkim obywatele. Oczywiście sprawcą wypadku jest zawsze konkretny człowiek i on odpowiada za to, co uczynił. Niemniej ów czy owa X został(a) ukształtowany(a) m.in. przez to, jak postrzega prawne poczynania władzy. Jeśli zwraca się uwagę rowerzyście, że powinien jechać ścieżką rowerową, a nie chodnikiem, a ten odpowiada: „Miłego dnia”, to nie tylko dlatego, że brakuje mu kultury osobistej, ale również dlatego, że jego zachowanie jest tolerowane przez władze publiczne i znaczną część (może nawet większość) współobywateli.

Przykład jest banalny, ale charakterystyczny, i prowadzi do drugiej kwestii, już poważniejszej. Obywatel nie czuje się przesadnie zobligowany do przestrzegania prawa, jeśli ma powody mniemać, że ci, którzy tworzą i stosują przepisy, traktują je w sposób instrumentalny. Zaufanie do wymiaru sprawiedliwości jest jednym z fundamentów stosunku obywateli do prawa. Trudno oczekiwać, aby prestiż sądów był wysoki, skoro w latach 2015–20 średni czas oczekiwania na wyrok wzrósł z 4,2 do 7,1 miesiąca, a obecnie 555 dni (pierwsza instancja) i 430 dni (apelacja). To pokłosie wielu czynników, m.in. pandemii, ale i nietrafionych reform obmyślonych w kwaterze głównej tzw. dobrej zmiany, realizowanych przez p. Ziobrę i firmowanych przez p. Dudę.

Nie zamierzam twierdzić, że tylko dobrozmieńcy są odpowiedzialni za kryzys świadomości prawnej, ale przyczynili się do obecnej sytuacji, skutkującej m.in. tragediami na drogach w stopniu większym niż jakakolwiek opcja rządząca po 1989 r. A każda kolejna władza powinna zrozumieć, że bez intensywnej edukacji obywatelskiej na rzecz przestrzegania prawa zawsze będziemy w przedsionku cywilizowanego świata, a nie w jego bardziej centralnym regionie. To także jest powód, aby 18 maja (lub dwa tygodnie później) odrzucić kandydaturę p. Nawrockiego. On nie ukrywa, że podziela stosunek do prawa reprezentowany przez jego protektorów z ul. Nowogrodzkiej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną