Nauka języka obcego
Seksualny analfabetyzm Polaków. Wiedzę czerpią z kościołów i okładek prawicowych gazet
Ludzie zawodowo zajmujący się szkoleniem nauczycieli zauważyli, że coś się dzieje, z końcem roku. Uczestnicy kursów zaczęli zadawać zaskakujące pytania – o to, „czy to nie skandal, że szkoły zaczną teraz uczyć masturbacji”; albo „co mają teraz zrobić nauczyciele, obligowani podstawą programową do seksualizowania dzieci, a z drugiej – zagrożeni za to samo karą więzienia”. Tu kursanci przywoływali art. 200 Kodeksu karnego, o innych czynnościach seksualnych wobec małoletnich, zagrożonych karą do 15 lat.
Źródło wiedzy kursantów mieściło się w kościołach, gdzie z ambon grzmiano właśnie o zmianach w prawie, i na okładkach prawicowych gazet, które pisały o „nauce masturbacji w pierwszych klasach”. Sporo działo się w internetach. W tle było niepozorne rozporządzenie MEN o edukacji zdrowotnej, a w jej ramach – dopisanie do programów szkolnych wiedzy z podstawowych pojęć seksuologicznych.
Dla edukatorów seksualnych emocjonalna reakcja kursantów na słowo „masturbacja” nie jest zaskoczeniem, bo od lat, gdy przychodzi porozmawiać o symptomach dziecka krzywdzonego z sędzią, prokuratorem czy kandydatem na rodzica zastępczego, pojawia się problem. Wiedza wielu ludzi, nawet tych zawodowo związanych z ochroną dzieci, jest niewielka, za to emocje – ogromne.
I zapada krępująca cisza
Pani D., pielęgniarka, na szkoleniu jest wyraźnie wzburzona. „A dlaczego nie mówi się o tym, że prawdziwą ochroną dzieci jest miłość ofiarna, a nie edukacja seksualna?”. Pytana, na czym może polegać krzywdzenie dzieci, z ogromnym oporem wydusza z siebie słowo „gwałt”. Używane na szkoleniu sformułowania „masturbacja przy dziecku”, „masturbowanie dziecka”, „stosunki udowe”, „ekshibicjonizm” wywołują w niej zgorszenie, którego nie umie ukryć.