Zabiegani
Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura
Tomek ma wytatuowanych na łydce 13 kropek. Ciągną się w dwóch rzędach. Pierwszy – 11 kropek – uwiecznia pokonane półmaratony (21 km 97 m). Drugi – dwie kropki – upamiętnia maratony (42 km 195 m). Tomek ma 53 lata i w marcu, po Maratonie Warszawskim, planuje kolejną kropkę. Pierwszy półmaraton przebiegł siedem lat temu. Kolega ze studiów, z którym 30 lat wcześniej trenował lekkoatletykę, zaproponował to jako wyzwanie. – Zgodziłem się chyba dlatego, że nie godziłem się z mijającym czasem, z moim wiekiem – przyznaje Tomek. Później odkrył, że bieganie daje mu coś więcej: czas tylko dla siebie, wyciszenie, pewien rodzaj medytacji. – Gdy biegnę, słyszę, co się ze mną dzieje tu i teraz – wyjaśnia.
Ewa podczas biegania znalazła miłość życia. Poznali się w pracy; w trakcie pogawędki rzucił, że chciałby schudnąć. Ewa, która niedługo wcześniej zaczęła biegać, zaproponowała, że może jej towarzyszyć. To było siedem lat temu, rok później zostali małżeństwem. – Z początku bieganie było jedynie argumentem, żeby wyjść z domu i odpocząć. Mam syna z aspergerem i ADHD, który potrafił dać w kość – mówi 36-latka. Najtrudniejsze jest już za nimi, ale Ewa znalazła argumenty, żeby dalej biegać. W marcu powołała nawet własną drużynę biegową.
Michał, adwokat z Warszawy, nie spodziewał się, że w połowie czwartej dekady życia pozna tylu nowych ludzi. Nigdy nie przepadał za bieganiem, ale półtora roku temu dał się przekonać względami zdrowotnymi. – W sumie nie tylko tym. Na Instagramie znalazłem grupę Swords Athletics. Spodobało mi się, że bieganie zamienili w styl życia. Nie powiem, pozazdrościłem im – przyznaje Michał, który obecnie każdą niedzielę zaczyna od biegu z kilkudziesięcioma innymi osobami.