Ciężar opieki
„To był koszmar”. Jak pomóc ludziom potrzebującym opieki, gdy sam system wymaga opieki?
Cykl „Odchodzić po ludzku”
To kolejny tekst w cyklu materiałów poświęconych opiece terminalnej i długoterminowej. Sprawdzimy, co i dlaczego w naszym systemie wsparcia rodzin nie działa, czy wszystko można tłumaczyć jedynie niedostatecznym finansowaniem? Mówiąc wprost: czy da się w Polsce godnie umrzeć? Zachęcamy, by podzielili się Państwo z nami swoimi doświadczeniami: akcja@polityka.pl
Więcej informacji na: www.polityka.pl/odchodzicpoludzku
Monika nie mówi „ojciec”, tylko „tatuś”. Z tatusiem do pewnego momentu było dobrze. Kiedy po śmierci mamusi zaczął się zmieniać, wpadła na pomysł, by chodził do dziennego domu seniora, prowadzonego przez samorząd. Monika mieszka w dużym mieście, stolicy województwa, więc miała poczucie, że jak zacznie szukać, to na pewno znajdzie pomoc.
– Warunek był jeden. Tatuś musiał podpisać zgodę. Miałam wrażenie, że nie za bardzo zdaje sobie sprawę z tego, co podpisuje, ale się udało – opowiada Monika.
Było dobrze, bo tatuś na zajęcia jeździł sam. Na 9 rano. Wracał też sam. O 16. Miał zapewnione drugie śniadanie, obiad, kawę, herbatę, ciasteczko, spacery, wyjścia do teatru, gimnastykę, terapeutów. Ale po jakimś czasie Monika usłyszała, że tatuś nie radzi sobie w toalecie. A w dziennym domu seniora nikt nie jest w stanie zapewnić mu odpowiedniej opieki, czyli mówiąc wprost – w razie czego umyć go, wymienić bieliznę, dopilnować, czy po wszystkim jest czysty. Monika znalazła więc taki dom, gdzie opiekunki w razie awarii zmieniały pampersa i myły podopiecznego. Tutaj też było dobrze, bo rano busik zabierał według listy dziennych pensjonariuszy i przywoził do ośrodka.