Lekcje religii. Negocjacje idą jak po grudzie. Między MEN a Kościołem wyrósł wysoki mur
Rząd chce zmniejszyć od września 2025 r. liczbę lekcji religii i etyki w szkole z dwóch do jednej godziny tygodniowo. Na mocy rozporządzenia MEN lekcje te mają być też ulokowane na pierwszej lub ostatniej godzinie zajęć. Strona kościelna się nie zgadza: zarzuca stronie rządowej brak woli kompromisu i dyskryminację, przestrzega też przed destrukcją systemu nauczania religii. Ministra edukacji Barbara Nowacka odcięła się korespondencyjnie, czyli w mediach: oczekiwania biskupów w sprawie lekcji religii nazwała „krzykiem rozpaczy”.
Reformy? Tak, ale na naszą modłę
Po obu stronach stołu siedzą ludzie, przed sobą mają otwarte notatki, u szczytu stołu flagi Polski i UE – tak to wygląda w gmachu Ministerstwa Edukacji Narodowej. Gdy rozmowy przenoszą się do siedziby Konferencji Episkopatu Polski, zamiast flag jest krzyż i obraz Matki Boskiej. – Atmosfera zawsze podobna: ugrzecznienie, kurtuazja, uprzejmość. Tylko oficjalnie, bo pod spodem emocje aż buzują. Nikt nikomu do oczu nie skacze, ale gdy przychodzi do konkretów, natychmiast wyrasta mur. Fizycznie wręcz widać, jak uczestnicy rozmów się usztywniają – opowiada osoba, która obserwowała obrady z bliska.
Planowane zmiany w nauczaniu religii omawia Komisja Wspólna Przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski (współprzewodniczą: abp Józef Kupny, metropolita wrocławski i zastępca przewodniczącego KEP, oraz Tomasz Siemoniak, minister spraw wewnętrznych i administracji). Negocjacje idą jak po grudzie. Aby je usprawnić, powołano podkomisję, ale to też nic nie dało. Obrady kończyły się zwykle rutynową formułą o woli kompromisu i potrzebie dalszych rozmów. Po ostatnim (9 grudnia) posiedzeniu komisji Episkopat zaostrzył jednak ton. „Strona kościelna wyraża dezaprobatę wobec odrzucenia jej propozycji przez stronę rządową i braku osiągnięcia porozumienia” – napisano w komunikacie.
Strona kościelna wyraziła swój sprzeciw wobec proponowanej przez rząd redukcji lekcji religii (i etyki) do jednej godziny tygodniowo. Uważa również za nieuzasadnione i dyskryminujące przyjęcie zasady, że te lekcje mają być umieszczane przed lub po innych zajęciach szkolnych. „W odpowiedzi na przedstawioną propozycję ustawowego rozwiązania kwestii obecności religii w szkole strona kościelna wyraziła gotowość włączenia się w pracę nad tym projektem pod warunkiem wycofania się przez ministerstwo z wprowadzanych zmian” – czytamy w pełnej wersji komunikatu, który wydał Episkopat. W mediach krąży wersja skrócona, w której tego warunku nie ma, a w istocie sprowadza się on do stwierdzenia: zróbmy reformę, ale na naszą – nomen omen – modłę.
Kościół wychodzi z „kompromisem”
Wśród propozycji strony kościelnej jest wprowadzenie zasady obligatoryjności nauczania religii lub etyki „ze względu na potrzebę aksjologicznej formacji uczniów”. W ramach poszukiwania kompromisu, jak to podkreślono w komunikacie, strona kościelna zaproponowała również stopniową, rozłożoną w czasie redukcję wymiaru nauczania religii w szkołach ponadpodstawowych przy poszanowaniu praw pracowniczych katechetów. W szkołach podstawowych sytuacja powinna pozostać bez zmian.
– Obowiązkowa lekcja religii to nie jest postulat wymyślony doraźnie. Jest obecny w tych i nie tylko tych rozmowach od dawna, bo żyjemy w świecie, w którym poza wiedzą uczniom potrzebny jest system wartości, który wpaja religia. A jeśli ktoś nie akceptuje chrześcijańskiego systemu wartości, miałby do wyboru lekcję etyki – komentuje ks. Leszek Gęsiak, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, profesor Uniwersytetu Ignatianum. Podkreśla, że pozwoliłoby to także uniknąć problemu z siatką godzin w szkołach: – Lekcji obowiązkowej nie trzeba by było sytuować na początku czy na końcu zajęć, jak domaga się rząd, co zresztą odczytujemy jako wrogą wobec Kościoła zachętę do rezygnacji z lekcji religii.
Rzecznik Episkopatu dodaje, że stopniowa rezygnacja z jednej lekcji religii uwzględnia procesy sekularyzacji i wychodzi naprzeciw funkcjonującym już rozwiązaniom. – W szkołach średnich, gdzie jest za mało chętnych, już dziś jest tylko jedna religia tygodniowo i nikt nie kruszy o to kopii. Inaczej trzeba spojrzeć na szkoły podstawowe, gdzie proces formowania sumienia i wrażliwości wymaga większej pracy z uczniami – mówi ks. Gęsiak. Podkreśla też, że „nie rozmawiamy o marginesie”, a twierdzenia o „masowym wypisywaniu się z lekcji religii” są dalekie od rzeczywistości. Według najnowszych (za rok 2023) badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego na religię chodzi ponad 78 proc. uczniów polskich szkół.
Okopani na swoich pozycjach
– Bez względu na to, co kto z uczestników tego sporu myśli i w co wierzy, rzadko ma pojęcie o układaniu planu lekcji. Tymczasem zaplanowanie lekcje religii i etyki tak, aby były na początku lub końcu zajęć, w mojej szkole jest niewykonalne. Chyba że ze szkodą dla uczniów – mówi dyrektorka dużej placówki w zachodniej Polsce. Innymi słowy, ma za dużo uczniów i za mało nauczycieli, aby to się udało bez drastycznego wydłużenia godzin pracy szkoły. – Parafia już dziś narzeka na brak księży do nauczania religii, młodych katechetów brakuje tak samo jak innych nauczycieli, gdyby nie emerytki, nie miałby kto u mnie uczyć religii. Jeśli wejdą w życie zmiany proponowane przez rząd, lekcje będą się kończyły wieczorami i nie zmieni tego redukcja liczby godzin religii. Rodzice uczniów już żądają ode mnie, żeby tak właśnie ułożyć plan lekcji, i to teraz, zaraz, bo słyszeli zapowiedzi rządu.
Zdaniem dyrektorki lekcje religii powinny odbywać się w salkach katechetycznych na plebanii, bo „stoją teraz puste, a religia w szkole szkodzi i tej szkole, i Kościołowi”. – Szkoła jest od przekazywania wiedzy, nie wiary, a taki niestety charakter mają lekcje religii. Uczniowie z kolei traktują te lekcje jak każdy przedmiot. Nie o to chyba powinno chodzić kapłanom – zauważa dyrektorka. Nawet ksiądz zatrudniony w jej szkole uważa, że jedna godzina religii w tygodniu w zupełności wystarczy: – Zakładam, że uczeń, który chodzi na religię, w niedzielę jest na mszy św., a to druga godzina na formowanie wiary. A jeśli na tej mszy nie jest, to znaczy, że na religię w szkole chodzi z innych niż religijne powodów.
Realia polskiej szkoły giną jednak w zgiełku wzajemnych połajanek, bo strona kościelna i rządowa okopały się na swoich pozycjach i zarzucają sobie wzajemnie ideologiczne zacietrzewienie. „Część episkopatu idzie na polityczne zwarcie i zaostrza ton” – tak skomentowała najnowszy komunikat Episkopatu minister edukacji Barbara Nowacka. W rozmowie stanowisko strony kościelnej nazwała „politycznym teatrem”, który uaktywnił się akurat teraz, gdy zbliżają się wybory prezydenckie. KEP zaś zapowiedział, że „wobec naruszenia obowiązujących przepisów strona kościelna będzie podejmować dalsze kroki prawne”. Czego się zatem możemy spodziewać?
Powtórka z „rozrywki”
Najpewniej powtórzy się sytuacja, do jakiej doszło z poprzednim rozporządzeniem MEN, które obowiązuje od września 2024 r. (na jego podstawie ocen z religii nie wlicza się do średniej, a dyrektorzy mogą łączyć na lekcji religii roczniki i klasy, gdy jest za mało chętnych). KEP skierował w tej sprawie petycję (podobnie jak Polska Rada Ekumeniczna skupiająca m.in. Autokefaliczny Kościół Prawosławny i cztery Kościoły protestanckie) do I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej, ta zaś wniosek o zbadanie sprawy do Trybunału Konstytucyjnego (jeszcze wtedy Julii Przyłębskiej).
27 listopada Trybunał orzekł, że doszło do naruszenia przepisu konstytucji, według którego rozporządzenia winny być wydawane „na podstawie szczegółowego upoważnienia zawartego w ustawie”. Chodzi o art. 12, pkt 2 ustawy o systemie oświaty, według którego minister edukacji określa w drodze rozporządzenia warunki organizacji nauki religii w porozumieniu z władzami Kościołów i związków wyznaniowych. – Minister edukacji nie powinien powoływać się na przeprowadzenie konsultacji społecznych, bo to nie jest tożsame z porozumieniem, o którym mówi ustawa. W porozumieniu chodzi o osiągnięcie konsensusu, powinno być też spisane i podpisane przez strony porozumienia. Do tego nie doszło, bo Kościoły – nie tylko rzymskokatolicki – nie zaakceptowały propozycji rządowych – komentuje Agnieszka Filak, prawnik, specjalista z zakresu relacji państwo – Kościoły i związki wyznaniowe.
Zwraca też uwagę na postulowaną przez Kościoły potrzebę ochrony miejsc pracy ok. 29 tys. katechetów: – Zgodnie z prawem oświatowym muszą spełniać takie same warunki jak każdy nauczyciel i tak też powinni być traktowani. Aby się przekwalifikować, potrzebują minimum trzech semestrów, bo tyle trwają studia podyplomowe, a rozporządzenie, które przewiduje zredukowanie liczby ich godzin pracy o połowę, ma wejść w życie już za niecały rok.
Według Trybunału poprzednie rozporządzenie „straciło moc obowiązującą w całości”, ale Nowacka wyroku nie uznała, powołując się na uchwałę Sejmu z 6 marca 2024 r. w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015–23 (stwierdziła, że „uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu przez te organy”). Na tej samej podstawie wyroki TK nie są publikowane w „Monitorze Polskim”, a ministra Nowacka nie pozostawia wątpliwości, że taki sam los spotka nowe rozporządzenie.
„Krzyk bezradności” Kościoła
W TVN 24 Nowacka zapewniła, że lekcje religii lub etyki były i będą dobrowolne, a postulaty Kościoła w tym zakresie nazwała „krzykiem bezradności”. „Nie jest rolą państwa dbanie o to, aby Kościoły miały wiernych”. Podkreśliła, że lekcji religii na niektórych etapach edukacji jest obecnie więcej niż biologii, chemii czy fizyki, na dodatek mają formę katechezy, a nie przedmiotu, na którym przekazuje się wiedzę.
Jak zauważyła, zmniejszenia liczby lekcji religii do jednej w tygodniu chce zdecydowana większość Polek i Polaków, także co trzeci wyborca PiS. Według ministry rodzice domagają się też, aby lekcje religii lub etyki były na końcu albo na początku zajęć. Nowacka zapewniła, że stanowisko rządu jest niezmienne („przeciwny jest tylko PSL”), konsultacje społeczne właśnie się zakończyły i rozporządzenie wejdzie w życie.
Jeśli koalicja rządząca nie zmieni zdania (w obliczu kampanii prezydenckiej nie sposób tego wykluczyć), liczba lekcji religii i etyki od przeszłego roku szkolnego zostanie zredukowana, a katechetom, którzy stracą w ten sposób godziny, „zostanie zapewniona możliwość zdobycia dodatkowych kompetencji”. „To ludzie delegowani do szkoły przez Kościół, ale opłacani przez państwo. Rząd nie zajmuje się tym, w jaki sposób Kościół organizuje nabożeństwa” – mówiła szefowa resortu edukacji. I dodała: „Oczekujemy wzajemności”.