Zboże już się rozsypało
Huśtawka polsko-ukraińska: te relacje już mocno siadły. „Ukradną nam pracę, potem mężów”
Pociąg z Kijowa do Warszawy ma przystanek w Chełmie. Ukraińskie dziewczyny w sąsiednim przedziale proszą obytą z Polską koleżankę o rady, jak ułożyć sobie życie w nowym miejscu: – A więc musicie być przygotowane, bo nawet jak będzie dobrze, znajdziecie pracę, mieszkanie, to i tak pojawią się pretensje i pytania. Jakie? Na pewno dziewczyny zostaną zapytane o rzeź wołyńską. Jak mówi Myrosława Keryk, socjolożka, specjalistka od ukraińskich migracji i szefowa Domu Ukraińskiego w Warszawie, z tą kwestią zmierzy się niemal każdy przybysz z Ukrainy: – Także ci ze wschodniej części kraju, których przodkowie w szeregach Armii Radzieckiej walczyli z UPA.
Keryk, która mieszka w Polsce od 22 lat, zauważa, że życie Ukraińców tutaj przypomina huśtawkę. Od fascynacji i serdeczności (było tak np. w czasach dwóch rewolucji: pomarańczowej i godności) do nieufności i oskarżeń (te najczęściej nasilają się w czasie kampanii wyborczych).
A w sąsiednim przedziale doświadczona koleżanka ciągle przestrzega przed zarzutami, z jakimi przyjdzie się mierzyć współpasażerkom. Sporo tego: od życia na koszt polskiego podatnika po oskarżenia, że przyjechały, by ukraść pracę Polakom, a Polkom mężów.
Światosław Bałyński, student szkoły teatralnej w Krakowie (do Polski uciekł jako 17-latek na początku inwazji), mówi, żeby nie przesadzać z lękami: – Wśród bliskich znajomych mam tylko jednego Ukraińca. Reszta to Polacy. Świetni ludzie, otwarci, bardzo mi pomogli z językiem i pomagają do teraz. Oczywiście czasem zdarza mi się słyszeć w tramwaju, że mam wracać na Ukrainę, i to w określony sposób i z określoną prędkością, ale to sporadyczne przypadki.
Milion? Dwa? Trzy?
Nie ma wątpliwości, że relacje międzyludzkie mocno siadły.