Społeczeństwo

Sekslalki w sieci, czyli jak dbać o dobro dzieci i unikać moralnej paniki

Daniel Cañibano / Unsplash
Dyskusja o bezpieczeństwie dzieci w sieci powinna być sprawą ponad politycznymi podziałami, ale różne strony różnie rozumieją „dobro dziecka”.

Podczas konferencji w Sejmie w środę 4 grudnia państwowa komisja ds. przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15 (w skrócie zwana państwową komisją ds. pedofilii) zwróciła uwagę, że na „największym portalu sprzedaży elektronicznej w Polsce zakupić można produkty o charakterze pedofilskim i spełniające wszelkie kryteria twardej pornografii – realistyczne lalki imitujące nastolatki w wieku przedpokwitaniowym”. W opinii komisji doszło do złamania przepisów karnych – takie lalki stanowić mają formę tzw. twardej pornografii. Przewodnicząca sejmowej komisji ds. dzieci i młodzieży Monika Rosa zapowiedziała zgłoszenie sprawy do prokuratury oraz resortów sprawiedliwości i cyfryzacji, a także do UOKiK.

Co złego jest w takiej lalce, pytają w komentarzach internauci, przecież żadnemu prawdziwemu dziecku – w przeciwieństwie do materiałów utrwalających wizerunek – nie dzieje się krzywda. Justyna Kotowska, zastępczyni przewodniczącej państwowej komisji ds. pedofilii, ostrzegła, że używanie sekslalek przez osoby z zaburzeniami pedofilskimi często stanowi etap prowadzący do bezpośredniego kontaktu z dziećmi. Podkreśliła, że takie produkty sprzyjają społecznej tolerancji wobec dewiacyjnych zachowań i oswajaniu z tematyką seksualnego wykorzystania dzieci. Jak dodała, umieszczanie takich lalek w kategorii „zdrowie” normalizuje zjawisko i zachęca osoby odczuwające niewłaściwy popęd do działań.

Czytaj też: Kompromitujące seksfotki w sieci? Ciebie to też może spotkać

Moderować, ale jak?

Nietrudno odgadnąć, że ową „największą platformą” jest Allegro, zwłaszcza że nazwa pada w postach w mediach społecznościowych. Głos zabrał tam Marcin Gruszka, rzecznik Grupy Allegro. Zapewnił, że na platformie nie ma tolerancji dla tego typu produktów: „Znamy temat doskonale, bo usuwamy te oferty od dawna. Ustawiliśmy zabezpieczenia systemowe, ale niektórzy sprzedawcy szukają sposobów, jak je obejść. Natychmiast usuwamy wszelkie wskazane nam oferty i na bieżąco uszczelniany zabezpieczenia”. Napisał też, że skala zjawiska jest niewielka.

Warto uważać, żeby do worka z pedofilami przypadkiem nie wrzucić wszystkich użytkowników sekslalek. Większość produktów jest niskiego wzrostu (150–160 cm) i wagi, co wynika z kwestii logistycznych. „40 kilogramów to i tak dużo, nawet dla dorosłego mężczyzny, by lalkę codziennie dźwigać, przenosić, zmieniać pozycję. Gdyby były większe, ważyłyby odpowiednio więcej” – wyjaśniła w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” Ewa Stusińska, autorka znakomitej książki „Deus Sex Machina” poświęconej ludziom współżyjącym z seksrobotami i lalkami.

Automatyczna moderacja niepożądanych treści nie jest do końca trywialnym zadaniem, zarówno od strony technicznej, jak i etycznej. Dorośli użytkownicy internetu chcieliby widzieć w nim przestrzeń wolności (np. epatowania „nieprzyzwoitą” sztuką) i bardzo się irytują, kiedy sztuczna inteligencja (albo sprekaryzowany moderator) pilnująca porządku jest nadgorliwa, nie rozumie kontekstu i daje bana „za niewinność”. Podobnie wszelkie rządowe regulacje dotyczące ograniczenia dostępu np. do pornografii czy mediów społecznościowych spotykają się z obawami o nadużycia władzy. Z jednej strony może imponować skuteczność, z jaką swoje social media regulują Chiny, z drugiej – doskonale widać, jaką cenę za to płaci przeciętny obywatel; jak masowa inwigilacja służy do nadzoru nad niepożądanymi grupami społecznymi. Rolą demokratycznego państwa jest znaleźć złoty środek – zapewnić bezpieczeństwo bez deptania wolności.

Priorytetem powinna być ochrona najsłabszych, czyli dzieci. PKdP wystosowała apel, który podkreśla cztery kluczowe kwestie zapewniające im bezpieczeństwo w cyfrowym świecie: stworzenie standardów ochrony dzieci w internecie, realizację unijnej strategii w zakresie ochrony przed krzywdzeniem dzieci, ochronę wizerunku i danych osobowych dzieci oraz rozpoczęcie debaty nad minimalnym wiekiem korzystania z mediów społecznościowych. Warto w tej kwestii przyglądać się australijskiemu eksperymentowi, gdzie takie regulacje zostały właśnie wprowadzone.

Skrzecząca rzeczywistość

Łamiące prawo i moralność gadżety erotyczne nie przekładają się bezpośrednio na krzywdę dzieci, są natomiast nośnym wydarzeniem medialnym. Niepokoi mnie nieco język moralnej paniki używany przez komisję (rzeczone lalki znajdują się w dziale „Zdrowie”, bo tam mieści się cała podkategoria asortymentu związanego z seksszopami, jak prezerwatywy i wibratory, a nie dlatego, że ktoś uznaje to za „zdrowe”); nadmiernie obsceniczne sprawy zwykle przesłaniają codzienną i mniej widowiskową przemoc. Tak jak trzeba było tortur i morderstwa na dziecku, żeby powstała „ustawa Kamilka”, tak jak o bezpieczeństwie dzieci w drodze do szkoły nagle mówi się z powodu rozjechania grupy pod szkołą, robiąc bałwana z auta typu SUV.

Pomija się przy tym skrzeczącą codzienność, brak szacunku dla dzieci, przemoc psychiczną, manipulacje czy wciąż akceptowane klapsy. Pomija się całą toksyczną kulturę podwożenia dzieci pod szkoły i związane z tym stresujące sytuacje dla pieszych uczniów. Tak samo do rozwiązania problemu z przemocą seksualną nie wystarczą zakazy korzystania ze smartfonów. Trzeba wymuszać odpowiedzialność na platformach, ale przede wszystkim – uzbroić dziecko w niezbędne narzędzia.

Dobro dziecka, czyli co?

Dlatego priorytetem jest rzetelna edukacja seksualna, przeciwko której protestowały niedawno prawicowe dziwolągi. Ich sprzeciw wobec wyposażania dzieci w narzędzia do obrony przed różnymi formami przemocy jest ubrany w język troski – to przecież dla dobra dziecka, protestujący chcą bronić maleństw przed rzekomą seksualizacją. Jakby to wiedza o swoim ciele i sposobach ochrony samego siebie miała szkodzić, a nie kłamstwa, kontrola i lekceważenie zgłaszanej krzywdy.

To bałamutne przejmowanie pojęcia „dobra dziecka” sprawia, że zaczyna się mówić o „dobrostanie dziecka”. Z jednej strony cieszy, że nawet katoliccy publicyści, jak Tomasz Terlikowski i Marcin Matczak, w końcu to zrozumieli i dają odpór fundamentalistom (podpisali list przygotowany przez Konrada Ciesiołkiewicza z KdPD), ale trudno zapomnieć, że to wszystko efekty ich pracy – wieloletniego straszenia lewicowymi i progresywnymi wartościami. Widać tu znowu, że ważna jest spokojna dyskusja, unikająca języka wzmożenia i moralnej paniki.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną