Czekanie na zabijanie
Policjanci czekali, aż ktoś zostanie zabity. Długo nie musieli. Nawet sędzia nie zdzierżył
Pierwszą ofiarą, o której oficjalnie wiadomo, był 34-latek Marek D. z Góry Kalwarii, niewielkiego miasta blisko Warszawy. 5 października 2023 r. szedł w stronę opuszczonej jednostki wojskowej. To dość odludne miejsce. Usłyszał, że ktoś za nim idzie. – Odwróciłem się raz, drugi, miał kaptur nasunięty na oczy. Ja go z widzenia znałem, bo kiedyś z jego mamą pracowałem – mówi Marek.
To był 33-letni Wojciech D. Jedenaście wyroków na koncie. Zaczął w wieku 18 lat od kradzieży rozbójniczej, karany następnie za udział w bójce, znieważenie policjanta, posiadanie narkotyków, kradzieże, włamania, paserstwo, grożenie śmiercią współpodejrzanemu, do tego dwa wyroki za niepłacenie alimentów. Gdy miał 23 lata, został skazany za rozbój – skatowali z bratem człowieka. Wyszedł na wolność po ośmiu latach – w lipcu 2022 r.
– Idzie, to idzie, ja sobie szedłem dalej – opowiada Marek. Wszedł do opuszczonego budynku. – I on wszedł za mną. Dostałem trzy kopy w brzuch, o ścianę się odbiłem i wtedy on nóż wyciągnął. I zaczął mnie dźgać. Nie wiem, czy go ktoś wypłoszył, bo zaraz zniknął.
– Było mu obojętne, czy ten człowiek umrze, czy przeżyje. Zostawił go na śmierć – powie potem sędzia Piotr Gąciarek z Sądu Okręgowego w Warszawie.
Marek po chwili ruszył do domu, nie miał daleko, ale przyznaje, że musiał przysiąść na ławce. Jak tylko wszedł do mieszkania, powiedział: „Mamo, D. mnie dźgnął”. – Ja w pierwszej chwili byłam zszokowana. Zdjął kurtkę, a tam wszędzie krew – opowiada w emocjach mama Marka, szczupła, drobna kobieta. Po chwili usłyszała: „Mamo, słabo mi się robi, strasznie mi nogi drętwieją”.
Siostra Marka zadzwoniła pod 112, powiedziała, że brat został dźgnięty nożem.