Śmierć na raty
Niedawno był w świetnej formie. Umierał na raty. Dramatyczna opowieść opiekunki niedołężnego ojca
Pomogłam tacie wstać, odwróciłam głowę na sekundę, sięgałam po nocnik i w tej sekundzie ojciec upadł. Złamane biodro. Wstawili mu endoprotezę. Myśleli, że nie przeżyje operacji, 90 lat, ale się mylili. Lekarz, który ze mną rozmawiał, zapytał, dlaczego ojciec jest taki chudy. Niech go spróbuje nakarmić. Ale wypis po czterech dniach, bo mają covid na oddziale – nie daj Boże się zarazi, powiedział pan doktor. Nie daj Boże? Ja już nie wiem, co mam o tym myśleć.
Tak go bolało, że nie mógł chodzić
Jeszcze dwa miesiące wcześniej był w świetnej formie. Czasem czegoś zapomniał, papierosy ciągle gubił i aparat słuchowy, bo go uwierał, więc wyjmował i gdzieś kładł i potem szukanie, bo bez aparatu trudno było się z nim dogadać. Ale poza tym nic mu nie było. Jeździłam z nim na jakieś kontrole do lekarzy, na badania. Wszyscy nie mogli się nadziwić, że on nie bierze żadnych leków. Nadciśnienia pan nie ma? Ani cukrzycy? Serce jak dzwon, badania krwi jak u 20-latka. Pan nas wszystkich przeżyje, powiedział mój lekarz rodzinny. Jedno, co miał, to prostatę powiększoną i guz tam był na pewno, no ale w tym wieku, powiedzieli, operować nie będziemy. Więc biopsji też nie zrobili. To była jesień 2022 r. i gdzieś złapaliśmy covid. Ojciec był zaszczepiony i ledwo zauważył, że jest chory. A potem nagle zaczął się skarżyć na ból w pachwinie. Tak go bolało, że nie mógł chodzić. Lekarz, rentgen, na rentgenie nic nie widać i na tym się skończyło, żadnej innej diagnostyki nie chcieli robić. Kazali brać leki przeciwbólowe. Nasz lekarz rodzinny mówił o rezonansie, ale skierowanie musi być od specjalisty, zapisałam go, termin za cztery miesiące.
Nie był w stanie samodzielnie się poruszać, tak go bolało. Więc przywiozłam chodzik. I z tym balkonikiem, w nocy, jak szedł do łazienki, wywrócił się pierwszy raz.