Sprawa kobiet
Aborcja: tak kobiety płacą za sojusz z Kościołem. Politycy, lekarze, prawnicy wpadli w pułapkę
JOANNA PODGÓRSKA: – W Sejmie mamy kolejną próbę łagodzenia przepisów antyaborcyjnych. Polska to jedyny kraj byłego bloku wschodniego, w którym demokracja przyniosła zakaz przerywania ciąży. Dlaczego?
MARCIN KOŚCIELNIAK: – Było to bezpośrednio związane z pozycją Kościoła w społeczeństwie, a zwłaszcza w środowiskach opozycji demokratycznej. W latach 70. i 80. także z silną pozycją w relacji z władzą komunistyczną. Na tle innych państw bloku była to pozycja wyjątkowa. Polskie społeczeństwo było bardzo jednolite wyznaniowo. Kościół przedstawiał siebie jako odwieczny szaniec polskości. To się bezpośrednio przełożyło na zakaz aborcji, za którym Kościół agitował od dawna.
Pisze pan, że przez cały PRL było absolutnie pewne, że Kościół będzie dążył do zakazu aborcji i wszyscy w opozycji musieli mieć tego świadomość. Kiedy to się zaczęło?
Z akcją propagandową Kościół ruszył w 1956 r., gdy na fali odwilży prawnie dopuszczono przerywanie ciąży, ale są i wcześniejsze inicjatywy. W 1952 r. ukazał się list pasterski w pełni poświęcony tej kwestii. Trwały prace nad kodyfikacją Kodeksu karnego i aborcja miała być tam potraktowana łagodniej niż w okresie międzywojennym. Rosja bolszewicka była pierwszym krajem, który w 1920 r. zliberalizował prawo aborcyjne, ale w 1936 r. Stalin wprowadził całkowity zakaz przerywania ciąży, który został zniesiony dopiero po jego śmierci. Episkopat powoływał się na to prawo jako wzór. Co zresztą nie przeszkadzało potem Kościołowi określać liberalną ustawę z 1956 r. jako stalinowską i totalitarną.
Dziś w debacie przeciwnicy aborcji najczęściej używają argumentu „człowieczeństwa płodu”. Pierwotnie jednak Kościół posługiwał się głównie retoryką nacjonalistyczną. Według prymasa Wyszyńskiego kobieta miała być „łonem, przez które Bóg wypuszcza na świat Naród”.