JAKUB HALCEWICZ: Jesienna chandra bierze się u nas nie tylko z pogody. Z końcem lata przychodzi wspomnienie klęski powstania warszawskiego, potem wspominamy zmarłych i świętych, w końcu odzyskanie niepodległości, czego obchody wieńczy ponury marsz narodowców. Dołujący czas?
MICHAŁ CICHY: Koniec jesieni to zapach zbutwiałych liści, gołe gałęzie drzew i wczesny zmierzch. Listopad jest najbardziej depresyjnym miesiącem w roku. Szare jak szmata do podłogi deszczowe niebo nie przepuszcza światła. Nie jest to nastrój skłaniający do świętowania.
Amerykanie i Francuzi mają szczęście, że mają swoje święta narodowe w lipcu. Myślę, że czerwiec byłby tak samo dobry. A dla mojego rocznika 1967 doświadczeniem pokoleniowym był 4 czerwca 1989 r. Moja definicja przeżycia pokoleniowego jest taka, że jest to ważne wydarzenie historyczne, które dzieje się wtedy, kiedy masz 22 lata. W tym samym momencie swojego życia pokolenie Kolumbów przeżyło powstanie warszawskie, a pokolenie „komandosów” Marzec ’68.
Natomiast 11 listopada odwołuje się do dawnej już historii, której nikt nie przechowuje w żywej pamięci. Bo pamięć działa do pokolenia dziadków. O pradziadkach z reguły w ogóle nic nie wiemy, a jeżeli nawet znamy ich imiona, to nie wiemy, kim byli ani co robili. Uważam, że Świętem Niepodległości powinien być 4 czerwca.
Prawie każdy miesiąc kojarzy nam się z jakimś doniosłym wydarzeniem historycznym, na ogół traumatycznym.
Katalog polskich miesięcy: styczeń – powstanie, marzec – 1968, czerwiec – 1956 i