Polskie dzieci spędzają na dworze kilka minut dziennie. W weekendy też szału nie ma
Lenka, 11-latka z Warszawy, spędza na dworze średnio 15 minut dziennie. Z mieszkania wychodzi wprost na podziemny parking i wsiada w samochód, którym rodzice wiozą ją do szkoły. Po szkole siedem minut zajmuje dziewczynce przejście do mieszkania cioci, u której czeka na transport do domu. Pozostały czas do wyliczonej średniej wyrabia sporadycznie w trakcie lekcji, gdy nauczyciele, najczęściej na zastępstwach, wypuszczają jej klasę na boisko. Lenka tego nie cierpi. Mówi, że umiera z nudów. Owszem, chętnie pobiega z koleżankami, ale ileż można? W weekendy mama i tata Lenki uparcie zarządzają spacery, ale wtedy Lenka też testuje rozmaite strategie unikania. Ostatnio jako argument zadziałało natchnienie do sprzątania pokoju.
Kilka lat temu przez media przetoczył się nagłówek alarmujący, że trzy czwarte dzieci spędza na dworze mniej czasu niż więźniowie na spacerniakach. Rezultaty sondażu przeprowadzonego wśród brytyjskich rodziców dzieci w wieku od 5 do 12 lat, za pieniądze koncernu produkującego proszki do prania (wiadomo, na zewnątrz łatwiej się pobrudzić), w krótkiej notce relacjonowała też „Polityka”. Z danych wynikało, że wyjścia do parku czy lasu zajmują większości dzieci nie więcej niż 60 minut dziennie. A właśnie godzinę obowiązkowo spędzają na spacerniaku więźniowie – i w Wielkiej Brytanii, i w Polsce.
Z badań dr Joanny Godawy z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego na kilkuset rodzinach z całej Polski wynikło, że od poniedziałku do piątku 20 proc. dziewczynek i chłopców spędza na dworze maksymalnie 30 minut, czyli sześć minut dziennie! Dwie trzecie jest na zewnątrz od pół godziny do dwóch godzin, a więc najwyżej 24 minuty.