Wychowanie przez zamykanie
Dlaczego trudne dzieci trafiają na oddziały psychiatryczne. Ciężki spadek po Ziobrze
Kamil ma 13 lat. „Zdemoralizowany chłopak” – orzekli nauczyciele. Regularny wagarowicz, notorycznie nieprzygotowany do lekcji. W dodatku podburza klasę przeciwko wychowawcy, wywołuje awantury, nieraz przyłapany na paleniu papierosów. Nikt w szkole nie potrafił go okiełznać i sprowadzić, jak to mówią, na właściwą drogę.
Od rodziców został zabrany, gdyż matka i przybrany ojciec gnębili go, podobnie jak jego brata. Chłopcy w wieku kilku lat trafili do pieczy zastępczej. Potem do domu dziecka, następnie do innego, wreszcie do kolejnej rodziny zastępczej. Takie dzieci nazywa się „wędrującymi”. Opiekunowie mimo nadzoru kuratorskiego i zaleceń terapeutycznych (Kamil miał za sobą również 11 pobytów w szpitalach psychiatrycznych) nie stworzyli mu możliwości regularnych spotkań z terapeutą, choć chłopiec ma ADHD i zdiagnozowano u niego zaburzenia więzi. Dla takich dzieci szkoła jest wyzwaniem, bo bez wsparcia domu i nauczycieli nie potrafią sobie w niej poradzić.
Kamil nie miał konfliktów z prawem, jednak sąd rodzinny orzekł, że skoro nikt go nie wychowuje, a szkoła nie jest w stanie niczego nauczyć, to powinien znowu trafić na oddział psychiatrii. Postanowienie wydano w trybie tymczasowym, więc nie była potrzebna opinia biegłych. – Ale dlaczego kolejna hospitalizacja? – dziwi się prof. Aleksandra Lewandowska, krajowa konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, która przewodniczy Komisji Psychiatrycznej ds. Środka Leczniczego dla Nieletnich przy Ministrze Zdrowia, do której trafiło postanowienie sądu. Komisja liczy osiem osób – doświadczonych psychiatrów i psychoterapeutów – ale jedynym jej zadaniem jest wykonywanie decyzji sędziów i wybór dla dziecka placówki najbliższej jego miejsca zamieszkania.