Na pograniczu prawa
Narodowcy patrolują miasta. Stoją w oddali i robią zdjęcia. Sami chcą „rozwiązać” kryzys na granicy
Pojawiają się na lokalnej drodze zamaskowani, w moro, rzucają wulgaryzmami, wyrywają dokumenty, a na pytanie, kim są, odpowiadają: „No, chyba nie rolnikami, którzy zbierają truskawki”. Takiej nocnej konfrontacji doświadczyły na początku września dwie aktywistki związane z podlaską Fundacją Bezkres, współpracującą z Grupą Granica. A następnego dnia w ich samochodzie wszystkie cztery opony były przecięte nożami, a do wentyli wepchnięto patyki.
W ciągu dnia spotkania też się zdarzają. Stoją w oddali i robią zdjęcia, które potem wrzucają na swoje facebookowe strony z dopiskiem „Jak długo w naszym kraju tolerowani będą ludzie, którzy jawnie pomagają w nielegalnym przekraczaniu granicy, wspierając przemytniczy proceder?”. Tak sfotografowani i wymienieni z nazwisk zostali wolontariusze działający w Podlaskim Ochotniczym Pogotowiu Humanitarnym (POPH), niedługo po tym, jak zgłosili służbom grupę migrantów odnalezioną w lesie. A potem, w wirtualnej rzeczywistości, żadnych hamulców ani dystansu już nie ma: „Gówniarzowi do dupy nakopać w krzakach”, „ich się powinno łamać, psychicznie i fizycznie”, „aktywiszcza”, – roi się od podobnych wpisów.
I mimo że oficjalnie rząd chwali się, że uszczelnianie zapory na granicy przynosi rezultaty, a ogłoszona niedawno zapowiedź czasowego terytorialnego zawieszenia prawa do azylu jeszcze bardziej zwiększy tu bezpieczeństwo, to ostatnie miesiące aktywiści z grup pomocowych opisują zgodnie i krótko: tak źle na Podlasiu jeszcze nie było.
Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy trwa nieprzerwanie od 2021 r., ale potrzebę obywatelskich spacerów po Puszczy Białowieskiej, aby „wzmocnić bezpieczeństwo mieszkańców terenów przygranicznych”, Dawid Poleszuk zauważył dopiero pod koniec czerwca tego roku.