Społeczeństwo

To się samo nie ułoży, ogólniki to za mało. Niech rząd Tuska pokaże strategię migracyjną

Granica z Białorusią, maj 2024 r. Granica z Białorusią, maj 2024 r. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl
Nie same zakazy i ograniczenia, tylko przejrzyste, uproszczone kryteria oraz sprawne procedury legalizacji dla cudzoziemców, którzy chcą przyjechać, pracować, uczyć się i zamieszkać w Polsce, będą skutkowały tym, że będziemy mieli taką migrację, jakiej oczekujemy.

Nowa strategia migracyjna rządu od soboty jest na ustach wszystkich. Jak na razie główne dyskusje i głosy sprzeciwu dotyczą zapowiedzianego przez premiera bardzo kontrowersyjnego „czasowego zawieszenia terytorialnego prawa do azylu”, które ma być rozwiązaniem dla trwającego już od trzech lat kryzysu na polsko-białoruskiej granicy i zdecydowanym sygnałem dla Mińska i Moskwy, choćby nawet sprzecznym z prawami człowieka i polską konstytucją.

Sam dokument opisujący strategię migracyjną – liczący podobno ponad 30 stron i składający się z ośmiu rozdziałów – wciąż nie jest publicznie dostępny. O wgląd upominają się m.in. organizacje pozarządowe, które chciałyby się do niego odnieść w ramach konsultacji społecznych. Na razie jednak na ten temat cisza. Trudno zrozumieć dlaczego – jeżeli władza jest pewna swojej strategii, to powinna ją pokazać, a nie tylko rzucać ogólne hasła i dyskutować o niej za zamkniętymi drzwiami, tak jak to miało miejsce na posiedzeniu rządu we wtorek.

Czytaj też: Zawieszone prawo do azylu. Tusk wywołał kontrowersje i lawinę krytyki. Wiedział, co robi

Wystarczy się rozejrzeć

A dyskutować można do siności – o etyce, człowieczeństwie, powinnościach, zagrożeniach i bezpieczeństwie odmienianym przez wszystkie przypadki. Bezpieczeństwo to słowo klucz w dotychczasowych przekazach rządu na temat strategii. Na razie tylko jedno jest pewne – polityka migracyjna to jeden z najbardziej zaniedbanych obszarów, jakie mamy w Polsce. Bo zawsze to my jeździliśmy dokądś. Tymczasem, jakby mimochodem, stało się tak, że to do nas zaczęli przyjeżdżać ludzie. I to nie tylko z „oswojonych” Ukrainy i Białorusi. Nie trzeba znać żadnych statystyk. Wystarczy się rozejrzeć – kto obsługuje nas w sklepie, kto przywozi nam skuterem jedzenie, kto wiezie nas taksówką na lotnisko, kto zbiera jabłka w sadach. To już są ludzie z całego świata – mamy u siebie Nepalczyków, Filipińczyków, Kolumbijczyków, obywateli Indii czy Bangladeszu. I to nie tylko w Warszawie, również w małych miejscowościach.

Przez ostatnie lata – i mowa tu nie tylko o ośmiu latach rządów PiS, kiedy hipokryzja osiągnęła szczyty, bo PiS jedną ręką wypychał ludzi na Białoruś, a drugą wpuszczał ich na wizy za łapówki – udawaliśmy, że to się jakoś samo ułoży. Ale nie da się uciec od rzeczywistości – Polska potrzebuje migrantów, bo po prostu brakuje u nas ludzi do pracy. Jak wynika z szacunków ekonomistów, do 2025 r. na rynku pracy może brakować nawet 1,5 mln osób. Według tegorocznych danych GUS w Polsce pracuje obecnie 1,16 mln cudzoziemców – to 11 razy więcej niż 10 lat temu, choć na pewno jest ich znacznie więcej, jeśli doliczyć tych nigdzie niezarejestrowanych.

Przez lata mnożyły się wymogi formalne, liczba papierów do dołączenia do wniosków, a liczba wykwalifikowanych urzędników w urzędach wojewódzkich, którzy szybko i sprawnie podejmowaliby decyzje np. o wydaniu kart pobytu czy zezwoleń na pracę dla cudzoziemców, nie rosła, rosły za to kolejki. A skoro czegoś nie da się sprawnie załatwić, to trzeba kombinować. Stąd czarny rynek, fikcyjni zagraniczni studenci, łamiące prawo agencje zatrudnienia i coraz dalsze kierunki ściągania do Polski pracowników.

Czytaj też: Austria, Niemcy i co dalej? Europę czeka wstrząs, jeśli nic nie zrobi. Mamy rok, może mniej

„Im mniej cudzoziemców, tym lepiej”

Z przecieków na temat szczegółów nowej rządowej strategii, jakie ujawnił portal Money.pl, wynika, że rząd jest świadomy wielu braków i pomysły na konkretne rozwiązania są, np. przygotowanie listy zawodów deficytowych i system punktowy, według którego imigranci będą wpuszczani i zatrudniani, większy nacisk na obowiązkową integrację czy zapowiedź, że do końca 2025 r. ma nastąpić rewizja listy państw, których obywatele mogą korzystać z uproszczonej procedury oświadczeń o powierzeniu pracy cudzoziemcowi. Czy rewizja to zwiększenie tej listy czy zmniejszenie? To się okaże.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że nad wszystkim unosi się aura „im mniej cudzoziemców, tym lepiej”. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że strategia to tak naprawdę jedynie ogólny kierunek, a konkrety w formie przepisów znajdą się w przygotowywanych równolegle trzech ustawach MSZ, MSWiA oraz MPRiPS. W projekcie jednej z nich można odnaleźć np. zapis, że cudzoziemiec otrzyma zezwolenie na pracę, tylko gdy będzie miał podpisaną umowę o pracę. Nie trzeba zbyt dużej wyobraźni, żeby się domyślić, że taki przepis będzie skutkował jedynie wzrostem liczby cudzoziemców zatrudnianych nielegalnie, a nie wzrostem kontroli i bezpieczeństwa, na których tak rządowi zależy.

Czytaj też: Imigrantów ugościć. Jak uniknąć błędów, które popełniła cała Europa? Czas nam się kończy

Nie same zakazy i ograniczenia, tylko przejrzyste, maksymalnie uproszczone kryteria oraz sprawne procedury legalizacji dla cudzoziemców, którzy chcą przyjechać, pracować, uczyć się i zamieszkać w Polsce, będą skutkowały tym, że będziemy rzeczywiście mieli taką migrację, jakiej oczekujemy. A także – po wielu latach – odważne przyznanie się: nie mamy wyjścia, potrzebujemy ich. Po wyborach prezydenckich cudzoziemcy nadal będą do nas przyjeżdżać.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną