Społeczeństwo

Ukraińskie dzieci w polskich szkołach. Niby jest lepiej, a jednak coś tu poszło nie tak

Jedna z najbardziej niepokojących obserwacji dotyczy najmłodszych uczniów szkół podstawowych. Wśród nich najwyraźniej widać, że narasta skłonność do dyskryminacji rówieśników zza wschodniej granicy. Jedna z najbardziej niepokojących obserwacji dotyczy najmłodszych uczniów szkół podstawowych. Wśród nich najwyraźniej widać, że narasta skłonność do dyskryminacji rówieśników zza wschodniej granicy. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Jedna z najbardziej niepokojących obserwacji dotyczy najmłodszych uczniów szkół podstawowych. Wśród nich najwyraźniej widać, że narasta skłonność do dyskryminacji rówieśników zza wschodniej granicy.

20 tys. nowych uczniów z Ukrainy pojawiło się w polskich szkołach we wrześniu, po wejściu w życie regulacji wiążących uczęszczanie do placówek edukacyjnych z otrzymywaniem świadczenia 800 plus. To znacznie mniej, niż jeszcze kilka miesięcy temu spodziewało się Ministerstwo Edukacji Narodowej. Łącznie, według informacji wiceszefowej resortu Joanny Muchy, uchodźczych dzieci z kraju naszych sąsiadów jest w polskim systemie 155 tys.

Ukraińscy uczniowie: „normalizacja”

Ich sytuacja się stabilizuje, ale trudno powiedzieć, że można się z tego cieszyć. Tak najogólniej można streścić diagnozę przygotowaną – już po raz trzeci – przez Centrum Edukacji Obywatelskiej we współpracy z ośrodkiem Badania i Działania oraz UNICEF. Eksperci od maja do lipca prowadzili tzw. badania jakościowe – osiem studiów przypadków w szkołach różnego poziomu, wywiady i rozciągnięte w czasie obserwacje. W badaniach jakościowych z założenia respondentów jest mniej niż zazwyczaj np. w sondażach czy ankietach, ale rozmawia się z nimi wnikliwiej, dokładniej analizuje okoliczności i kontekst.

Autorzy projektu przedstawili ustalenia na zamkniętym spotkaniu z udziałem przedstawicieli innych organizacji działających na rzecz uchodźców, edukacji oraz akademików pracujących w obszarze oświaty.

Jak wynika z badania, obecność ukraińskich dzieci i nastolatków w polskich placówkach uległa „normalizacji”. Ze szczególnego wyzwania stała się częścią codzienności. Niekoniecznie jednak ta codzienność oznacza warunki, które najlepiej służą uczniom, pracującym z nimi dorosłym i całym społecznościom.

Sami uczniowie zapewniają, że w szkołach czują się coraz lepiej. Zważywszy że coraz lepiej znają język, w miarę upływu czasu lepiej rozumieją także panujące w placówkach zasady, wydaje się to zrozumiałe. Doceniają wsparcie, które otrzymują od nauczycieli, cieszy je różnorodność zajęć dodatkowych.

Bardziej asymilacja niż integracja

Z rozmów z pracownikami szkół wynika natomiast, że przyjęło się traktowanie ukraińskich uczniów jako kolejnej grupy dzieci i nastolatków o specjalnych potrzebach, ale bez uwzględnienia i rozumienia ich specyfiki. Przeważa skłonność, by dążyć raczej do ich asymilacji niż integracji z polską większością społeczności. Szczególnie widać to w podejściu do używania języka ukraińskiego czy rosyjskiego na terenie szkół. Część badanych polskich uczniów i nauczycieli krytykowała za to rówieśników i podopiecznych. W niektórych placówkach wprowadzono wręcz zasadę, że na ich terenie mówić należy jedynie w języku polskim. Dzieci rozmawiające po ukraińsku nawet między sobą, w trakcie przerw, są więc na cenzurowanym.

Jednocześnie nauczyciele przeceniają znajomość polskiego przez ukraińskich uczniów. Nie zdają sobie sprawy, z jakim wysiłkiem dla wielu z nich wiąże się uczestnictwo w zajęciach, pisanie prac i sprawdzianów w naszym języku – nawet jeśli w codziennych rozmowach wydaje się, że dzieci posługują się nim płynnie. To wszystko prowadzi do przeciążenia obowiązkami. Słabo sprawdzają się dodatkowe zajęcia z języka polskiego jako drugiego. Częściowo właśnie dlatego, że są organizowane zbyt późno lub zbyt wcześnie, częściowo dlatego, że prowadzą je poloniści, którzy nie mają specjalistycznego przygotowania do kształcenia cudzoziemców, a grupy są zbyt zróżnicowane pod kątem wieku i umiejętności.

Spośród rozwiązań systemowych wyraźnie rozpada się też mit oddziałów przygotowawczych jako skutecznej metody włączania dzieci z Ukrainy w polski system. Choć w pierwszych miesiącach napływu uczniów uchodźców do polskich placówek to rozwiązanie wydawało się najbardziej pożądane, obecnie budzi więcej krytyki niż zadowolenia – m.in. ze względu na izolowanie cudzoziemskich dzieci od reszty uczniów i liczne komplikacje organizacyjne.

Wielokulturowość na lata czy na chwilę

Jedna z najbardziej niepokojących obserwacji badaczy dotyczy najmłodszych uczniów szkół podstawowych. Wśród nich najwyraźniej widać, że skłonność do dyskryminacji rówieśników zza wschodniej granicy narasta. Niezależnie od wieku zazwyczaj grupy polskich i ukraińskich uczniów funkcjonują obok siebie, ale osobno, w separacji. Jak relacjonują badacze, w wielu przypadkach nie widać tu nawet emocji – najwyżej frustrację po wcześniejszych próbach integracji, które się nie powiodły. Co gorsza, pracownicy szkół, ale też np. poradni psychologiczno-pedagogicznych, nie potrafią pracować z traumą dziecięcą i mają tendencję, żeby ignorować jej znaczenie, a przy tym pozostają bezradni wobec wielu wyzwań, lecz także szans związanych z wielokulturowością.

Żywe pozostaje np. przekonanie, że nie warto inwestować w przygotowanie pedagogów do nauki języka polskiego jako drugiego, ponieważ potrzeba takiej pracy zaraz wygaśnie (bo dzieci zintegrują się lub zasymilują). Zastanawia więc odporność na powtarzane nieustająco w mediach i w debatach publicznych przewidywania, że wielokulturowość pozostanie częścią realiów polskich szkół na długie lata, niezależnie od tego, czy w kimś budzi to entuzjazm czy nie. Oprócz dzieci ukraińskich do polskich placówek już teraz są – i będą – zapisywane dzieci z Azji Centralnej, Indii czy Afryki.

Na spotkaniu poświęconym prezentacji raportu zwracano uwagę także na bardziej optymistyczny wątek – że pieniędzy w systemie przybędzie. Na dostosowanie do przyjęcia do szkół dzieci z Ukrainy rząd przesunął 500 mln zł w ramach programu Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego. Rzecz w tym, że aby z tych pieniędzy był pożytek, trzeba precyzyjnie określić nie tylko, gdzie są najbardziej potrzebne, ale i monitorować ich wydawanie. Czyli trzeba dobrze rozumieć sytuację. Raport CEO zawiera rekomendacje działań, które po dyskusji zapewne staną się konkretniejsze i lepiej wycelowane do określonych nauczycieli, ale też m.in. organów prowadzących szkoły przyjmujące uczniów uchodźczych. Warto, żeby decydenci brali te wskazania pod uwagę.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną