Największym wyzwaniem i najbardziej podstępną pułapką, wobec których stoją dzisiaj liderzy i liderki, jest pułapka binaryzmu i polaryzacji. Nie tylko tej oczywistej, politycznej: „my czy oni”, ale wielu innych fałszywych dychotomii: natura czy technologia, regionalnie czy globalnie – zwracał uwagę prof. Marcin Napiórkowski, dyrektor Muzeum Historii Polski, na zorganizowanej w jego gmachu gali z okazji 30-lecia Szkoły Liderstwa.
Jak dodał, nie wyobraża sobie lepszego miejsca na świętowanie tego jubileuszu także dlatego, że szczególnie niebezpieczną spośród wszystkich iluzji opozycji jest ta między pamięcią a przyszłością: – W większości obszarów trzeba myśleć w obu kategoriach: technologii, która pomaga współdziałać z naturą, regionów, wpisanych w sieć polsko-europejską, światową. Ale jeśli chodzi o przywództwo, widać to najwyraźniej: prawdziwego przywództwa, liderstwa i wizji przyszłości nie ma bez pamięci i znajomości historii.
Jak zauważał badacz, to właśnie historia i pamięć jest też wehikułem empatii i solidarności, którego dziś tak bardzo potrzebujemy.
Nikt się nie rodzi liderem
Dzieje i zmiany akcentów działania samej organizacji świętującej jubileusz same w sobie wydają się symptomatyczne dla najnowszej historii Polski. Szkoła została założona przez Zbigniewa Pełczyńskiego, filozofa, profesora na Uniwersytecie Oksfordzkim, byłego żołnierza AK, który po II wojnie światowej wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Pomyślana była jako kuźnia – początkowo zwłaszcza politycznych – kadr dla świeżej polskiej demokracji.
Z czasem zaczęła kształcić także liderów organizacji pozarządowych oraz jednostek samorządowych. Początkowo 80 proc. adeptów stanowili mężczyźni, dziś w niektórych programach dwie trzecie to kobiety. Zmieniła nazwę ze Szkoły Liderów na Szkołę Liderstwa niedawno, krótko po przejęciu warty w zarządzie przez trzy kobiety; prezeską jest Magdalena Tchórznicka.
Organizacja wykształciła 5 tys. działaczy, a o ich znaczeniu świadczy lista uczestników rocznicowej uroczystości. Byli wśród nich marszałkini Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, minister spraw zagranicznych Radek Sikorski, minister sprawiedliwości Adam Bodnar, ambasador Wielkiej Brytanii Anna Clunes, ambasador USA Mark Brzezinski, a także Swiatłana Cichanouska, kandydatka na prezydenta Białorusi w 2020 r.
Polska przykładem dla świata
Kryzys przywództwa, z którym mierzą się demokracje na całym świecie, sprawił, że zaproszonych chciało się słuchać ze szczególną uwagą.
– Z własnego doświadczenia wiem, że nikt się nie rodzi liderem – mówiła Swiatłana Cichanouska. – Większość ludzi liderami nawet nie chce być. Ja nigdy nie interesowałam się polityką. Można powiedzieć, że byłam typową białoruską żoną i matką. Kobiety na Białorusi nie są wychowywane do politycznego przywództwa. Zostałam polityczką z miłości do mojego męża (Sierhiej Cichanouski, działacz białoruskiej opozycji i kandydat na prezydenta, został aresztowany tuż przed wyborami; wtedy Swiatłana zarejestrowała własny komitet wyborczy – przyp. JC), a także z miłości Białorusinów do wolności. Reżim nie był w stanie powstrzymać naszej energii. Zrozumiałam, że przywództwo polega na gotowości do wzięcia odpowiedzialności. I to właśnie ta energia wciąż napędza mnie do walki. Dyktator powiedział, że ludzie nie zagłosują na kobietę. Ale się mylił. Społeczeństwo okazało się dojrzalsze niż reżim.
Cichanouska podkreślała, że choć Białorusini jeszcze nie wygrali, wydarzenia z 2020 r. zmieniły społeczeństwo na zawsze. Ludzie uświadomili sobie swoją siłę, choć przeżywają najtrudniejszy czas w historii swojej niepodległości. Działaczka podkreślała też znaczenie sojuszników i inspiracji, która może od nich płynąć – tak jak płynie do Białorusinów z Polski. Na podobny wątek zwracał uwagę ambasador USA.
Mark Brzezinski podkreślał, że Polska pozostaje przykładem dla świata. – Prodemokratyczna mobilizacja przy ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, reakcja obywateli na niebezpieczeństwo i masowa pomoc dla Ukrainy to – patrząc z zewnątrz – wspaniałe, inspirujące historie.
Ambasador, prywatnie syn prof. Zbigniewa Brzezińskiego, politologa i doradcy amerykańskich prezydentów, oceniał, że on też – obok Zbigniewa Pełczyńskiego – był niezwykle zadowolony nie tylko ze Szkoły Liderstwa, lecz także z Polaków w ogóle i z historii, którą tworzą. I chyba taką perspektywę, że się udało, a zatem może udać się znów, warto od czasu do czasu przyjmować. Bez tego doprawdy trudno o sukces przywództwa i jakiegokolwiek innego działania.