Badania i rozbój
Kto podpalił dom dyrektorowi NCBR? Prześladowania trwają już kilka lat. Służby wolą się nie wychylać
Mała wieś Janówek leży 30 km od Warszawy w gminie Tarczyn, z dala od głównych tras. Trudno tu przyjechać przypadkiem. Ludzie się znają. Wydarzenie z końca sierpnia wszystkich poruszyło. Był 28 sierpnia, po godzinie 17. – Byłem z synem na podwórku – opowiada jeden z mieszkańców. – Syn siedział twarzą do ulicy i nagle mówi: tatuś, ktoś nam robi zdjęcia. Odwróciłem się, spojrzałem na drogę, facet w kasku przechylał się przez ogrodzenie sąsiada z aparatem fotograficznym. Widzę dwie bawiące się dziewczynki i faceta, który robi im zdjęcia, więc od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Podszedłem do płotu i krzyknąłem: „Czemu pan zdjęcia robi?”, ale on zaczął odjeżdżać na hulajnodze. Wybiegłem i zacząłem wołać sąsiadów, krzyknąłem do dziewczynek, żeby zawołały tatę. Wybiegł Leszek i jego brat. Mówię, że jakiś facet robi zdjęcia.
Leszek Grabarczyk, w latach 2011–16 zastępca dyrektora Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, instytucji decydującej o miliardach złotych dotacji, to klasyczny technokrata, specjalista od zarządzania programami finansowania. Po historii i prawie skończył Krajową Szkołę Administracji Publicznej z pierwszą lokatą i od razu, jako 28-latek, został dyrektorem Departamentu Badań i Innowacji w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W 2011 r., gdy dyrektorem NCBR został prof. Krzysztof Jan Kurzydłowski, fizyk, były prorektor Politechniki Warszawskiej i podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki, Grabarczyk został jego zastępcą.
Teraz, na wołanie sąsiada, Grabarczyk z bratem wskoczyli do auta, sąsiad do swojego, i ruszyli za mężczyzną. Do pościgu dołączył kolejny sąsiad i otoczyli mężczyznę. Grabarczyk zdumiał się, rozpoznawszy w człowieku na hulajnodze doktora farmacji Krzysztofa Polkowskiego, właściciela firmy farmaceutycznej.