Skąd w Polsce tak powszechna zgoda na mobbing? I czy zetki nas przed nim uratują
ANNA WYRWIK: Skąd w Polsce taka częsta zgoda na mobbing?
KATARZYNA BEDNARCZYKÓWNA: Opisuję w książce znanego w całym kraju wójta Żelazkowa Sylwiusza Jakubowskiego. W jego przypadku to już nie był tylko mobbing, ale molestowanie seksualne kobiet. Do tego skrajna niekompetencja, alkoholizm i zakaz zbliżania się do żony za znęcanie się nad nią. Potrafił chodzić pijany po wsi i krzyczeć na ludzi. A mieszkańcy, gdy ich pytałam, twierdzili, że jest OK. Jakby całą wieś, poza trzema kobietami, które się postawiły, dotknął syndrom sztokholmski.
Gdy poszłam na pierwszą wizytę do terapeutki i opowiedziałam, jak wygląda moja praca, stwierdziła, że tak normalna praca nie wygląda. Że nie pracuje się w dzień, by w nocy pisać tekst, nie pozwala się na to, by ktoś na ciebie krzyczał albo nie przyznał ci urlopu, bo jesteś najmłodsza w zespole itd. Powiedziała, że mam swoje prawa. A ja się na nią wydarłam, że nie ma pojęcia, jak wygląda praca w mediach.
Tak. My się zgadzamy na taki stan rzeczy. Przyzwyczailiśmy się do niego. Może nie chce nam się walczyć? Walka wymaga siły i odwagi. A tym bardziej wymaga ich postawienie się w obronie źle traktowanej koleżanki czy kolegi. Prościej udawać, że jest w porządku, i w duchu modlić się, by nas to nie spotkało.
Czytaj też: Dlaczego dyrektorka MOCAK-u nie widzi swojej winy?
Mamy przykłady z Krakowa. Po długim procesie sąd przyznał, że Lidia Krawczyk, pracownica Galerii Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki, padła ofiarą mobbingu ze strony ówczesnej dyrektorki Bunkra i do niedawna dyrektorki MOCAK-u Marii Anny Potockiej.