Żebrowscy z filtrem i bez
Żebrowscy z filtrem i bez. „Polityce” mówią, jak się robi internety. „Trochę to przypomina teatr”
JULIUSZ ĆWIELUCH: – Na Instagramie śledzi panią 406 tys. osób, a prezydenta Dudę po dziewięciu latach urzędowania 123 tys.
MICHAŁ ŻEBROWSKI: – Serio? Andrzeja Dudę śledzi aż tyle osób?
Serio pytam, dlaczego jednych obserwują setki tysiące, a innych nie?
ALEKSANDRA ŻEBROWSKA: – Prowadzenie profilu głowy państwa wydaje mi się śmiertelnie nudne i z góry spisane na straty. Nie jestem ekspertką od mediów społecznościowych, ale lubię je i prowadzę własne sociale w zgodzie ze sobą. Co przede wszystkim sprowadza się do tego, że robię to sama, nie zawsze będąc politycznie poprawną. Nie wiem, jak długo to, co wrzucam, będzie wystarczająco ciekawe, ale na razie sprawia mi to frajdę i ludziom, którzy to czytają, chyba też.
M.Ż.: – W odróżnieniu od Oli nie urodziłem się ze smartfonem w ręku. I rzeczywiście nie bardzo byłem w stanie zrozumieć, o co w tym chodzi. Na początku obserwowałem konto Zośki Zborowskiej i pytałem siebie, dlaczego ludzie lajkują historie z jej prywatnego życia, opowiadane w samochodzie, sklepie, na spacerze, wszędzie? Ponieważ nie byłem w stanie się na to zdobyć, traktowałem to jako czyste szaleństwo. Z pomocą przyszła żona.
Jesteście dużym kołem zamachowym tego szaleństwa.
A.Ż.: – Dla mnie media społecznościowe to narzędzie do komunikacji jak każde inne. Było Grono, Nasza Klasa, później Facebook, Instagram, Tik-Tok. Każde z nich może stać się niebezpieczne, potrafi być toksyczne, ale może też służyć do czegoś dobrego – od zabawy memami po normalizowanie trudnych tematów.
M.Ż.: – Pamiętam dzień, w którym Ola zapytała mnie, czy to będzie dla mnie OK, jeśli opublikuje wpis o swoich poronieniach. Przeczytałem i się pobeczałem.