Społeczeństwo

Wrocław czeka na wodę. Czuć napięcie, półki w sklepach puste. Ludzie wyrywają sobie worki z piaskiem

Ładowanie worków na Tarczyński Arena Ładowanie worków na Tarczyński Arena Bartłomiej Kudowicz / Forum
Mam dwa pięciolitrowe baniaki z wodą. Zapasów konserw nie robiłam, ale byłam w kilku marketach i puste półki naprawdę robią wrażenie – mówi psycholożka, która właśnie umawia pacjentów na konsultacje online, bo większość albo pilnuje domów, albo rodzin.

Puste półki w marketach w miejscach, gdzie normalnie stoją wody i soki. Po konserwach też nie ma śladu. We Wrocławiu paniki na ulicach nie widać, choć da się odczuć napięcie i wyczekiwanie. Jak na razie wzmacniane są wały w miejscach szczególnie zagrożonych, jak osiedle Marszowice – to skutek zrzucenia w nocy bez konsultacji z Wodami Polskimi wody ze zbiornika w Mietkowie pod Wrocławiem. O zrzucie zdecydował... Tauron.

Powódź. Wrocław robi zapasy

Anna mieszka na osiedlu niedaleko wrocławskiego zoo, tuż w sąsiedztwie wałów przeciwpowodziowych i Odry. Żartuje, że na drugie piętro rzeka nie dopłynie, auto z garażu wyprowadziła, jakby wody gruntowe miały wybić spod betonu. I czeka.

Mam dwa pięciolitrowe baniaki z wodą. Zapasów konserw nie robiłam, ale byłam w kilku marketach i puste półki naprawdę robią wrażenie – mówi psycholożka, która właśnie umawia pacjentów na konsultacje online, bo większość albo pilnuje domów, albo rodzin. Jeden z jej pacjentów ma bliskich w Kotlinie Kłodzkiej i szykuje się do wyjazdu, by im pomóc.

Tomasz, pracownik jednej z uczelni, mieszka na dużym osiedlu z lat 70., powódź z 1997 r. zna tylko z telewizji – nie mieszkał wtedy we Wrocławiu, w dodatku był w podstawówce. W poniedziałek po pracy pojechał do dużego osiedlowego marketu po wodę dla swojej sześcioosobowej rodziny.

Dostałem łokciem pod żebro od zdenerwowanej starszej pani, która dosłownie rzuciła się na paletę z wodą, jak tylko wjechała na sklep z magazynu. Młodzi są jakoś bardziej wyluzowani, ale starsi, pamiętający powódź sprzed 27 lat, panikują. W sumie to się im nie dziwię, choć na razie chyba powodów do paniki w samym mieście nie ma – mówi Tomasz, który zabezpieczył zapas papieru toaletowego, konserw, warzyw, a na balkonie ma nawet grilla, jakby się okazało, że przyjdzie armagedon i miasto będzie bez wody, prądu i gazu.

„Jakbyśmy przeżyli wojnę”

Wtorkowy poranek we Wrocławiu był słoneczny. O 8 woda w Odrze płynęła szybko, ale do krawędzi koryta w mieście miała jeszcze sporo. Po 14 na platformie X pojawiły się zdjęcia wody wpływającej na wyremontowany kilka lat temu Bulwar Dunikowskiego przy Akademii Sztuk Pięknych, Muzeum Narodowym vis à vis średniowiecznego serca miasta na Ostrowie Tumskim. Mokro zrobiło się też na bulwarze Politechniki Wrocławskiej, a rano zoo apelowało do mieszkańców o pomoc we wzmacnianiu wału chroniącego je od strony rzeki. W 1997 r. w Opolu zoo zostało zalane i wiele zwierząt zginęło, we Wrocławiu udało się je uratować. Zginęła tylko jedna zebra, którą spłoszył dźwięk nadlatującego śmigłowca.

Od poniedziałku w mieście rozdawany jest piasek. W sobotę, kiedy niszczycielski żywioł demolował Kotlinę Kłodzką, prezydent Jacek Sutryk informował, że miasto ma przygotowany milion worków. Do jednego z takich punktów, przy Zarządzie Dróg i Utrzymania Miasta (kolejny uruchomiono przy Stadionie Miejskim, tutaj jest też jeden z punktów zbierania darów dla powodzian), pojechała Agnieszka, nauczycielka jednej z podstawówek.

Tłum. Korki, bo wszyscy przyjechali autami. Najpierw czekaliśmy na piasek, a jak pojawiły się wywrotki, to się zaczęła bitwa o worki. Co sprytniejsi zabrali wózki z pobliskiego marketu budowlanego, żeby załadowanych piaskiem worków nie targać na plecach. Odpuściłam. Chciałam kilka, żeby zabezpieczyć piwnicę u rodziców. Mieszkają niedaleko Odry i w 1997 r. piwnice mieli zalane. Trudno, słoiki z przetworami będą musiały przeżyć – mówi Agnieszka i dodaje, że jak na razie o miasto, siebie i rodziców się nie boi. Serce jej ściska, kiedy ogląda zdjęcia i filmy z Kotliny Kłodzkiej i Opolszczyzny. – Brakuje mi słów, te miasta i wsie wyglądają, jakbyśmy przeżyli wojnę.

Zakaz wchodzenia na wały

We wtorek rzeczniczka starostwa powiatowego w Kłodzku Bogusława Przybyłowicz przekazała, że w wyniku powodzi trzy osoby poniosły śmierć w Lądku-Zdroju, a siedem w Stroniu Śląskim. Informację podało Radio Wrocław. Nieoficjalnie wiadomo, że ofiar będzie więcej, bo wiele osób pozostaje zaginionych i nieznany jest ich los. „W terenie działają grupy poszukiwawcze. Na ten moment spływają do nas informacje ze sztabu kryzysowego. 1300 mieszkańców nie ma prądu” – przekazała reporterom rzeczniczka. Kilka godzin później wyraźnie zirytowany premier Tusk zaapelował, by nie wprowadzać chaosu i podawać tylko informacje potwierdzone przez policję. A według niej we wtorek było sześć ofiar śmiertelnych powodzi.

We Wrocławiu obowiązuje zakaz wchodzenia na wały przeciwpowodziowe; wyjątkiem są sytuacje, kiedy służby i mieszkańcy podnoszą ich koronę, układając worki z piaskiem. Zamknięty jest Jaz Opatowicki na Odrze przy tzw. Wielkiej Wyspie, czyli Biskupinie. Zagrożone są osiedla Marszowice I i II, gdzie mieszkańcy z żołnierzami i strażakami podnoszą wały – do pomocy wojsko skierowało ok. 700 żołnierzy. Wały muszą być wzmocnione na odcinku ok. 2 km, w niektórych miejscach powinny sięgnąć 1,5 m. Do godz. 13 podwyższono je na długości 250 m na Marszowicach I i 750 m na Marszowicach II. To skutek skoku poziomu wody w Bystrzycy – ok. 50 cm powyżej stanu alarmowego (we wtorek rzeka osiągnęła poziom 317 cm, prognozy IMGW oceniają, że 18 września będzie miała 353 cm, 19 powinna opadać do 338 cm). W tej części miasta wprowadzono objazdy autobusów, bo konieczne było zamknięcie mostu na Bystrzycy.

Rządowy sztab kryzysowy obradował we wtorek rano we Wrocławiu – wtedy też prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Joanna Kopczyńska poinformowała o nagłym zrzucie wody, wcześniej nieprognozowanym, ze zbiornika Mietków, którego administratorem jest elektrownia wodna Lubachów należąca do spółki Tauron. Premier Tusk, przewodniczący posiedzeniu sztabu, przyznał, że Wody Polskie nie wiedziały o zrzucie. Tauron nie przekazał informacji o decyzji Wodom Polskim. Ale to właśnie woda z Mietkowa zagraża teraz Marszowicom. Prezes Kopczyńska przyznała, że nie wiadomo, czy nie będzie potrzebna ewakuacja osiedla, a premier nie krył, że brak współpracy i kooperacji ze strony spółki energetycznej „jest szokujący”. Zapowiedział też wyjaśnienie sprawy.

Tauron wydał oświadczenie, informując, że „stało się to po jednym z największych w historii dopływów wody do zbiornika, niemożliwym do kontroli. Ze względu na odległość od zapory efekty przelania były odczuwalne na zbiorniku Mietków po kilkunastu godzinach, w poniedziałek 16 września”.

Fala ma nadejść w środę

Wieczorem we wtorek przez kilkadziesiąt minut wydawało się, że sytuacja przybiera dramatyczny obrót – prezydent Sutryk poinformował, powołując się na Wody Polskie, że pękło obwałowanie zbiornika w Mietkowie, chroniącego zachodnią część miasta: Marszowice, Stabłowice i Leśnicę, zbierając wody z Bystrzycy zasilanej przez Strzegomkę. Ta zaś w nocy z poniedziałku na wtorek zerwała most przed Wrocławiem. Zapowiadała się trudno noc włącznie z ewakuacjami mieszkańców zagrożonych domów wzdłuż Bystrzycy. Ale alarm zdementował wójt gminy Mietków Tomasz Sakuta, informując poprzez media społecznościowe, że nic u niego nie pękło. Krótko później okazało się, że chodzi o znacznie mniejszy zbiornik Wawrzeńczyce.

Wrocław w centrum był spokojny. O nadchodzącej fali przypominały worki z piaskiem przy wejściach do sklepów i budynków przy ulicach niedaleko rzeki. W ciągu dnia zabezpieczano zbiory Muzeum Archidiecezjalnego na Ostrowie Tumskim i Muzeum Narodowego, położonych praktycznie nad Odrą. Reporterka „Polityki” w tramwaju mającym pętlę na słynnym z 1997 r. Kozanowie widziała dwie młode kobiety z naręczem worków – do pakowania piasku...

Do miasta fala ma przyjść w środę wieczorem, najdalej w czwartek.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną