Społeczeństwo

Łowczy pęd

PSL i PZŁ: znajdź różnice. Myśliwi nie chcą zmian w prawie. Do tej pory żadna władza z nimi nie wygrała

Do tej pory żadnemu ministrowi środowiska nie udało się wygrać z PZŁ. Ale też niewielu chciało, bo często należeli do tej samej Polskiej Partii Myśliwych, o której od lat mówią działacze organizacji prozwierzęcych. Do tej pory żadnemu ministrowi środowiska nie udało się wygrać z PZŁ. Ale też niewielu chciało, bo często należeli do tej samej Polskiej Partii Myśliwych, o której od lat mówią działacze organizacji prozwierzęcych. Shutterstock
Resort klimatu i środowiska, zarządzany przez Polskę 2050, chce reformować polskie łowiectwo. Myśliwi protestują, silni poparciem ludowców. Do gry po ich stronie wszedł prezydent Duda.
Łowczy Krajowy Eugeniusz GrzeszczakKrzysztof Żuczkowski/Forum Łowczy Krajowy Eugeniusz Grzeszczak

Pierwsze kadry filmu pokazują tysiące ptaków na mokradłach. Aż trudno uwierzyć, że jest ich tak dużo, stłoczonych na niewielkiej jak na tę liczbę zwierząt przestrzeni. Gęsi, kaczki, biegusy, żurawie, brodźce, czajki, chruściele, perkozy. To ich żerowisko, miejsce rozrodu, schronienie, tu się pierzą, niektóre zimują, a inne odpoczywają w trakcie wiosennych i jesiennych wędrówek. Rozlewisko gra jak orkiestra, ciche głosy, pomruki, głośne piski, kwilenia, gęgania, kwakania, wszystko naraz. W nocy jest ciszej, choć ta cisza też tętni życiem. Dopóki nie rozlegnie się huk wystrzału. – Polowanie często zaczyna się w nocy – mówi Piotr Chara, przyrodnik i fotograf, autor 4-minutowego filmu o skutkach polowań na ptaki, od 24 lat dokumentujący bagienną przyrodę. Z 10-letnią przerwą, kiedy nie wychodził w teren w okresach polowań. Nie był w stanie – jak mówi – kiedy się zorientował, jakie zło dzieje się na mokradłach. W 2016 r. uznał, że jednak trzeba to rejestrować, i zaczął, poza ptakami, fotografować także ich oprawców. – Pierwszy wystrzał budzi ptaki, podnoszą głowy, nie wiedzą, co się dzieje. Po drugim podrywają się do lotu, wszystkie, uciekają w panice. To gwałt na przyrodzie.

Ptaków jest tak wiele, że można strzelać po ciemku, coś zawsze się trafi. Często ofiarą padają gatunki chronione. Zwłaszcza że jeden nabój to kilkaset śrucin. Powinny być stalowe, ale myśliwi często omijają zakaz używania toksycznego ołowiu. Chmura, którą widać po wystrzale, to śmiercionośne śruciny. Zaraz potem spadają z nieba ptaki. Martwe i ranne, tzw. postrzałki, które chowają się w zaroślach, nie zostają na otwartej przestrzeni, gdzie szybko dopadłby je lis czy bielik, więc będą konać przez kilka dni gdzieś w trzcinach. Inne, trafione, lecą dalej, też w końcu spadną, ale tam już nie znajdzie ich myśliwy ani pies.

Polityka 36.2024 (3479) z dnia 27.08.2024; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Łowczy pęd"
Reklama