Społeczeństwo

Świątynia z wiatrakiem w imię Opatrzności Bożej

Świątynia Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie. Zdjęcie z 2021 r. Świątynia Opatrzności Bożej na warszawskim Wilanowie. Zdjęcie z 2021 r. Maciek Jaźwiecki / Agencja Wyborcza.pl
Wieść o planach postawienia obok Świątyni Opatrzności Bożej turbiny wiatrowej zdenerwowała, łagodnie mówiąc, wielu warszawiaków, a resztę kraju najczęściej rozbawiła. A może śmiała inwestycja to dowód rewolucyjnej zmiany w podejściu rodzimego Kościoła do ekologii?

Jak donoszą media, alarm podnieśli okoliczni mieszkańcy, kiedy zauważyli, że nieopodal świątyni, jednej z najważniejszych dla Kościoła katolickiego w Polsce, pojawił się spory wykop, a potem zarys fundamentu pod konstrukcję o niewiadomym przeznaczeniu. Dyrektor administrujący świątynią początkowo nie chciał udzielić im wyjaśnień. Potem jednak na towarzyszącej budowie tablicy informacyjnej pojawiła się adnotacja, że chodzi o „instalację odnawialnego źródła energii”, a inwestorem jest Archidiecezja Warszawska. Rzecznik kurii odesłał zainteresowanych sprawą reporterów stołecznej „GW” do Centrum Opatrzności Bożej. Jak to było? „Od Annasza do Kajfasza”?

Piękno, harmonia, powaga i wiatrak

Centrum to ważna instytucja, bo zarządza nie tylko świątynią, ale i jej przyległościami, chociażby Instytutem Papieża Jana Pawła II. Biuro prasowe powiadomiło, że „na terenie zewnętrznym przy Świątyni Opatrzności Bożej powstaje mikroinstalacja w postaci zamkniętej turbiny wiatrowej. (…) Zapewni ona znaczącą część zapotrzebowania kompleksu Świątyni Opatrzności Bożej”. Wedle komunikatu przewidywana „maksymalna wysokość instalacji” to „do 14,5 m”, a „poziom hałasu odpowiada obowiązującym normom”.

Wątpliwości jednak pozostają. Niektóre mają charakter formalnoprawny. Krytycy podnoszą, że inwestycja prowadzona jest na podstawie zgłoszenia, choć jej skala i detale konstrukcyjne wymagają zezwolenia na budowę i użytkowanie. Prasowcy Centrum odpowiadają na to, że „dokumentacja dotycząca inwestycji została złożona do Urzędu Dzielnicy Wilanów”, i wspominają o „nowatorskich rozwiązaniach” w budowanej „mikroinstalacji”.

Są też pytania innej natury. Otóż Świątynia Opatrzności stoi na terenie, który wedle planu zagospodarowania przestrzennego przeznaczony został na „obiekty kultu religijnego, nauki i kultury”. Złośliwi mogą więc pytać, w jaki sposób turbina wiatrowa może spełniać taką funkcję. A już poważniej: lata całe władze kościelne przekonywały o szczególnym charakterze tego miejsca – nie tylko w wymiarze religijnym czy wręcz narodowym, ale też architektonicznym i krajobrazowym. Czy więc przemyślanej ponoć także pod kątem estetyki gmachu świątyni nie naruszy towarzystwo wysokiej jak pięciopiętrowy blok konstrukcji turbiny wiatrowej (choćby i bez rozłożystych skrzydeł wiatraka)?

Innymi słowy: czy nowy, banalny siłą rzeczy – i to w każdym wymiarze – element nie zakłóci tak silnie dotąd podnoszonych walorów piękna, harmonii i powagi miejsca?

Dodajmy, że dolna część świątyni to Panteon Wielkich Polaków – przeznaczona jest na miejsce pochówku i upamiętnienia zasłużonych rodaków. Skądinąd właśnie ten wzgląd – z najwyższego patriotycznego C – był jednym z argumentów mających uzasadnić przekazywanie na budowę gigantycznych środków z budżetu państwa.

A może, przekornie, trzeba się cieszyć?

Bo czy to źle, że instytucje kościelne próbują rozmaitymi metodami zdobywać pieniądze na swoje i księżowskie potrzeby (przecież nie tylko na proste utrzymanie), a nie tylko sięgać po dotacje publicznych pieniędzy? Wszak w świecie przy wielu kościołach i klasztorach działają np. – o zgrozo! – gorzelnie i browary czy piwiarnie (przykładem benedyktyński klasztor Andechs w katolickiej Bawarii). Na tym tle sposób na zarobek, czy raczej oszczędności, w postaci elektrowni wiatrowej to wszak żaden skandal.

Ba, inwestycja w Świątyni Opatrzności może służyć za dowód rewolucyjnej zmiany w podejściu rodzimego Kościoła katolickiego (a w każdym razie Archidiecezji Warszawskiej) do ekologii. Dotąd przecież polscy hierarchowie, a za nimi większość duchownych traktowała ją mocno podejrzliwie, często przedstawiając jako kolejną ideologię lewacko-liberalnej cywilizacji.

A że w przypadku Świątyni Opatrzności droga była może i na skróty, a intencje też w sumie inne... Cóż, kto bez winy, niech rzuci kamieniem.

Warszawę może wreszcie pocieszyć historia Krakowa. Jako że tutejszy metropolita Marek Jędraszewski, słynny już na cały kraj z wygłaszanych tez, politycznych orientacji i stylu sprawowania urzędu, odchodzi właśnie na emeryturę, zaczęto mu przygotowywać lokum, w którym mógłby odpocząć po latach posługi. Dziennikarze – znowu! – ujawnili, że chodzi o wpisaną do rejestru zabytków trzykondygnacyjną rezydencję o historii sięgającej XVII w. Tak się składa, że położona jest w pięknym i zacisznym, choć znajdującym się w samym centrum miasta ogrodzie parafii św. Floriana. Swego czasu wikarym był tu sam Karol Wojtyła, co też ma być nie bez znaczenia dla prestiżu emeryta. Na posesję wkroczyły ekipy budowlane, choć konserwator zabytków o planach remontowych nie został powiadomiony. I znowu: procedurom stało się zadość dopiero po medialnej awanturze.

W tym czasie ewentualna rezydencja Jędraszewskiego zyskała miano „krakowskiego Castel Gandolfo”. Posiadłość papieży była jednak nie tylko miejscem ich odpoczynku, ale – dzięki Janowi Pawłowi II – stała się areną poważnych dyskusji nad kondycją świata i człowieka, prowadzonych przez zapraszanych tam przez niego wybitnych intelektualistów. Krakowskie Castel Gandolfo przez swojego lokatora stanie się najwyżej symbolem kościelnej pychy i intelektualnego fanatyzmu.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną