Społeczeństwo

Alternatywny kanon lektur z Żeromskim na czele. Poprzeczka została postawiona wysoko

Kanon lektur Kanon lektur Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.pl
Czytanie literatury w szkole zrobiło się nieznośne, bo zostało całkowicie podporządkowane egzaminom: najpierw ósmoklasisty, potem maturze. Młodzież dojrzewa w przekonaniu, że książki to pułapki zastawiane przez nauczycieli.

Kanon lektur narzucany przez szkołę budzi odrazę. Tych książek nie tyka nawet najbardziej głodny czytania nastolatek. Pamiętna jest wypowiedź Marcina Świetlickiego, który domagał się, aby nie wprowadzać jego poezji do podstawy programowej (wprowadzono wybrane wiersze, ale na krótko). Nakaz czytania, szczególnie pod egzaminacyjny klucz, niezmiernie szkodzi literaturze.

Czytanie z musu, do matury

Potrzebujemy innego autorytetu, który rekomendowałby autorów i ich dzieła, niż upadły autorytet nauczycielski. Nic tak nie zabija chęci czytania jak niesmaczna potulność nauczycieli, również akademickich, wobec złego zbioru lektur. W kanonie mamy mnóstwo bogobojnych bredni, przebrzmiałych arcydzieł, cuchnących tomów, których czytanie i analizowanie w młodym wieku kaleczy duszę, zamiast ją ożywiać. Po odchudzeniu podstawy takiej sparszywiałej literatury jest trochę mniej, ale wciąż za dużo. Półki księgarń – także internetowych – uginają się od książek, z których większość artystycznie i intelektualnie nie waży nic. Gdy przeciskam się przez marną pisaninę dzisiejszych potworów samouwielbienia w poszukiwaniu czegoś cennego, zawsze zadaję sobie pytanie, co ja tu robię? Może zamiast czytać, lepiej – jak śpiewał Stachura – iść z przyjaciółmi na piwo?

W najnowszej pisaninie mamy bardzo często do czynienia z produktem przemysłowym, który do wartościowej literatury ma się tak samo jak kiełbasa w cenie 9,99 zł za kilogram do prawdziwej wędliny. Jednocześnie wszyscy tęsknimy do czerpania radości z czytania. Tęsknią skrycie nawet ci, co chwalą się, że przez rok nie przeczytali ani jednej książki. Totalna negacja nie wzięła się znikąd, to raczej choroba, na którą zapadli w szkole w wyniku męczenia lekturami, oraz odkrycia, że nauczyciel każe czytać książki, które jego samego napawają wstrętem. Często uczniowie ze zdumieniem dostrzegają, że nauczyciel nie przeczytał od deski do deski utworu, który omawia, a jedynie z musu wymagane do egzaminu minimum.

Jak być oczytanym? Szkoła nie pomaga

Nie doszłoby do upadku czytelnictwa w Polsce, gdyby poloniści mieli prawo do samodzielnego doboru lektur. Ale nie umarła humanistyczna tęsknota za czytaniem, nie umarły też potrzeby duchowe Polaków. Ubyło tylko miejsc i ludzi, którym można zaufać.

Dożyliśmy czasów, w których szkoła przestała być pomocna w byciu oczytanym. Urządziliśmy dla dzieci i młodzieży gnojowisko z książek, nic więc dziwnego, że odbierają czytanie jako śmierdzącą czynność i trzymają się od niej z daleka. Żeby wyzbyć się nabytej niechęci do czytania, potrzeba czasu, często konieczna jest pomoc osób intelektualnie niezależnych, czasem w rozbudzeniu przydaje się też zwykły przypadek, udział w niezwykłym wydarzeniu, jakiejś oryginalnej imprezie czytelniczej.

Od nieomal ćwierćwiecza najwyższe instytucje w Polsce – Sejm, Senat, trochę krócej również głowa państwa – próbują zatrzymać nas w codziennej drodze na piwo i zaprosić na imprezę czytania polskiej literatury. Od 2001 posłowie wyznaczają wybitnych ludzi z przeszłości, prawie zawsze w ich gronie są też pisarze, na patronów roku. Wybór potwierdza Senat, często dodaje kogoś od siebie. Pierwszym literackim patronem został Aleksander Kamiński, autor „Kamieni na szaniec”, którego posłowie wybrali dla uświetnienia 2003 r. Dzieci ze szkół podstawowych mogły się przekonać, że Kamińskiego nie tylko tłucze się na lekcjach z powodu egzaminów, ale i jest to pisarz, którego fetują najróżniejsze instytucje, zwykle całkiem niebanalnie.

Potrzeba zabawy literaturą

W 2004 r. tego zaszczytu dostąpił Witold Gombrowicz, niejako na przekór prawicy, która nie może mu zapomnieć, że Polskę nazwał „Stworem św. Ciemnym, co od wieków zdycha, a zdechnąć nie może”. Gdy rok później PiS doszedł po raz pierwszy do władzy, zaczęły się próby usunięcia Gombrowicza z kanonu lektur. Zbyt jednak ten przekorny pisarz był znany, głównie dzięki licznym imprezom, jakie odbywały się z inicjatywy Sejmu w Roku Gombrowicza (2004 – stulecie urodzin), aby taki zamach przeszedł bez echa.

Właśnie patronowanie powodowało, że twórcę wyciągano z dusznych sal lekcyjnych i udowadniano, że na jego twórczości da się wyhodować nie tylko egzaminacyjną pleśń, lecz również dobrą zabawę. Jedna z takich imprez odbywała się w Krakowie, gdzie moi uczniowie wygłosili – m.in. do uszu prof. Jerzego Jarzębskiego – dwa miniwykłady o tym, „czy Gombrowicz, gdyby żył, słuchałby muzyki punkowej” oraz „Gombrowicz dla osób, które po raz enty zdają egzamin na prawo jazdy”. Byli tam uczniowie z całej Polski.

Oczywiście nikt nie powinien kochać wspomnień bardziej niż teraźniejszego i przyszłego życia. Patronami tego roku są (wymieniam tylko pisarzy) Marek Hłasko, Melchior Wańkowicz oraz Kazimierz Wierzyński. Tak się złożyło, że żaden nie zajmuje miejsca w kanonie lektur, na lekcjach się jedynie o nich wspomina, np. o Wierzyńskim przy Tuwimie, a Hłaskę umieszcza w worku outsiderów peerelowskiej literatury razem z Bursą, Wojaczkiem i Stachurą. Podobno Wańkowicz zjawia się na lekcjach polskiego w szkole podstawowej, ale równie często jak duch. Dlatego gdy 2024 r. ustanowiony został pod patronatem tych trzech pisarzy, młodzież miała i wciąż ma okazję, aby zabawiać się na twórczości tych artystów pióra. Tak, właśnie zabawy literaturą potrzebują uczniowie najbardziej, tyle lat bowiem torturowano ich dziełami, że teraz trzeba ten proces odwrócić.

Żeromskiego honorował już Andrzej Duda

Szkoła tak bardzo przyzwyczaiła nas do sadystycznych praktyk w kontakcie z literaturą, że na sam dźwięk nazwiska tego czy innego pisarza cierpnie ciało ze strachu, że czytanie znowu zaboli. Dlatego gdy Sejm ustanowił 2025 rokiem Stefana Żeromskiego, uznałem, iż poprzeczka została postawiona bardzo wysoko. Wiele lat spłycania jego dzieł przez szkolne interpretacje przemieniły Żeromskiego w największego prozokletę wszech czasów, więc raczej nie da się z jego powieści czy opowiadań ukręcić dobrej imprezy. Tu chyba nawet wygadany Mata nie pomoże ani szorstki Fisz czy niebanalny Taco Hemingway.

Żeromski jest tak nasycony szkolną mową-trawą jak gąbka do tablicy i żadne rymy go z tego nie wysuszą. Wybierając akurat tego pisarza, posłowie zapewne kierowali się setną rocznicą śmierci Żeromskiego. Ale przecież w 1925 r. umarł też Reymont. Chyba jednak pisarz bardziej podatny na zabiegi odświeżające, co potwierdził zeszłoroczny film „Chłopi” w reż. Doroty Kobieli i Hugh Welchmana. No ale może uznano, że dość bawienia się Reymontem, czas poluzować ze szkolnego łańcucha innych pisarzy.

Żeromskiego honorował już Andrzej Duda, gdy w 2018 r. był lektorem – razem z Agatą Dudą – „Przedwiośnia” w ramach Narodowego Czytania. Pomysł imprezy wyszedł z kancelarii Bronisława Komorowskiego w 2012 r., wtedy ówczesny prezydent czytał „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza. Choć niejedną inicjatywę poprzedniej władzy Duda uciął, tego krótkiego, ale jakże cennego dorobku Narodowego Czytania nie tylko nie zaprzepaścił, ale nawet znacznie rozwinął.

Para prezydencka tę powieść Żeromskiego sama narodowi zaproponowała, a potem promowała, aby nie było sprzeciwu. Przed „Przedwiośniem” Duda czytał, również z małżonką, „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. Szkoda, że jedynie czytał, promocja polskiej kultury byłaby jeszcze większa, gdyby para w „Weselu” zagrała na deskach Teatru Narodowego (dobór ról pozostawiam reżyserowi). W końcu to sztuka teatralna, a nie tylko czytadło.

Szkoła. Zmiany nadchodzą

Czytanie literatury w szkole zrobiło się nieznośne, bo zostało całkowicie podporządkowane egzaminom: najpierw ósmoklasisty, potem maturze. Młodzież dojrzewa w przekonaniu, że literatura to głupoty poznawane z przymusu, pułapki zastawiane przez nauczycieli, natomiast z własnej woli nikt po to nie sięga. Kanon był tak przeładowany, że na czytanie dla przyjemności nie było już czasu.

Po okrojeniu podstaw przez zespół Barbary Nowackiej będzie trochę lepiej, ale przyzwyczajenia pozostaną. Prędko nie wyrwiemy się z kłamstwa, że literaturę czyta się wyłącznie do egzaminów, co jest tak samo przyjemne jak nacinanie sobie języka, żeby pobrać krew do badań. Badania i egzaminy są potrzebne, ale nie w ten sposób.

Nie ma co lamentować nad upadkiem czytelnictwa w Polsce, trzeba organizować imprezy czytelnicze i dobrze się czytaniem bawić. Bardzo chciałbym, aby posłowie nie tylko wybierali pisarzy za patronów roku (w 2025 oprócz Żeromskiego honorowany będzie poeta Antoni Słonimski z okazji 130. urodzin), ale brali też udział w najróżniejszych imprezach i publicznie czytali lub recytowali dzieła patronów.

Chciałbym wysłuchać, jak Jarosław Kaczyński, było nie było warszawiak, recytuje wiersz „Alarm” („Kiedy na Paryż spada ciemny sen… / Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy. Niech trwa”). W ustach Kaczyńskiego brzmiałyby te słowa tak aktualnie, że cała Polska runęłaby po wiersze Słonimskiego. I o to chodzi!

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną