„Perspektywa Sary” czy jej rodziców? Historia 11-letniej sejmowej reporterki ma wiele warstw
Nerwowe cenzurowanie siebie samych i siebie nawzajem przez dorosłych w sprawie 11-letniej dziewczynki przepytującej polityków w Sejmie mogłoby być pozytywnym symptomem. Drażliwość tematu – w tym przypadku dobra dziecka – może wskazywać na to, że stał się ważny. Tyle że dla samej Sary żadne dobro z tego nie wyniknie. W każdym razie się na to nie zanosi.
„Perspektywa Sary” czy jej rodziców
Kilka dni temu na tiktokowym kanale „Perspektywa Sary” na tle identyfikującej kanał planszy z konturami Sejmu i wpisanym w nie okiem pojawiło się nagranie męskiego głosu. „Dzień dobry, nazywam się Franciszek Małecki-Trzaskoś. Jestem ojcem Sary Małeckiej-Trzaskoś i osobą, która prowadzi kanał na TikToku pod nazwą Perspektywa Sary. Zamieszczam na tym kanale filmy z udziałem mojej córki i najważniejszych osób w kraju. Robię to za zgodą i wiedzą oraz na prośbę mojej córki. Sara Małecka-Trzaskoś jako osoba poniżej 13. roku życia nie ma dostępu do aplikacji społecznościowych typu TikTok. Nie jest ani czynnym, ani biernym odbiorcą treści na TikToku. Dziękuję za wsparcie”.
Dziwaczność tego nagrania odpowiada dziwaczności historii, która za nim stoi.
Pod nagraniem jest jeszcze opis (pis. oryg.): „PerspektywaSary wraca! Ponieważ #WolnośćSłowaJestDlaDzieci ani ja jako rodzic ani żaden inny człowiek nie będzie ograniczał wolności slowa oraz prawa do pozyskiwania informacji przez Sarę Małecką-Trzaskoś. Dziękuję za wsparcie jakie Sara otrzymuje, szczególnie dziękuje Prezes @Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę @rzecznikprawdziecka a także Błażejowi Kmieciakowi i Markowi Michalakowi. Lista jest znacznie dłuższa - jest na tej liście zespoł @TikTok Polska - który rozumie jak ważna jest w naszym kraju wolność słowa. Drogie redakcje @Fakt.pl oraz @Wirtualna Polska a także @wirtualnemedia - skoro obwieściliście, że nas nie ma to pora napisać, że Sara wróciła!”. Komentarze są wyłączone.
Kto wyraził zgodę na obecność 11-letniej reporterki w Sejmie
Fakt, że po Sejmie od wielu miesięcy chodzi dziecko z mikrofonem, szerszej opinii publicznej objawił się na początku lipca. Niechcący przyczynił się do tego Jarosław Kaczyński. Dziewczynka – bohaterka?, autorka? kanału „Perspektywa Sary” – chciała zadać mu pytanie (nie wiadomo jakie), gdy prezes PiS rozmawiał z dziennikarzami na temat depenalizacji aborcji. Polityk najpierw powiedział do niej: „Wiesz, może to nie są sprawy dla dzieci, tak, że, kochana, odejdź sobie”. Dziewczynka odrzekła: „Mamy wolność słowa”, a Kaczyński: „Ale wolność słowa nie jest dla dzieci, naprawdę odejdź”. To właśnie uzasadnienie uruchomiło lawinę komentarzy i falę oburzenia protekcjonalnym stosunkiem niedawnej faktycznej głowy państwa do przedstawicielki najmłodszych obywateli.
I było to oburzenie całkiem zasadne. Gorzej, że wyłącznie na tym wątku zatrzymywały się reakcje takich autorytetów jak Rzeczniczka Praw Dziecka, poseł Marcin Józefaciak czy Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Po kilku dniach zaczęto zwracać uwagę, że pozostałe warstwy tej sytuacji też wydają się jednak dziwne, co publicznie zwerbalizował jako jeden z pierwszych Jarosław Pytlak, prowadzący popularnego bloga „Wokół szkoły” dyrektor Zespołu Szkół STO na Bemowie.
„Wszystkie media społecznościowe w swoich regulaminach określają dolną granicę wieku użytkowników na 13 lat. Profil PerspektywaSary jest zatem prowadzony bezprawnie i nie ma znaczenia, że jego formalnym gospodarzem jest rodzic. Trudno, żeby dziecko nie miało kontaktu z zawartością, którą współtworzy. Zresztą, już samo sformułowanie 11-letnia tiktokerka powinno zaalarmować wszystkich odpowiedzialnych dorosłych: najpierw w Sejmie, (…) w biurach Rzeczników, fundacjach dbających o dobrostan młodych. To elementarny standard ochrony małoletniego przed złymi skutkami funkcjonowania w internecie. (…) Na podstawie dorobku psychologów ustalono, że dopiero po 13-tych urodzinach można bezpiecznie przyjąć, że dziecko posiada zdolność do autonomicznego wartościowania wydarzeń. Wcześniej podlega ochronie, która wyraża się, m.in. tym, że nie może odpowiadać prawnie za swoje czyny, bo ma prawo nie ogarniać ich znaczenia. I w tym momencie powstaje pytanie, jak można było wyrazić zgodę na obecność 11-letniej dziewczynki w Sejmie w roli reporterki?! (…) Możemy godzinami opowiadać, że parlament to świątynia demokracji, ale kierując się elementarnym rozsądkiem musimy zdawać sobie sprawę, że jest przede wszystkim areną brutalnej walki politycznej. Padają tam słowa ciężkie jak maczugi, a podejmowane tematy nie zawsze nadają się do dyskusji z dziećmi. Uczyniono więc z Sary małoletnią korespondentkę wojenną; zresztą z jej wcześniejszych filmów jasno można odczytać, że nie wszystkie tematy poruszane przez nią w rozmowach były adekwatne do jej wieku”.
Gdzie jest Rzeczniczka Praw Dziecka
Na tych kwestiach skupiły się autorki kolejnych materiałów, m.in. Polskiej Agencji Prasowej i „Tygodnika Powszechnego”, zwracając uwagę, że dziewczynka – reporterka, z akredytacją sejmową (dostała ją jako 10-latka!) – ma problemy zdrowotne, które w opinii specjalistów sprawiają, że codzienność pracy i życia polskiego parlamentu są dla niej jeszcze bardziej nieodpowiednie niż dla większości dzieci w jej wieku. A argumentacja rodziców dziewczynki broniących zaangażowania Sary w projekt budziła rosnące osłupienie. Autorce „Tygodnika Powszechnego” pokazali orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego córki, w którym według nich miało być napisane, że zainteresowania dziennikarskie Sary mają pozytywny wpływ na jej leczenie. Jednak reporterka nie znalazła w dokumencie takich słów. Relacjonuje, że jest przeciwnie. Specjaliści zalecają m.in. stworzenie dziecku przyjaznej atmosfery, umożliwienie wolniejszego tempa pracy w szkole i zapewnienie większej ilości czasu na utrwalenie nowego materiału.
Do tego liczne wątpliwości ujawniają się także wokół przeszłych aktywności ojca dziewczynki – miał on m.in. prowadzić dla pracowników wymiaru sprawiedliwości szkolenie „W zderzeniu z psychopatą” – na którym, cytuję „TP”, można było się dowiedzieć, „jak rozpoznać osobowość psychopatyczną, nawet podczas incydentalnego kontaktu, który trwa kilka minut”. Oba artykuły – i PAP, i „TP” – budzą kolejne emocje, komentarze i wyczekiwanie uaktualnionej oficjalnej reakcji Rzeczniczki Praw Dziecka. Z publikacji PAP wzmianka na temat jej stanowiska w sprawie została wycięta – przytoczono ją na podstawie relacji ojca Sary (twierdził, że wg RPD rozwijanie zainteresowań usprawiedliwia nieobecność dziecka w szkole). Dziennikarce „TP” biuro Rzeczniczki odpowiedziało, że nie udziela szczegółowych informacji i że jest w kontakcie z dziewczynką i jej ojcem. Na forach internetowych, gdzie o sprawie toczą się dyskusje, a RPD naturalnie – i nieustająco – wywoływana jest do odpowiedzi, wklejane są z konta rzeczniczki identyczne komentarze, w których prosi ona o „poszanowanie prawa do prywatności, godności, ochrony wizerunku dziecka i jego rodziny”. Nie dziw, że nasuwają się podejrzenia o przejęcie konta, bo logicznie wyjaśnić to trudno.
Czy rodzice dziewczynki odpuszczą
Z relacji zaangażowanych wynika, że w sytuacji Sary interweniować próbuje szkoła, do której chodzi dziecko. Na razie trudno sobie jednak wyobrazić, co i kto w jej sprawie mógłby zrobić. Gdyby sejmowe służby odebrały jej przepustkę, wiadomo, jaki będzie oddźwięk. I wiadomo, kto ostatecznie będzie tłumaczył dziewczynce, co się stało. Przez chwilę wyglądało na to, że jej rodzice odpuszczą. Kanał na TikToku przestał działać. Ale potem pojawiło się przytoczone na początku ojcowskie nagranie i wpis.
Politycy cały czas rozmawiają z Sarą. Od kilku tygodni dziewczynka zadaje im pytanie, czy pamiętają wojnę w byłej Jugosławii, a w szczególności jej koniec. I czy dobrym pomysłem byłoby wysłanie do Ukrainy wojsk ONZ. Wśród najczęściej odtwarzanych filmików jest ten z udziałem posła Waldemara Budy z Prawa i Sprawiedliwości. Odpowiedział, że oczywiście wojnę pamięta. Toczyła się w czasie, kiedy on uczył się do matury, bo – mówi z wyraźną dumą – planował studiować prawo. Dlatego poseł Buda z pytaniami o wojnę odsyła Sarę do tegorocznych maturzystów – tych, co zdawali historię. „To była słaba historia, ale warto poznać szczegóły” – przekonuje. I dopada drzwi, za którymi, jak twierdzi, trwa posiedzenie komisji.