Martwy punkt
Sebastian M. czeka na ekstradycję. Czy nadal jest w Emiratach? Jego bliscy ścigają hejterów
Po tym, jak w październiku polskie służby zatrzymały Sebastiana M. w hotelu w Dubaju, ekstradycja wydawała się kwestią krótkiego czasu. Prokuratura weryfikowała, jakie zarzuty mu postawić, biegli – z jaką prędkością jechał, gdy auto z trzyosobową rodziną zamienił w kulę ognia. Jego bliscy nie odbierali telefonów od dziennikarzy, ojciec sugerował, że Sebastian był takim samym uczestnikiem wypadku jak jego ofiary. Zacznijmy jednak od początku.
Wyjechał, bo mógł
37-letnia Martyna prowadziła gabinet kosmetyczny, jej mąż 40-letni Patryk żył z handlu w internecie. 16 września 2023 r. wracali znad Bałtyku do rodzinnego Myszkowa (woj. śląskie). Pod Piotrkowem Trybunalskim ich synek, pięcioletni Patryk, bawił się w foteliku samochodami. Za ich Kią z ogromną prędkością nadjechało BMW. Zahaczyło o ich samochód. Zginęli w płomieniach (pisaliśmy o tej sprawie w tekstach „Zaciemniona autostrada” i „Kręta droga sprawiedliwości”).
200 m dalej stało rozbite z przodu BMW z kierowcą, 32-letnim Sebastianem M., biznesmenem i synem łódzkiego przedsiębiorcy. Nie byłoby problemu z ekstradycją, gdyby Sebastiana M. od razu zatrzymano, ale do tego nie doszło, a w oficjalnych komunikatach początkowo pomijano nawet jego udział w wypadku. Internauci sugerowali, że to skutek korupcji albo znajomości w kręgach policyjnych. Ten wątek wyłączono ze śledztwa.
Zajęła się nim warszawska prokuratura okręgowa.