Ponad 100 tys. zł zebrano na pomoc dla 17-letniego Artioma, bestialsko skatowanego na krakowskim kąpielisku przez trzech polskich nastolatków. Zbiórkę uruchomił krakowski radny Łukasz Wantuch, a do akcji pomocy włączyli się pisarze, jak Jacek Dehnel i Łukasz Orbitowski, oraz ludzie poruszeni bezmyślnością i agresją młodych napastników.
Zarzut: pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia
Artiom na ogolonej głowie ma trzy grube szwy. Chłopak stracił w czasie napaści kciuk (odcięty palec lekarze zdołali przyszyć). Napastnicy bili go po całym ciele nawet wtedy, kiedy zalany krwią przewrócił się na ziemię. Uratowało go to, że osunął się do wody. Chłopak mieszka z mamą w Krakowie od 6 lat. Radzą sobie tylko we dwójkę, ona sprząta, on pomaga jej, dorabiając jako kurier rozwożący jedzenie.
Trójka napastników w wieku 15, 16 i 17 lat została zatrzymana przez krakowską policję – pomógł monitoring. Wszyscy pochodzą z tzw. trudnych środowisk. Najmłodszy przebywał na przepustce z ośrodka wychowawczego, a w przeszłości dopuszczał się czynów karalnych. Najstarszy uciekł z Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Gorlicach. Policjanci w mieszkaniu, w którym się ukrywał, znaleźli maczetę, którą prawdopodobnie zaatakowano Artioma. 17-latek trafił do aresztu na trzy miesiące i z tej trójki tylko on stanie przed sądem – będzie odpowiadał jak dorosły. Jak na razie prokuratura postawiła nastolatkom zarzuty pobicia z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Pozostałą dwójką zajmie się sąd rodzinny.
Pisarz Jacek Dehnel na swoim profilu na Facebooku, apelując o wsparcie zrzutki na rehabilitację Artioma, napisał: „Zbiórka na Artioma, który przeżył bestialski atak grupy młodocianych bandytów na Zakrzówku, dzięki Państwa ofiarności przekroczyła 100 tys. złotych – i bardzo dobrze, bo rehabilitacja po tak ciężkich ranach jest długa i kosztowna. To fotografie głowy Artioma (który wyraził zgodę na ich upublicznienie) po zdjęciu opatrunków. Trzy rany od maczety (kolejne są na ciele, jeden z ciosów odciął kciuk lewej ręki, który na szczęście udało się przyszyć). Tak wyglądały ofiary w Rwandzie, jak młody mężczyzna z ikonicznego zdjęcia Jamesa Nachtweya. Poraniony Artiom został wrzucony przez bandytów do wody. Tymczasem doszły mnie wieści – od organizatora zbiórki – że prokuratura kwalifikuje to jako »rozbój i pobicie«. Pobicie. Rozumiecie, pobicie maczetą. Nie próba zabójstwa. Gdzieżby. W końcu to właściwie rodzaj boksu”.
Najpierw gaz pieprzowy, potem maczeta
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się 10 lipca na krakowskim kąpielisku Zakrzówek, niedawno wyremontowanym i reklamowanym w całym kraju jako polskie Malediwy. Trzech nastolatków szło między grupkami ludzi, ewidentnie szukając zaczepki. Do grupy siedmiu Ukraińców, wśród których był Artiom, podeszli ok. godz. 21:00 wieczorem. Mama zaatakowanego nastolatka Wita opowiedziała krakowskim dziennikarzom, że Polacy najpierw zażądali papierosów, ale młodzi Ukraińcy ich nie mieli. Kazali im więc otworzyć plecaki do kontroli i oddać pieniądze. Doszło do przepychanki, Artiom stanął w obronie jednego z kolegów. Ukraińcy najpierw dostali gazem pieprzowym po oczach, a potem w ruch poszła maczeta. Świadkowie, do których dotarła krakowska „Gazeta Wyborcza”, opowiadali też, że napastnicy, zanim zaatakowali, zapytali grupkę Ukraińców, komu kibicują – Wiśle czy Cracovii.
Kibice, czy też raczej kibole, tych dwóch krakowskich klubów nieustannie ze sobą walczą, a znakiem rozpoznawczym tych napaści i bójek, nierzadko kończących się śmiercią lub kalectwem ofiar, jest maczeta. Grupka Ukraińców, którzy usłyszeli to pytanie, nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć, zresztą każda odpowiedź byłaby pewnie wstępem do ataku. Maczetę, którą Polacy zaatakowali Artioma, policja znalazła później w mieszkaniu, w którym zatrzymano najstarszego z trójki napastników.
Ranny Ukrainiec przed napastnikami ratował się ucieczką do wody. Kiedy go wyciągnięto, okazało się, że ma pękniętą czaszkę. Świadkowie, którzy pobiegli pomóc zaatakowanym Ukraińcom, opowiadali dziennikarzom, że ciężko ranny chłopak cały czas powtarzał „Nie umieram..., nie umrę tu...”. Ktoś próbował tamować krew ręcznikami, inni dzwonili po karetkę.
Dziesięć ciosów po całym ciele, trzy w głowę
W szpitalu konieczne było usunięcie części kości czaszki wraz z kawałkami mózgu. Lekarze w miejsce usuniętego fragmentu kości wstawili metalową płytkę. Udało się też przyszyć odcięty kciuk, medycy oceniają, że do pół roku chłopak powinien odzyskać w nim chociaż częściową sprawność. Wciąż jednak nie wiadomo, czy będzie w pełni sprawny neurologicznie.
18 lipca krakowski radny Łukasz Wantuch, od wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie zaangażowany we wsparcie uchodźców z tego kraju, w równie emocjonalnym, co ten Dehnela, poście na Facebooku napisał: „Dzisiaj zostały ściągnięte bandaże. Ciosów maczetą było ok. 10, po całym ciele, nawet jak leżał na ziemi. Trzy w głowę, które doprowadziły do pęknięcia czaszki, jeden prawie odciął kciuk. Potem wrzucili zakrwawione ciało do wody. Zdjęcia zamieszczam za zgodą Artioma. Zrzutka będzie jeszcze czynna przez dwa dni. Idzie naprawdę świetnie, jestem bardzo ogromnie zaskoczony jej skalą. Jeżeli ktoś zazdrości, ile pieniędzy zostało zebranych, to niech popatrzy na te zdjęcia i pomyśli, że to mogło być jego dziecko. Jeżeli ktoś czuje zawiść, to proponuję proste pytanie – »zamieniłbyś się? Ile dla Ciebie warte jest życie i zdrowie twojego syna czy córki?«. Chciałbym zebrać jak najwięcej, gdyż oprócz rehabilitacji Artiom będzie mógł je przeznaczyć na przykład na założenie firmy i rozpoczęcie nowego życia. Nad tym wszystkim będzie czuwać jego mama, która otrzyma wszystkie pieniądze z zrzutki. Jeżeli ktoś jeszcze nie wpłacił, to teraz jest ostatnia szansa. Zło zwalczaj Dobrem”.
Zrzutkę założono na 160 tys. zł. 19 lipca zebrano już 150 tys. zł. Kiedy zbiórka się zaczęła i na liczniku było 6 tys. zł, mama Artioma przekazała radnemu Wantuchowi, że „nie chce czerpać zysków z tej tragedii”, oboje z synem są przyzwyczajeni do zarabiania pieniędzy własną pracą, są jednak bardzo wdzięczni tym, którzy im pomogli.
Pobicie czy usiłowanie zabójstwa
Formalności jednak nakładają na organizatora zbiórki, czyli krakowskiego radnego, obowiązek przekazania zebranej kwoty mamie chłopaka i to do niej będzie należała decyzja, co zrobi z pieniędzmi, choć Artiom zasugerował, że chciałby przekazać zebrane pieniądze na zbombardowany przez Rosjan kijowski szpital dziecięcy Ohmatdyt. Nie ma jednak wątpliwości, że nastolatek będzie wymagał kosztownej rehabilitacji.
Sprawę napaści na grupkę Ukraińców i ciężkie pobicie jednego z nich prowadzi Prokuratura Rejonowa w Krakowie-Podgórzu. Według przekazanych mediom informacji napastnicy mają odpowiadać z art. 159 kodeksu karnego, za który grozi nawet osiem lat więzienia. Występek zaklasyfikowano jako czyn chuligański, co pozwoli zaostrzyć karę w odniesieniu do najstarszego z napastników. Odrębnym postępowaniem objęto dwójkę nieletnich. Wykluczono napaść na tle narodowościowym. „Gazeta Wyborcza” ustaliła, że Artiom będzie miał prawnika, który wystąpi o zmianę kwalifikacji czynu z pobicia na usiłowanie zabójstwa. Potencjalna zmiana kwalifikacji może zmienić wymiar kary wyłącznie dla 17-letniego agresora. Sytuacja jednak będzie wyglądała inaczej, jeśli uda się udowodnić, że maczety używała cała trójka polskich nastolatków.
***